sobota, 28 października 2017

Rozdział VIII- W potrzasku






            Leżała na zimnej kamiennej podłodze już od dobrych kilku godzin. Na szczęście zostawili ją w spokoju samej sobie i raczej nie planowali jej odwiedzić. Ani też udzielić żadnej pomocy. Stłuczone ramię bolało cholernie. Kajdany którymi miała związane ręce z tyłu nie pomagały. Była bardzo obolała. Ledwo udało się jej ułożyć w jakiejś wygodniejszej pozycji. Słuchała odgłosów zza drzwi, ale panowała tam całkowita cisza. Żaden szelest czy odgłos kroków i rozmów. Skupiła się więc na energii życiowej, ale niczego nie wyczuła. Widocznie kajdany blokowały jej nowo nabyte umiejętności. Spojrzała w stronę drzwi. Nie posiadały klamki, ani zamka. Najwidoczniej otwierały się tylko z jednej strony.
- Nienawidzę ich.- Szepnęła sama do siebie. Najgorsze, że w trakcie walki Yoruichi podkuliła ogon i spierdzieliła, zostawiając ja na pastwę tych zwyrodnialców. Tylko raz w życiu  oberwała równie mocno. Ci kolesie nie mieli dla niej żadnej litości. 
Kilkukrotnie podejmowała próby wydostania się, jednak spełzły na niczym. Przy jakichkolwiek gwałtowniejszych ruchach kajdany raziły ją ładunkiem elektrycznym pozbawiając przytomności.
            W końcu straciła rachubę czasu i zapadła w sen.
            To nie był dobry sen. Znów uciekała po Karakurze przed Cieniem. Wiedziała, że nie ma szans, ale biegła w zaparte. Może tym razem będzie inaczej?
        Nadzieja matką głupich...
            Błysk miecza i trzask obudził ją. W rzeczywistości było to światło, które dostało się przez otwierane i prawdopodobnie od lat nienaoliwione drzwi.
- Witamy naszą więźniarkę. Miły dzionek, prawda?- Odezwał się wysoki, barczysty mężczyzna z blizną na twarzy.- Chodź szybko, nie będziemy czekać wiecznie.
- Nie mogę.- Odparła.- Te kajdany coś mi robią jak próbuje chociaż usiąść. A wy jeszcze każecie mi iść z wami w podskokach?- jej zrezygnowany głos się załamał. Chciała, by myśleli, że poddała się już całkowicie. Zaczęła się podnosić z podłogi, ale poraziło ją i znowu upadła. Stęknęła z bólu, trudem zachowując świadomość.
- Dobra wyłączę to, ale masz być grzeczna.
            Wyszeptał parę słów. Karin nie była w stanie ich dosłyszeć. "Mógłbyś głośniej Dupku... Chcę wiedzieć jak się to cholerstwo wyłącza."
- Wydaje mi sie, że w końcu straciłaś zapał do walki.- Bliznowaty zaśmiał się.- Jaka szkoda, byłabyś świetnym workiem treningowym. Przez jakieś 5 min.
- Dałbym jej najwyżej 3 minuty. Wstawaj, mamy się z tobą wstawić do centrali. Tam skażą Cię na śmierć za wtargniecie i szpiegowanie. Nie masz szans się z tego wykaraskać.
            A skoro tak mówili... Podjęła ostatnią rozpaczliwą próbę ucieczki. Powoli podniosła się z ziemi, obserwując dwójkę shinigami. Zmierzyła ich swoim najgroźniejszym spojrzeniem i ruszyła pełnym pędem. Wpadła w pierwszego, który wyleciał z pomieszczenia, przeleciał wąski korytarz i wpadł w przeciwległy ścianę. Uśmiechnęła się pod nosem słysząc lekkie chrupniecie. Błyskawicznie przełożyła ręce pod sobą, prawdopodobnie wybijając swój bark. Teraz to dopiero ją bolało. Jednak adrenalina działała swoje i zdążyła kajdanami przyfasolić drugiemu w łeb, łamiąc mu nos i pozbawiając przytomności. Jego miecz został w tym czasie wyciągnięty zaledwie do połowy.
- 3 minuty? Załatwiam was w 5 sekund!- Krzyknęła do nich oburzona.
Po czym zakryła usta dłońmi i wycofała się w głąb korytarza. Bała się, że ktoś ją usłyszał i zjawi się tutaj, by znów ją uziemić. 
Szczęśliwie nikt nie nadszedł. W końcu przemogła się i przeszukała leżąca dwójkę, ale nie znalazła żadnego kluczyka do kajdanek.
-Cholera...- warknęła. Miała ochotę walnąć pięścią w ścianę, ale nie chciała bardziej narażać wybitego ramienia. Pulsujący ból i tak był już nie do wytrzymania.
            Wiedziała, że nie może ich tak zostawić, wiec z wielkim trudem i jękiem wciągnęła ich do swojej celi. Trwało to bardzo długo. W końcu zamknęła drzwi i ruszyła w stronę wyjścia.
Wstrzymała oddech. Na palcach podkradła się do drzwi. Przez kilka minut nasłuchiwała, chcąc dowiedzieć się, co może czaić się po drugiej stronie.

            Otwierając drzwi przygotowana była na wszelką okoliczność. Ale nie było tam nikogo. Oparła się chwilę o ścianę oddychając głęboko. "Te nerwowe chwile mnie wykończą"- pomyślała, trzymając dłoń w okolicach serca. Biło szybko i nierówno.
            Rozglądnęła się za wyjściem z pomieszczenia. Wyglądało jakby nikt dawno z niego nie korzystał. Znajdowały się w nim stoły z jakimś elektronicznym sprzętem, część z nich przykryta była białym materiałem. Wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu. Po drugiej stronie zobaczyła kolejne drzwi- były otwarte. Nie zastanawiając się ruszyła przed siebie. Mijając kolejne metry zauważyła w półmroku całkiem interesujący przedmiot. Dziwnie powykręcane urządzenie, z małymi haczykami, ostrzami i innymi bajerami. "Wygląda obiecująco.". Podeszła oglądając go dokładniej. "Może uda mi się tym uwolnić ręce."- pomyślała z nadzieją. Zaczęła klikać kolejne guziki, lecz bez efektu. W końcu cierpliwość jej się wyczerpała. Przywaliła więc w maszynę. W końcu ostatnio większość jej problemów udało się rozwiązać siłą.
            Maszyna zaczęła cicho buczeć, rzucając niebieski poblask. Karin podeszła do niej i przyłożyła kajdanki między dwie największe zębatki, które powoli obracały się w pracującej maszynie. Miała nadzieję, że rozwalą to ucieleśnienie niewygody i niewolnictwa.
Jakże bardzo się zawiodła, gdy maszyna nagle zgasła, tuż przed momentem, gdy miała zostać uwolniona.
- Szlag by to!- Kopnęła butem. Ale ustrojstwo nie chciało odpalić.
            Czuła, że to chyba najgorsza chwila w jej życiu. Stała przyczepiona do głupiej maszyny, nie mogąc się z niej uwolnić. Zaczęła szarpać rękami, ale na nic jej wysiłki. W oddali usłyszała głuche walenie w drzwi. Najwidoczniej tamta dwójka już odzyskała świadomość. 
            Trochę jej było głupio tak ich zostawić, miała nadzieję, że ktoś ich kiedyś odnajdzie. Mniej lub bardziej żywych.
            Powróciła do szarpaniny z zębatkami, ale nie ruszyły się nawet o milimetr. Zaczęła się obawiać, że ktoś usłyszy łomot i wejdzie do opuszczonego laboratorium. "Ta osoba miałaby ze mnie niezłą bekę. Sama się wkopałam w tą pułapkę." Wróciła do kopania maszyny z jednoczesnym szarpaniem. Na jej twarzy wystąpiły krople potu, ale dalej walczyła. W końcu jej noga nie trafiła bezpośrednio w maszynę, a jakiś guzik. Zabłysło światło, rozległ się furkot i po chwili była wolna.
            "Dzięki bogom!". Obcierając twarz z potu białym zakurzonym materiałem zerwanym z jakiegoś biurka, przeszła na drugą stronę maszyny, zobaczyć co wcisnęła. Wielki zielony guzik z napisem START wręcz śmiał się w jej twarz. Gdyby tak się nie śpieszyła w panice, pewnie od razu by go zauważyła. Zirytowany wcisnęła czerwony guzik STOP. Maszyna umilkła.
            Odeszła na parę metrów i zawahała się. Podeszła z powrotem do maszyny i kopnęła ją z całej siły. Bolała ja stopa, ale czuła dziwna satysfakcję widząc dość duże wgniecenie.
Wybiegła z pomieszczenia. Nie miała zamiaru już nigdy więcej tam powrócić. Czając się na każdym zakręcie w końcu opuściła budynek. Nikogo po drodze nie spotkała.
- Gdzie są wszyscy?- zapytała sama siebie.
            Jak na zawołanie drzwi z przeciwległej strony otworzyły się ukazując dwójkę shinigami. W ostatniej chwili padła na ziemię i wczołgała się pod krzaki. Popatrzyła na nich z niepokojem, ale byli zajęci rozmową ze sobą. Stali tak blisko, że dokładnie słyszała co mówią.
- Złapali tego intruza. Podobno to jakaś dziewczyna. Strasznie się stawiała, ale nasi jej wyperswadowali co nieco. Będzie teraz posłuszna jak baranek.
            Podniosła się wyżej, chcąc widzieć ich twarze. W razie "W", chciała wiedzieć komu ma złamać nos. 
- Kapitanowie za chwilę się zbierają. Kapitan Zaraki krzyczał, że znów mu dupę zawracają o głupoty. I teraz musi iść sterczeć jak kołek, bo to nasz oddział ją dorwał. Żeby chociaż mógł z nią powalczyć. Ale ta mała podobno nie stanowiła żadnego zagrożenia i szybko ją zdjęli.
- Nie stanowiła zagrożenia? Coś w tym jest... Chłopie, ona warczała jak pies, a jak w końcu wyciągnęła ten swój mieczyk z pochwy, nasi mało nie padli martwi.
- Co im zrobiła?!- Ten drugi nagle się ożywił.
- Kozaczyła, kozaczyła, a gdy miało dojść do walki, jej miecz nie miał ostrza. Chłopaki płakali jak opowiadali. Wpada taka siksa, zaczyna podskakiwać, a nie ma za bardzo czym walczyć. Patrzyła w ten swój "mieczyk" jak sroka w gnat. Nie wiem kto był bardziej zszokowany- oni czy ona. W każdym bądź razie rach, ciach i po strachu.
- Słyszałem, że to nie było "rach, ciach". Widziałem Sato. Facet wygląda jakby go tygrys napadł.
- No dobra... Młodej poszło całkiem nieźle, jak na brak miecza. Rękojeścią przywaliła w Kento, chyba dalej leży w Czwórce nieprzytomny. Reszta poobijana i podrapana. Na pewno będą po tym blizny. Większość będzie się chwalić, że to pozostałości po ostatniej wojnie. Cholerna dziewucha.
- Myślisz, że ją skażą na śmierć?
- Wystarczyło włamać się na teren SS. A ta jeszcze włamała się do 12-ki, grzebała w plikach Dwunastki i rozwaliła mordy tuzinowi shinigami. Stryczek jak nic. Oby ją przed tym wysłali do kapitana Mayuriego na badania. W sumie jak ją wyślą, to nie doczeka stryczka.- Mężczyzna zaśmiał się głośno.
- To nie jest zbyt humanitarne.- Drugi mężczyzna zawtórował mu klepiąc go po plecach.
            W Karin aż zawrzało. Naprawdę miała ochotę rozkwasić im nosy, ale nie chciała powtórki z ostatniej rozrywki. Wycofała się powoli i postanowiła ominąć strażników.
            Co prawda uczyła się wolno, ale potrafiła już jakoś wyczuć shinigami, dzięki czemu mogła ich bezpiecznie omijać. Zostało jej jeszcze dużo drogi do pokonania, a w każdej chwili mogli się zorientować o jej ucieczce. Poklepała się po piersi czując na niej zgiętą kartkę, na której zapisała nazwiska Shinigami. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, szczęśliwa, że jej nie zabrano. Martwiło ją jedynie, gdzie znajduje się jej miecz i dlaczego był w takim stanie podczas jej ostatniej walki. Albo raczej jaki nie był, bo określenie "miecza" nie bardzo jej pasowało. Była jednak pewna, że gdyby mogła nim walczyć, udałoby się jej odeprzeć pierwsze ataki tamtych typków, a może nawet uciec z dala od nich.
            Przez chwilę rozważała, czy nie odszukać swojej jedynej broni. Myślała, gdzie mogliby Ci kolesie go umieścić. Może był w tym samym budynku gdzie ją trzymano? Ostatecznie postanowiła jednak nie szukać swojej porypanej katany. "Skoro i tak nie ma ostrza..."
            Minęło kilka godzin. Przez ten czas systematycznie przedzierała się przez teren wroga pozostając niezauważona. Miała nadzieję odnaleźć Yoruichi, ale dotychczas nie spotkała ani jednego kota na swojej drodze. Siedziała oparta o ścianę, czekając aż grupka nowych shinigami minie jej kryjówkę. Dotychczas nie podniesiono żadnego alarmu, więc była pewna, że nikt nie wie o jej ucieczce. Była z tego powodu mocno podbudowana. Pomimo uczucia znacznego osłabiona, spowodowanego tym, że nie miała niczego w ustach od czasu śniadania u Ikkaku. Do tego dochodziły wszystkie obrażenia zadane jej przez bezlitosnych Shinigami z 11 oddziału. No i to wybite ramię, którego dotychczas w żaden sposób nie opatrzyła.
            - Zajmę się tym, jak już będę poza terenami Shinigami.- Szepnęła do siebie cicho pocierając obrzmiałe ramię zdrową ręką.
            - No to będzie musiało trochę poczekać. Spróbuj się tylko ruszyć, a zginiesz na miejscu.
            Poczuła ostrze na swojej szyi, które lekko nacięło jej skórę. Momentalnie z rany popłynęła ciepła, gęsta ciecz.
            - Pośród rydwanu błyskawic puste wrzeciono kołowrotka rozszczepia blask na sześc promieni. Zaklęcie 61: Cela sześciu promieni!- Usłyszała miły kobiecy głos. Wokół jej ciała pojawiło się sześć prętów, które oplotły się wokół jej brzucha. Nie była w stanie poruszyć swoim ciałem.
            - Wysyłam raport, że ją złapaliśmy i za chwilę dostarczymy w miejsce spotkania. Jesteś w stanie ją ponieść? Muszę być skupiona na utrzymaniu zaklęcia.
            - Takie chucherko? Podniosę ją jednym palcem.
            - Musimy się pośpieszyć. - Znowu odezwał się głos tej kobiety. Był bardziej naglący. - Spotkanie juz się pewnie rozpoczęło, kapitanowie na pewno się będą niecierpliwić, co tak długo. Jeśli się dowiedzą, że nam zwiała, kapitan nas zabije!
            - Sprawa się nie rypnie. Chyba, że będą chcieli wysłuchać tą młokoskę, zanim ją zetną. Raczej marna szansa. - Podrzucił Karin, która była przerzucona przez jego bark. Jęknęła głośno, czując ból nawet w końcówkach swoich włosów.
"Jestem skończona!".

           

**********



Po dotarciu do budynków oddziału 1 zdjęto to paraliżujące zaklęcie. W prezencie otrzymała za to nowe kajdanki, ustawione na maksymalne rażenie. Oraz całą serię ciosów w twarz i brzuch. Prawdopodobnie na jej ciele nie pozostał ani jeden centymetr kwadratowy nieobitej skóry. Lekko przygryzła rozciętą wargę, czując metaliczny posmak. Splunęła krwią zmieszaną ze śliną pod nogi strażnikom, których zamknęła przy ostatnim spotkaniu w celi, a którzy przyłożyli jej najmocniej. Oberwała jeszcze jednym ciosem, po czym została złapana za włosy i wciągnięta do budynku. Nawet nie miała sił, by ciskać w nich gromami ze swoich oczu. Po prostu dała się drzeć w nieznane zakamarki korytarzy. Po prostu się poddała.
Gdy dotarli do jakiś drzwi, zauważyła jedynie stopy stojących przy nich strażników. Na chwilę została puszczona. Chciała się lekko poprawić, by nie leżeć na barku, ale zadziałały kajdany. Leżąc więc bez ruchu, dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jej zawsze związane w kucyka czarne włosy, były teraz swobodnie rozrzucone dookoła jej głowy. Mężczyźni wymienili ze sobą kilka słów, a następnie drzwi się otworzyły. Wleczona pod pachami, patrzyła się w podłogę. Cześć włosów zwisała jej na twarzy, ograniczając widok. Jednocześnie też wiedziała, że nikt nie widzi jej brudnej i spuchniętej twarzy. Czuła, że powoli traci świadomość. "Może to i lepiej. Nie będę czuć, jak mnie będą zabijać."- Pocieszała się w myślach.
Wleczący ją mężczyźni przystanęli na środku dużego pomieszczenia. Ustawili ją w takiej pozycji, by klęczała, pochylona lekko do przodu. Karin dalej miała spuszczoną głowę, nie interesowało ją, kto znajduje się tuż przed nią i o czym te osoby rozmawiają. Nie była w stanie wychwycić nawet pojedynczych słów, a co dopiero pojąć ich jakikolwiek sens. W końcu ktoś złapał ją za włosy i butanie pociągnął do tyłu, tak, że jej twarz była całkowicie odsłonięta. Zobaczyła kilkanaście osób stojących w białych płaszczach i spoglądających na nią. Każdy wyglądał inaczej, a może tak samo? Jedyne co rzuciło się w jej oczy to pomarańczowa plama po lewej, na głowie jednego z tych typków. Skupiła swój wzrok. Jego brązowe oczy przez ułamek sekundy wyrażały całkowite przerażenie. Poczuła lekkie zawirowanie w powietrzu, lodowaty chłód, po czym wszystko wybuchło.


Potem była już tylko ciemność...