Dzień zapowiadał się znakomicie. Lekcje w
szkole minęły jak z bicza strzelił. Ale tak to już jest pod sam koniec roku
szkolnego. Zwłaszcza dla ostatnich klas. Trzecioklasiści szkoły średniej
niższej Mashiba powoli zaczynali sobie uświadamiać, że został im ostatni
tydzień wśród kolegów. Potem ich drogi się rozejdą. Mimo wszystko zdają sobie
sprawę, że pewien okres w ich życiu już się kończy. Mimo jednak
przygnębiających myśli, wszyscy byli pewni, że czeka ich coś nowego, jakaś
wielka niekończąca się przygoda. W końcu, co jak co, ale to właśnie okres nauki
w liceum był właściwym czasem na odkrywanie w sobie dorosłości. Szkolne kluby,
wycieczki, praca, pierwsze zakochania i tworzenie par, z domieszką planowania
swojej własnej przyszłości. To miało się rozpocząć już niedługo.
Karin wraz z przyjaciółmi wybiegła radośnie ze
szkoły, tuż po dzwonku, oznajmującym koniec ostatniej lekcji. Od dawna nie
czuła się tak wspaniale. Zeszły wieczór ich ojciec wybył z domu, pod pretekstem
nagłej wizyty u pacjenta. Nie zabrał jednak swojej teczki, z którą nie powinien
się rozstawać, zwłaszcza jeśli miała być to wizyta lekarska. Jednak dziewczyna
postanowiła się nie mieszać w sprawy ojca. Każdy ma swoje tajemnice, prawda?
Spędziły więc razem wieczór, oglądając jakąś
komedię. Później siedziały razem w pokoju Yuzu i gadając o wielu sprawach-
ważnych i mniej ważnych. Yuzu szczebiotała coś o chłopakach z grającej paczki
Karin. W jej opinii Karin zawróciła chłopakom w głowie. Jej siostra była
odmiennego zdania.
„Yuzu przesadzasz.”
„Może i masz rację, ale i tak nie wmówisz mi,
że Tojoin Heita się Tobą nie interesuje.”
Karin pokręciła głową. Ostatnio świetnie
dogadywała się z siostrą. Zwierzyła się jej z wszystkiego co ją nękało. No
prawie… Jednak Yuzu miała rację. Karin czuła się tak lekko na duchu. Dobrym
określeniem byłoby, iż promieniała pogodą ducha. Nie umknęło to uwadze jej
przyjaciołom, jednak nie pytali o przyczynę. Woleli cieszyć się chwilą, bez
ponurej Karin, która przez całe 8 miesięcy jej nie odstępowała.
Postanowili wybrać się na boisko, by trochę
pokopać piłkę. Yuzu i Midori nie miały dziś niczego do roboty ( to szczęście,
gdy już nie zadają prac domowych), więc postanowiły im towarzyszyć. Zwłaszcza
Midori, która miała chrapkę na nowe ploteczki. No i oczywiście chciała widzieć
Rosto w akcji. Rozsiadły się wygodnie na trybunach. Po drugiej stronie boiska
stał shinigami. Tym razem Yuzu powstrzymała się od machania ręką. W końcu jak
miała wytłumaczyć najlepszej przyjaciółce (poza Karin), że macha do
tajemniczego Boga Śmierci, który strzeże ją i jej siostrę.
Na boisku niezaprzeczalnie królowała Karin. To
ona była nieoficjalnym kapitanem i przywódcą tej bandy. Ktoś postronny mógłby
się zastanawiać, jak ta młoda dziewczyna radzi sobie z tą bandą nastoletnich
chłopców. Ale po tylu latach nie miała z nimi żadnych problemów. Jak sobie
radzić z chłopcami nauczył ją Ichigo. Potrafiła ich szybko podejść, bez
używania pięści. Chociaż czasem, w momentach gdy ktoś zaczepiał ją albo Yuzu-
zwłaszcza Yuzu- pięści szły w ruch. Na szczęście już prawie z tego wyrosła.
Ćwiczyli różne podania, zagrywki i rozgrywki.
Karin już do perfekcji opanowała zdobywanie goli z przewrotki. Miała świetnego
cela. A jako mniejsza i szybsza od
reszty, trudno ją było zatrzymać, gdy
już dorwała się do piłki. Wszyscy mieli radosne miny, gdy skończyli dzisiejszy
trening. Zwłaszcza dla Karin, która czuła się teraz rewelacyjnie i była w
świetnej formie.
- To był świetny trening, prawda, chłopaki?
- No ba!
- A jakże!
- Ja chcę więcej!- krzyknął Heita.
Karin spojrzała nagle w pewnym kierunku. Jej brwi
zmarszczyły się, zupełnie jak u starszego brata.
- Tak się zastanawiam. Zostało jeszcze trochę
czasu nim zapadnie zmrok. Ma ktoś ochotę odwiedzić babcię Haru?
Yuzu klasnęła w ręce. Uwielbiała odwiedzać to
starszą kobietę, z którą ciągle mogła gadać o gotowaniu. Co jakiś czas
wymieniały się swoimi sekretnymi przepisami.
Babcia Haru była samotną kobietą mieszkającą w
Karakurze. Jej dom nie znajdował się w centrum miasta, jednak leżał blisko
boiska, więc Karin co jakiś czas odwiedzała ją po treningach. Zazwyczaj z
siostrą i przyjaciółmi. W trakcie zimy, gdy nie latali za piłką, często
odwiedzała ją tylko z Yuzu. Reszta bała się wracać po zmroku do domu. Bądź co
bądź, ale w Karakurze zdarzały się dość często dziwne przypadki. Jednak przyjaciele
bliźniaczek nie wiedzieli o jednaj istotnej rzeczy. Babcia Haru miała niezwykły
dar. Potrafiła widzieć rzeczy, które były niewidoczne dla ich oczu. Dom babci
Haru był jedną wielka Poczekalnią dla Dusz, które błąkały się po okolicy. To
właśnie u niej dusze te znajdywały spokój i przeczekiwały okres do przybycia
shinigami, który odsyłał dusze do Soul Sociaty. Jednak dzięki niewiedzy, a
także urokowi staruszki, odwiedzali ją z chęcią.
Obie siostry Kurosaki przychodziły z pełną
świadomością o tych mistycznych rzeczach dziejących się na terenie posiadłości
babci. Zazwyczaj dusze, które się tam znajdowały nie były tak irytujące i
przylepiające się jak rzep do psiego ogona, często wyjąc i narzekając na swój
los, jak te, które normalnie latały za Karin, co doprowadzało ja często do
furii. Można powiedzieć, że babcia Haru przetrzymywała w swoim domu „śmietankę
pośmiertnego towarzystwa”. Zazwyczaj tylko na terenie posiadłości Karin
cieszyła się ze swojego unikalnego daru. Babcia Haru była jedną z niewielu osób,
która ją rozumiała. Bycie nastolatką potrafiącą widzieć duchy to ciężka sprawa,
a wliczając trudny charakter Karin oraz jej sceptyzm i ironizm, było jeszcze
trudniejsze. Babcia Haru potrafiła świetnie gotować, zawsze była miła i
uśmiechnięta, potrafiła tak rozmawiać z młodą dziewczyną, by nie naruszać
tematów, których nie powinna i były dla młodej Kurosaki bardzo delikatne.
Dlatego Karin lubiła spędzać z nią czas. Zawsze miały jakieś historie do
wymienienia, m. in. swoje doświadczenia z duchami. Koledzy sióstr uważali ja za
lekko stukniętą staruszkę, która lubi straszyć dzieci duchami ( a oni przecież
już dziećmi nie są, prawda?), jednak z przyjemnością słuchali jej opowieści.
Mijali bramę, gdy w drzwiach pojawiła się
uśmiechnięta starsza kobieta. Obok niej stało dwoje dzieci, o lekko rozmazanych
konturach. Obydwoje miało ciemne włosy i oczy, Karin podejrzewała, że było to
rodzeństwo. Z ich piersi zwisały łańcuchy. Yuzu po ujrzeniu owej dwójki,
pomachała im serdecznie, a ci trochę niepewnie odmachali. Midori, Toba, Tojin,
Uehara i Usaka, mimo, iż nie wiedzieli o obecności martwej dwójki, nie widzieli
w tym nic dziwnego. Przecież to oczywiste, że Yuzu machała do babci na
powitanie.
- Witajcie moi drodzy. Dawno was nie
widziałam.- Odezwała się starsza Pani.
- Dzień dobry, babciu Haru- Przywitali się
młodzi.
Kobieta odwróciła się i wprowadziła ich do
wnętrza domu. Po chwili nastawiła wodę na herbatę, a jej goście zajęli miejsca
wokół niewielkiego stolika.
- Myślę, iż macie mi wiele do opowiedzenia.
Słyszałam, że zakończyliście już sesję egzaminacyjną. Czyżby odrobina
wytchnienia przypomniała wam o pewnej zbzikowanej staruszce z okolicy.
- Nie mamy niczego na swoje usprawiedliwienie,
oprócz tych egzaminów.- Powiedziała, a raczej westchnęła Midori.- Ale mam nadzieję,
że babcia się nie gniewa na nas.- Dodała szybko.
Staruszka popatrzyła na nią groźnym wzrokiem z
ukosa. Po chwili jednak jej oczy wypełniły się radością z przybycia gromadki.
- Midori-chan, dobrze was rozumiem. Stoicie
teraz na rozdrożu. Zaczyna się dla was ten okres, gdzie wszystko się zmieni, a
wasze wybory będą mieć wpływ na waszą przyszłość. Czasem będzie ciężko, czasem tak
banalnie łatwo, tak, że zaczniecie się zastanawiać, czy nie ma w tym żadnej
pułapki.
- Babcia to zawsze mówi tak inteligentnie,
niczym jakiś Mędrzec.- Powiedziała Karin.
Staruszka roześmiała się. Rozpoczęła się
dyskusja na tematy szkoły, egzaminów, następnie temat ześlizgnął się na sprawy
duchowe.
Chłopcy byli wniebowzięci, Yuzu i Midori trochę
niepewne ( ten strach), a oczy Karin zajaśniały. Zazwyczaj między wersami
opowieści były ukryte tajne informacje dla Karin, dotyczące sposobów radzenia
sobie z duchami. Czasem jednak były one tylko zwykłymi historyjkami. Tym razem
należała ona do tej drugiej grupy.
W trakcie opuszczania domu babci Haru doszło do
małego incydentu. Dzieci żegnały się już, obiecując, iż niedługo znów odwiedzą
ten dom. Babcia Haru, niby niewinnie zapytała się Karin.
- Nie masz może jakiś wieści od Toshiro? Już
tak dawno go nie widziałam.
Oczy dziewczyny zrobiły się nagle lodowate,
niczym atmosfera, która otaczała chłopaka, o którym była mowa.
- Przykro mi, ale nie. Odkąd wyjechał, nie
miałam z nim żadnego kontaktu.
- Wielka szkoda. To taki uroczy chłopak. Taki
niesamowicie odpowiedzialny i zaradny. Czy mogłabyś…
- NIE!- Wykrzyczała czarnowłosa. Coś za nią
wydało z siebie głośny trzask. Wszyscy odwrócili się w tym kierunku. Znajdowało
się tam jedno z rodzeństwa. Obok niego leżał rozłupany wazon. Najwidoczniej płochliwy
duch chłopca przechodził przez pomieszczenie i przestraszył się okrzyku Karin.
Chcąc się wycofać wpadł plecami w szafeczkę, na której znajdował się wazon.
Teraz dziecko stało przerażone, przenosząc wzrok z Karin na wazon i co jakiś
czas rzucając szybkie spojrzenie na babcię. W jego oczach były łzy.
- No pięknie, Karin, cud, że szyby nie
popękały. – Dodał z przekąsem Uehara.- Na boisku możesz sobie wrzeszczeć ile
dusza zapragnie, ale powinnaś się kontrolować w zamkniętych pomieszczeniach.
- To nie moja…! Przepraszam.
- Ależ nic się nie stało, kochanie. To tylko
zwykły wazon. Na strychu mam ich setki. Miałam kiedyś przyjaciółkę, która przy
każdej okazji kupowała mi wazony. A, że mam trochę lat, to się tego trochę
nazbierało. Naprawdę, Karin-chan, nie przejmuj się taką błahostką.
Karin uśmiechnęła się z przymusem. Zrzucenie na
nią winy, ale mogło być gorzej. Z resztą co miała powiedzieć. „To nie ja, tylko
ten duch!”. Akurat by uwierzyli.
Szybko się pożegnała z babcią, przeprosiła
jeszcze raz i opuściła budynek. Była zła jak osa, swoje pięści zaciskała z wściekłości.
Dlaczego tak się zdenerwowała słysząc imię Toshiro. Był jej przyjacielem, a
także jej brata. Ufała mu, w końcu uratował jej życie dwukrotnie. Ale był
shinigami, a to było dla niej niczym przestępstwo. Po zniknięciu Ichigo nie
miała z nim żadnego kontaktu. Nie szukała go, a on raczej też o niej zapomniał.
Na pewno miał wiele ciekawszych zajęć niż jakaś ludzka dziewczyna i jej piłka.
Usłyszała gdzieś w oddali nawoływania Yuzu.
Przyśpieszyła kroku. Koło niej przebiegł kot z żółtymi oczami. Patrzył się na
nią uważnie, ale ta nie zwracała na to uwagi. Jej myśli błądziły teraz gdzieś
między boiskiem, domem babci Haru, Soul Sociaty, punktem widokowym i ulicą,
gdzie pierwszy raz ujrzała białowłosego shinigami.
Ojeeej^^ Rozdział strasznie mi się spodobał, zwłaszcza ten fragment o Tośku<3 I cieszę się też, bo w dzień kiedy to napisałaś były moje urodziny i wiesz... sentyment;) Szkoda tylko, że rozdziały tak rzadko, ale rozumiem. Czyżby panienka Shihoin coś planowała?:) Może Tosia sprowadzi?^^ Przesyłam duuuuuużo weny i pozdrawiam cieplutko;*
OdpowiedzUsuńTwoja wieeelka fanka
~Ayami