niedziela, 9 lipca 2017

Rozdział VII- Podróż







- Wstawaj Panienko.- Cichy męski głos obudził ją. Mruknęła niezadowolona i okryła się szczelnie kołdrą. Czuła, że jest bardzo wcześnie i nie miała zamiaru wstawać. Kilka sekund później znów smacznie spala. 
Nie miała czasu jednak się nacieszyć ciszą, gdy wyparowała Kuraku.
-Wstawaj!- Zażądała. Po czym nie czekając na jakąkolwiek reakcję złapała ją za stopę i wywlokła z pokoju.
Karin nawet się nie poruszyła, wiedząc, że i tak nie wygra. Dojechała do dalszego pokoju, gdzie czekał na nią przyjemny zapach śniadania. Gdy tylko kobieta puściła jej nogę podniosła się z podłogi i usiadła jakby nigdy nic przy stole. Wiedziała, że kobieta tylko czeka na jakąkolwiek reakcje. I wiedziała, że jeśli podniesie rękawice, przegra z kretesem. Do tego była wściekłe głodna, przez cały wczorajszy dzień nic nie jadła. W ciszy zajęła się pałaszowaniem. Kuraku, która usiadła na przeciwko mierzyła ja wzrokiem, powoli przeżuwając. Cisza przy stole była prawie namacalne.
W końcu Karin przemiła się i zapytała:
- Mieszkasz tutaj sama?
Kobieta uśmiechnęła się krzywo.
- Mieszkają tutaj również Shiro.... i jego bliźniak. No i mam młodszego brata. Jest totalnym głupkiem, wiec muszę się nim opiekować.
- A gdzie jest teraz?
- Załatwia ci wejściówkę do stolicy. Powinien niedługo wrócić.
- Czyli mi pomożesz.- Raczej stwierdziła, niż zapytała.
- Tak... - Popatrzyła Karin w oczy głęboko.- Lubię jak coś się dzieje. Ale nie lubię ludzi. Ciężko obie sprawy pogodzić. No i w ten sposób zaciągasz sobie u mnie duży dług, prawda.- Jej uśmiech zrobił się złowieszczy.
- Pewnie będę musiała się nieźle namęczyć, by go spłacić.
- Istotnie.
Podniosła się z ziemi i udała się w stronę wyjścia.
- Skończ jeść i idź ogarnij ta szopę na głowie. I załóż coś przyzwoitego na siebie. Nie te okropne ciuchy w których przyszłaś.
Dziewczyna szybko dokończyła śniadanie. Chciała podziękować, temu kto go zrobił więc rzekła na głos:- Dziękuję za posiłek. Był przepyszny.
Nie spodziewała się jakiejkolwiek reakcji, wiec aż podskoczyła, gdy usłyszała: - Bardzo się cieszę, że smakowało. Kukaku-dono nigdy nie doceniła mojej kuchni.
To był ten wielki facet, którego spotkała wczoraj.
Trochę zła na siebie, że dała się tak mu podejść (Jak mogła nie zauważyć tej 2 metrowej kupy mięśni?!) i opuściła pomieszczenie, lekko skinąwszy mu głową na pożegnanie. Powróciła do pokoju w którym spała. Będąc ciągniętą z rana przez Kukaku-"dono" zostawiła kołdrę w połowie drogi między materacem a drzwiami. Chciała odłożyć wszystko na swoje miejsce. Zdziwiła się mocno, bo zarówno ona, jak i materac były już złożone.
- Jakieś dziwne siły tu działają... Szkoda, że nie ma tak u mnie w pokoju.- szepnęła do siebie.
Podeszła do swoich szat shinigami i ubrała na siebie. 
- Kukaku"-dono" musi mi wybaczyć.- uśmiechnęła się do siebie.- W końcu nie mam nic innego.
Drzwi rozsunęły się z trzaskiem i stanęła w nich owa kobieta z czarnym Kotem na ramieniu. Rzuciła do dziewczyny czymś fioletowym. Karin odruchowo to złapała.
-Kimono?- Na chwilę się zawiesiła, analizując sytuację.- Po jakiego grzyba mi kimono?!
- Ubieraj się w nie i nie gadaj. Tutaj masz worek. Do niego wrzuć te szmaty, co masz na sobie i zabierz ze sobą. W Seiretei Ci się na pewno przydadzą.
Karin przyglądnęła się srebrnym zdobieniem na kimonie. Tak misterne wykonanie. Pomyślała tylko o jednym:
- Wygląda bardzo drogo. 
- I kosztuje majątek. Należy do mojej przyjaciółki. Lepiej go nie zniszcz. Jak już się przeprawicie to MU go zostawisz. Będzie wiedział co z tym zrobić.
- Mu? Ktoś będzie mi towarzyszyć?
- Zapewne o mnie chodziło szanownej Kuraku.
W drzwiach stanął chłopak, niewiele starszy od Karin. Ciemniejsza skóra, złote kolczyki w uszach, szata za którą mogłaby się pewnie utrzymać do końca życia. Na jego twarzy gościł wielki uśmiech. Na pierwszy rzut oka wydawał się jej trochę zbyt optymistyczny.
- A Ty to kto?- Zapytała.
- Nazywam się Yushiro Sakimun  Shihoin. Jestem 23 głową rodu Shihoin Miło mi Cię poznać.
Skłonił się lekko. Jego twarz się zarumieniła, a oczy dziwnie błyszczały. Coś ja tknęło.
Spojrzała w dół. Zdała sobie sprawę, że stoi w połowie ubrana na środku pokoju, w jednej ręce trzymając fioletowa szatę, drugą będąc w trakcie pozbywania się stroju shinigami.
Stojąc na środku pokoju praktycznie półnaga przed jakimś obcym facetem!
Pisnęła i szybko zakryła się fioletowym odzieniem.
- Oj już tak się nie zawstydzaj. Zważywszy na to co planujemy, żebyś mogła spokojnie wejść do Stolicy.
- Co masz na myśli?- Zadrżała w myślach.
Kuraku uśmiechnęła się.
- Nie spodoba ci się to.



**********



Jechali powolnie lektyką. Miała odsłoniętą zasłonę więc czas zabijała głównie wyglądając przez okno. A było na co popatrzeć.
Na początku podróży opuszczając dom Kuraku mijali tylko lasy, które z czasem przechodziły w pola uprawne. Mimo tego nie napotkali żadnych ludzi. W końcu jednak i oni zaczęli się pojawiać, wraz z dotarciem do pierwszych budynków.
Jak by ich opisała? Prości, biedni ludzie, żyjący z dnia na dzień, mimo trudów pracy  szczęśliwi swoim prostym życiem. Ich nie interesowały wojny shinigami czy władza jaką posiadali. Martwiło ich tylko to, że znaczną część plonów musieli im oddawać...

A potem dotarli do początków wielkiej, wspaniałej stolicy Soul Sociaty.
To była jedna z najgorszych rzeczy jakie widziała w swoim życiu. Ludzie leżący na ulicach, żebrzący o cokolwiek do jedzenia. Małe, zniszczone budowle, z wybitnymi oknami, dziurawymi dachami. Obskurny tynk odłamywał się od ścian i spadał na przechodniów. Na drodze leżały zwierzęce i ludzkie odchody.
W alejkach czaili się podejrzani ludzie, w ich ciemnych, zapitych oczach widziała tylko chęć zaczepki i wbicia komuś ostrza w plecy.
Przemoc, brud i śmierć.
- Takie jest Soul Sociaty...- szepnęła.
Młody mężczyzna siedzący naprzeciwko niej spojrzał na nią. Jego oczy nie pokazywały żadnych emocji.
- Tak wyglądają najdalsze okręgi. Trafiają do nich najsłabsi, oraz ci, którzy dopuścili się za życia strasznych zbrodni. Na to zasłużyli.
- A te dzieci?
Lektyka mijała właśnie dwójkę brudnych, wychudłych postaci. Karin nie była nawet w stanie stwierdzić jakiej są płci. Obydwoje było zarośnięte, długie, sztywne od brudu włosy sterczały na wszystkie strony. Tak małe, że nie była w stanie określić w jakim wieku mogły być. 
Były niczym cienie żywego człowieka. W ich oczach czaiła się pustka, jakby było im kompletnie obojętne co się z nimi stanie.
- Dzieci też tu trafiają. Umrzeć młodo, nie będąc w stanie nawet zasłużyć na coś lepszego. To straszne, ale nie ja układałem te zasady. Każdy musi przyjąć swój los.
- Opływasz w luksusy. Ludzie Cię noszą wręcz na rękach! Naprawdę Cię to nie rusza? Czy po prostu zgrywasz bogatego dupka?
- Myślisz, że nikt nie próbował z tym wałczyć?- Jego głos podniósł się oktawę wyżej. Widać uderzyła w jego czuły punkt.- Wszystkie Wielkie Rody i ludzie ze stolicy starali się coś z tym zrobić. Kiedy gwałty i rabunki za bardzo się nasiliły- zrezygnowano. Ostatni akt łaski z naszej strony to adoptowane Kuchiki Rukii. Choć i to pociągnęło za sobą wielkie konsekwencje.
- Shinigami są od walki. Nie mogli wam po prostu zapewnić bezpieczeństwa?
- Mają zmarłych do ogarnięcia ze Świata Ludzi. Do tego ostatnio mieli kilka innych rzeczy na głowie. No wiesz- Aizen, Arrankarzy czy ostatnia wojna z Quincy. Wszyscy ponieśli jakieś ofiary. Ludzie mieszkający tutaj też nimi są. Być może kiedyś się to zmieni. Zagrożenie ze strony Aizena i Quincy minęło, a z Hueco Mundo mamy rozejm. Oczywiście nie da się upilnować wszystkich Hollowów. One myślą tylko o kolejnych duszach które mogą posiąść. Ale to pozwala mieć nadzieję, że zamiast walczyć między sobą zajmiemy się innymi rzeczami. Jak na przykład ostatnimi dzielnicami Rokungai. Głównodowodzącym w końcu jest Shunsui Kyouraku. No i mamy przecież Kapitana Kurosaki.
- Wiwat wielki Kurosaki...- Westchnęła cicho, ale usłyszał. Czyżby miał tak dobry słuch jak śpiąca na jej kolanach Yoruichi?
- Dlaczego odnoszę wrażenie, że za nim nie przepadasz?
- A dlaczego ty tak?
- W końcu jest wielkim bohaterem. Gdyby nie on ten świat przestałby istnieć, albo nawet gorzej. Gdybym mógł mieć starszego brata, chciałbym, by był taki jak Kurosaki Ichigo. Co prawda mam starszą siostrę, ale odnoszę wrażenie, że wcale o mnie nie dba. W ogóle.-
Głos chłopaka zrobił się płaczliwy, a oczy zaszły łzami. "To tyle jeśli chodzi o dostojność bogatego Panicza z Seireitei."- Pomyślała.
- Mam starszego brata. A raczej miałam. Wydaje się takim samym dupkiem jak ten twój cały Kurosaki.- Uśmiechnęła się do niego złośliwie.
Yushiro spojrzał na nią pytająco, ale nie rozwinęła tej myśli. Zrobił to za nią ktoś inny.
- Jej starszy brat nie jest dupkiem. Owszem, mogę go nazwać ciężko myślącym głupkiem, posiadającym zbyt wielką moc, której do końca nie wie jak powinien wykorzystać. Ale chłopak się stara i nawet nie najgorzej mu to wychodzi. Za to z Nią- Tu kot wskazał na czarnowłosą.- mamy duży problem. Ostatnio nie jest zbyt skora do współpracy, a gdy coś się nie udaje to tylko się wścieka, po czym olewa problem. Do tego uważa swojego brata za martwego, bo uraził jej dumo-coś-tam.- Yoruichi najwidoczniej przerwała swoją drzemkę na kolanach dziewczyny. Karin spojrzała na nią ostro.
- A co? Nie jest tak?
- Nie uważam go za martwego. Po prostu nas zostawił... Porzucił.- Odwróciła głowę, nie chcąc patrzeć w oczy swoim rozmówcom.
- I dlatego twoja urażona duma każe ci  traktować go jako zmarłego? Zaprzeczać, że istnieje? Ranić tych, którzy się o Ciebie troszczą?
Dziewczyna nadąsała się. Naprawdę nie znosiła poruszać tego tematu. Jest nastolatką, a oni nie chcą rozmawiać o swoich uczuciach.
Jechali przez dłuższy czas w ciszy.
Yoruichi kilkukrotnie przekładała się z miejsca na miejsce. Czujne oczy Yushiro, który obserwował ją odkąd się odezwała, widocznie nie pozwalały zażyć kolejnej drzemki. Chłopak kilkukrotnie otwierał usta, jakby chcąc coś powiedzieć, po czym zagryzał wargi, wycofując się. "Gadający kot go wystraszył, czy jak?".
- Jak chcesz coś powiedzieć, to po prostu to powiedz.
- Nie jestem pewien, ale mam takie dziwne przeczucie...- Zawahał się.- Z resztą... Dlaczego nie odwiedziłaś mnie ostatnio? Myślałem, że teraz po tym wszystkim... Że będziemy się częściej widywać... Teraz w każdej chwili możesz mnie odwiedzić, ale Ty nawet nie wykazujesz jakiegokolwiek zainteresowania moją osobą...- Głos chłopaka się załamał. Widać było, że coś mu ciąży na duszy. Tylko Karin nie miała pojęcia co i dlaczego.
- Nie odwiedziłam Cię ostatnio? O czym ty do cholery gadasz człowieku? Przepraszam, ale poznaliśmy się dzisiaj rano!
- On mówi do mnie.- Yoruichi chyba poddała się ze znalezieniem sobie kolejnej wygodnej pozycji do snu. 
- To wy się znacie? Myślałam, że on tu tylko robi za taxi, w celu przemycenia mnie do Seiretei.
-  Oczywiście, że się znamy.- Żachnął się chłopak, całkowicie ignorując część o byciu środkiem transportu przemytniczego -Jak mógłbym nie znać własnej siostry?
-Siostry!?- Popatrzyła z powątpieniem na kota. Wiedziała, że Yoruichi wbrew swojemu bardzo męskiemu głosowi jest kotką (Uważała czasem na biologii), ale że okaże się być siostrą jakiegoś Paniątka ze Świata Zmarłych, to było dla niej za wiele.  -Jak do cholery to kocisko może być twoją siostrą?! To KOT! Wyróżnia się tylko tym, że potrafi gadać... 
- I szkolił twoje marne umiejętności Shinigami, byś miała jak wypełnić swoją misję. I strzeże Cię w tej głupiej wyprawie.
- Przecież wiesz, że...!
- Nie kłóć się tylko posłuchaj starszej, doświadczonej kobiety, która powala urodą i siłą. Moglibyśmy to załatwić w góra 2 dni, aleś się uparła na robienie z siebie wielkiej tajemnicy. Wiec dobra, idę ci na rękę. I to nie dlatego, że chcemy popatrzeć na te twoje podchody z shinigami, wcale nie! - Yoruichi zaśmiała się skrzeczliwie.- Wracając do tematu, owszem jestem człowiekiem. I tak, ten mazgaj to mój młodszy braciszek. 
- To dlaczego teraz jesteś kotem?
- Tak mi jest wygodniej. Bycie głową rodu to jeden wielki wrzód na dupie, kończący się zaaranżowany małżeństwem. I dlatego Bracie, nie jestem zbyt chętna na powrót do domu. To nie dla mnie. Lubię być wolna i niezależna od innych. Jako Shinigami musiałam się przejmować tymi spotkaniami, nadzorem, przyjmowaniem nowych do oddziału, treningami. Totalna nuda. Chociaż treningi z Soi Fon czy tym knypkiem Byakuyą to była czysta przyjemność. Zwłaszcza, że mogłam im skopać tyłki bez jakichkolwiek konsekwencji. Jako Shinigami musiałam się przejmować tymi spotkaniami, nadzorem, przyjmowaniem nowych do oddziału, treningami. Chociaż treningi z Soi Fon czy tym knypkiem Byakuyą to była czysta przyjemność. Ale najgorsza rzecz to raporty. Czasami się cieszę tą zdradą Aizena. Inaczej wciąż musiałabym wypełniać te papierzyska.
-  I dlatego stałaś się kotem? Porzucając brata?- Karin nie mogła tego zrozumieć.
- Nie nadawałam się do tego. Młody sobie świetnie radzi. Póki co jest trochę naiwny i płaczliwy, ale za parę stuleci wyrobi się. Nie zostawiałabym go samego, gdybym nie była pewna, że odnajdzie się w tej roli rewelacyjnie.- Złote oczy kota błysnęły niebezpiecznie.- Gdybym przy nim była, pozostał by wiecznym wystraszonym dzieciakiem, mającym wszystko, a zarazem od którego nie wymagano by niczego... No i moje odejście było też dla mnie dobre. Podążyłam za kimś, kto miał potencjał na wprowadzenie wielkich zmian. Kiedy się ciężko pracowało przez większość życia, kocie życie wydaje się wspaniale. Śpisz prawie całe dnie, jeszcze co chcesz i kiedy chcesz. I ludzie nigdy ci nie odmówią. A kiedy masz ochotę na odrobinę adrenaliny polujesz na jakiegoś ptaka czy Hollowy.
Karin nie chciała uświadamiać jej, że zwykłe dachowce nie polują na Hollowy.
Ale w sumie Yoruichi całkowicie odbiegała od pojęcia "zwykłego dachowca".



**********



Z każdą kolejną godziną wygląd okolicy i ludzi się poprawiał. Najwidoczniej opuszczali najdalsze dzielnice, a zbliżali do tych zamieszkanych przez shinigami. W końcu nawet ich spotkali na drodze. Dwójka mężczyzn w czarnych szatach ukłoniła się z szacunkiem gdy ich mijali.
- Są strasznie drętwi.- Skomentowała czarnowłosa.
- Wielkie Rody są traktowane wręcz z boską czcią. Tutaj to nie przelewki... Aczkolwiek strasznie upierdliwe, jak wszyscy się przed tobą płaszczą. Jedynie można pogadać z innymi członkami rodów jak równy z równym. A raczej można by, gdyby to było takie proste. Żaden arystokrata nie pała ciepłym uczuciem do nikogo. To po prostu zapowietrzone buce.
- Ale ty taki wydajesz się taki nie być, Yushiro.
- I dlatego nie jestem lubiany na salonach. One-san chociaż szanowali bo była świetnym kapitanem i bali się jej podskoczyć. 
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteście rodzeństwem. 


- Może teraz się to wydaje dziwne, ale w rzeczywistości jesteśmy do siebie całkiem podobni. Przynajmniej z wyglądu.- Odezwała się Yoruichi.- Z resztą popatrz na siebie. Ty i twoja bliźniaczka jesteście do siebie podobne niczym ogień i woda.
- Masz siostrę? Do tego bliźniaczkę? Ale czadersko.- Chłopak ucieszył się niesamowicie. Po chwili jednak jego uśmiech zbladł.- Czy ona jest taka...?
- Sama jak ja? Spokojnie. Jest beznadziejną optymistką, na wszystko patrzy w różowych kolorach. Ocieka życzliwością.
- Musisz mnie z nią kiedyś poznać.
- Z pewnością się zaprzyjaźnicie.- W przeciwieństwie do niej, Yuzu po prostu nie da się nie lubić.