sobota, 7 stycznia 2017

Rozdział III- Narada








- Dobra, jeszcze raz, bo tego nie rozumiem. Wytłumacz mi: CO SIĘ Z TOBĄ DO CHOLERY DZIAŁO?!

Tak więc pierwszą rzeczą jaką się zajęła, były gęste tłumaczenia Heicie, który wpadł do jej domu kilka minut po tym, jak tylko odpisała mu "Żyję".
Jakbyś nas potrzebowała, to wiesz gdzie nas znaleźć.

- Oj, musisz być taki dociekliwy?
- KARIN DO JASNEJ...! NIE BYŁO CIE TRZY DNI! TRZY DNI! ZERO WIADOMOŚCI! NAWET POCAŁUJ MNIE W DU...!
- Dobra, starczy!- Dziewczyna przyłożyła mu pięścią.- Już i tak się na nas wszyscy w okolicy gapią.
- Więc to Moja wina?
- No nie... Przepraszam?
- Co najmniej puszka coli. Inaczej Ci nie wybaczę.- Ruszyli wolnym krokiem w stronę wyjścia z niewielkiego parku. Heita złapał się za ramię. - Muszę dołączyć do jakiejś organizacji przeciwko przemocy. Karin, da się to leczyć.
- Spadaj...
Wyprzedziła go, chcąc jeszcze raz przemyśleć swoje "wyjaśnienia". Zmarła zaledwie 3 dni temu, dopiero udało jej się stać shinigami, a po powrocie do domu- inną drogą, nie mogła się zmusić by przejść TAMTĘDY- zastała całą zawaloną pocztę głosową, miliony sms-ów, a nawet list pod wycieraczką:


"Karin, błagamy, odezwij się!
Nie wiemy co się dzieje,
ale jesteśmy z Tobą.
-H."

- Dobra, jeszcze raz- dawaj.- Odezwał się chłopak.
- Wieczór. Ciemne niebo, gwiazdy lekko migocą na niebie. Tatusiek już zamknął klinikę i oddał się przyjemności oglądania serialu "Seila Montse- wzgardzona miłość prowadzi do...".
- Serio twój tata ogląda tą telenowelę?- Wtrącił się jej w słowo.
- Gorzej- jest jej zagorzałym fanem.
- ... Lepiej się z nim nie pokazuj na ulicy.
- Wierz mi, staram się. Jak coś, to mówię, że mnie adoptował.- Zaśmiali się.- Tak więc wracając do tematu: Z braku lepszych perspektyw dołączyłam do niego. I chciałabym powiedzieć, że to było najgorsze 15 minut mojego życia. Ale niestety.- Zawahała się, jak zwykle w tym konkretnym momencie.- Zadzwonił mój brat. On i Yuzu mieli mały wypadek w metrze. Coś się popsuło, jakiś kabel w łączach. Poraziło ją. Straciła przytomność i wpadła na tory. Na szczęście nic nie jechało, ale na wypadek wstrzymali całą komunikację, nim ją wyciągnęli. Zabrali ją do szpitala. Najgorsze, że kiedy Ichi-nii zadzwonił- zdążył tylko powiedzieć o wypadku i że ucierpiała Yuzu. Że nie są w stanie jej dobudzić i...- westchnęła- dokładnie w tym momencie dupkowi padł telefon. Tata podniósł gwałt w domu, kazał mi wsiadać do auta i pojechaliśmy. Był tak zdenerwowany, że myślałam, że sama będę musiała prowadzić to auto, bo  jechał za szybko. Myślałam, że sami się wgnieciemy w jakieś drzewo. Oczywiście jak w końcu dojechaliśmy do Tokyo, nie wiedzieliśmy, gdzie ją zabrali. A zmartwiony brat nie pomyślał, by kogokolwiek poprosić o ładowarkę. Tak więc jak w końcu w chyba dziesiątym szpitalu ich znaleźliśmy, myślałam, że padnę na zawał. Ichi-nii klęczał przy niej, przyszedł lekarz i powiedział, że to nie wygląda dobrze i być może to koniec. Ojciec w ryk, Ichigo patrzył tępym wzrokiem na nią, ściskał jej rękę, a ja myślałam, że sama padnę trupem.- Zrobiła przerwę, by zaczerpnąć powietrza.- W tym momencie Yuzu otworzyła oczy, radosna jak nigdy i powiedziała słabym głosem, że w końcu w pełni sie doładowała. W każdym bądź razie, ja leżałam na ziemi i nie mogłam się podnieść, ojciec wyleciał na korytarz krzycząc o cudzie i uzdrowieniu. Po chwili okazało się, że lekarz gadał z kimś przez słuchawkę o wynikach meczu. Mało nie został wysłany na Antarktydę przeze mnie i Ichi-nii. W całym tym rozgardiaszu nie zorientowałam się, że zostawiłam swój telefon w Karakurze w domu. Ot, zwyczajna historia rodziny Kurosaki.- zakończyła.
- Bez urazy, ale jesteście powaleni.
- A dziękuję, dziękuję.
- Czyli z Yuzu wszystko w porządku?
- Oprócz kilku siniaków i zadrapań, pozostało jej miłe wspomnienie niesamowitej drzemki. A my tak się nią zamartwialiśmy.- Pokręciła głową w geście dezaprobaty.
- No ale trzy dni?
- Musieli ją przetrzymać na obserwacji. A tata  stwierdził, że nie uśmiecha mu się zostawiać jej samej w szpitalu. Więc siedzieliśmy 2 dni, nim w końcu ją wypuścili na wolność. Z oczywistych względów, tata zamordowałby mnie, gdybym sama chciała wracać do domu komunikacją miejską.
- Ale nie zabraliście Yuzu z powrotem? Dlaczego?
- Powiedziała, że dopiero co rozpoczęła wakacje swojego życia, a chce się nimi nacieszyć do końca. Kupiłam jej koszulkę z napisem "Uwaga, urządzenie pod napięciem". Ale może lepszy byłby piorunochron? Czy to już koniec przesłuchania?
- Powiedzmy. Na razie. Więc, co robimy z treningami?
-  Sama nie wiem. Wieczorem Ci dam znać. Musze jeszcze załatwić jedną ważną sprawę, ok?
- Jasne.- Uśmiechnął się do niej.- Jak jednak nie dasz rady, to i tak będziemy grać.



**********



Złapała w płuca głęboki oddech i zadzwoniła do drzwi. Po chwili uchyliły się, a zza nich delikatnie wyjrzała ciemnowłosa dziewczyna.
- Cześć Ururu. Szef w domu?
- Witaj Karin. Tak. Oczekują Cię.
Oczekują.
Ruszała z pewnym ociąganiem. Przynajmniej nie szły w kierunku zejścia do gigantycznej "piwniczki". Nie chciałaby znowu pokonywać tej wielo-szczebelkowej drabiny. Po chwili weszła do jasno oświetlonego salonu. Wiedziała, że spotka tu swojego ojca, ale i tak poczuła się bardzo niepewnie. Spojrzała mu w oczy, po chwili jednak spuszczając wzrok. Czuła się obco z tym człowiekiem- tak totalnie nie przypominającym jej śmieszkowatego i głupawego ojca, który przytulał ją na każdym kroku, robił sobie jaja przy każdej okazji, stawiając ją w zawsze w żenujących sytuacjach. Ten człowiek był poważny, potężny. Jakby był jakimś Generałem, który przybył na naradę wojenną.
Przy stole znajdowało się kilka poduszek, a na jednej z nich drzemał czarny kot. Jego ogon ruszał się miarowo. Po drugiej stronie stołu siedział Urahara ze swoim nieśmiertelnym kapeluszem i wachlarzem zakrywającym twarz.
- Chyba nie muszę Was sobie przedstawiać.- Rzekł. Pochylił się nad zwierzęciem i pogłaskał przez chwilę. Ten wydał z siebie przeciągłe mruczenie i przerzucił się na drugi bok. Chyba nie był zainteresowany dalszymi pieszczotami. Rozpoznała go.
- Ten kot mnie chyba kiedyś śledził.
Karin podeszła do stołu i zajęła wolne miejsce przy nim.
- Przyniosę herbaty.- Usłyszała głos dziewczyny z zza siebie. Odwróciła sie do niej.
- Będę wdzięczna.
Przez chwilę siedziała cicho wpatrując się w blat mebla. Nie chciała zaczynać rozmowy, z resztą czuła na sobie wiercące spojrzenie ojca. W końcu to on się odezwał.
- Karin, kochanie, będziesz już zawsze milczeć jak najęta? Aż tak mi nie ufasz?
- To raczej ty nam nie ufasz, Panie Shinigami.
- Czyli wiesz, że jestem jednym z nich.- raczej stwierdził fakt, niż pytał.
- Oczywiście! Widzę martwych ludzi, pamiętasz? To tyczy się też wszystkich ludzi w czarnych kimonach z mieczem u boku. Kiedy miałeś zamiar nam powiedzieć?
- Najlepiej nigdy. Chciałem, byście w spokoju żyli, nie wiedząc nic o tamtym świecie. Żebyście byli szczęśliwi.
- Raczej coś się nie udało. No, przynajmniej Yuzu to szczęściara.
- Ty i twój brat odziedziczyliście umiejętności po rodzicach. Yuzu, masz rację, nigdy nie ujawniła jakiś szczególnych umiejętności w tym zakresie. Jednakże ona inaczej to odbierała. Czuła się wykluczona z rodziny, nie mogąc się w żaden sposób Wam przydać.
- Ona by tylko chciała wybawić cały świat... -Nage ją olśniło.- Po rodzicach? Jak to po rodzicach?! Czyli mama też...?
- Nie, nie. Ona była "tutejsza". Poznałem ją tutaj w Świecie Ludzi wiele lat temu, chociaż wciąż mi się wydaje, jakby to było zaledwie wczoraj. Była bardzo hojnie obdarowanym człowiekiem.
- Stary zbok.
- Córcia.- Pokręcił głową.- Twoja mama była wspaniałą kobietą. Ciekawską i trochę irytującą. Miała bardzo silną duchową aurę, gdy ją poznałem. Uratowała mi życie. Potem ja jej. A potem ona znowu moje.  To dość długa historia.
- Możesz opowiedzieć. Raczej powtórnie od niej nie umrę.- Założyła obie ręce na kark.
- Chciałem zaczekać i opowiedzieć ją waszej Trójce, jak już będziecie dorośli.
- To raczej będzie teraz trudne, zebrać nas razem.
- Ichigo już ją zna. Potrzebował jej by odnaleźć siebie i pokonać Yhwach.
- Och...- Czuła się bardzo zawiedziona. Jak zwykle tajemnice.
- To nie tak, że go faworyzuję.-Podniósł ręce w geście obrony, pod jej ostrym spojrzeniem, świadczącym, że ma go ochotę poturbować. Mocno.- Twój brat poświęcił wiele, by zyskać moc, zdolną do ochrony naszej rodziny i przyjaciół. Ty i Yuzu jesteście jeszcze takie młode. Jestem Waszym ojcem, zawsze będziecie dla mnie najważniejsze i będę chciał Was chronić. Twój brat myśli tak samo. Nie chciałem byście wchodziły w "rodzinny" interes.
- Ale teraz już za późno.
- Tak. Niestety.- Westchnął przeciągle i zmierzwił włosy na głowie.- Karin, mimo moich wielkich chęci i w ogóle, czasu nie zatrzymam. Niedługo sama będziesz dorosła, to chyba pora, byś mogła zacząć sama o sobie decydować. Zdobyłaś moce Shinigami i... EJ, NIE KRZYW SIĘ!- Złapał się za głowę i nią pokręcił.- Zupełnie jak wtedy, gdy byłaś malutka i mama kazała Ci ubrać sukienkę.
- Tato!
- A co? Wolałaś latać jak szalona w gaciach brata i kopać piłkę. Na początku nie wierzyłem, żeś dziewczynką,  dopóki twoja mama mi nie pokazała...
- DOŚĆ!- Złapała jakąś rzecz leżącą na podłodze i rzuciła. Trafiła idealnie w czoło.- Mieliśmy gadać o czymś innym. Ciągle zmieniasz temat.
- No dobra... Rozmawiałem już z Uraharą o tym. Ten cały incydent jest jakimś totalnym przekrętem.
- Mów dalej...
- Jak tylko dał mi cynk przetrząsnęliśmy całą Karakurę, ale niczego nie znaleźliśmy. Było mnóstwo Hollowów do pozbycia się, ale po za tym żadnych śladów. Masao szalał, bo nie wiedział jak sobie poradzić z ich rozwalaniem i pisaniem raportów w tym samym czasie. Do tego strasznie się denerwował, że mu zniknęłaś z oczu. Jeśli chodzi o Hollowy mamy pewną teorię, skąd się wzięły w mieście, ale niestety nie wiemy, kto ich tutaj nasłał. Ta osoba musi być świetnie zaznajomiona z terenem. I obserwować nas już od jakiegoś czasu. Znać dokładnie nasze zwyczaje, itd. Niepokoi mnie jednak, że niczego wcześniej nie zauważyliśmy. Nawet Yoruichi niczego nie znalazła.
- A kim jest Yoruichi?
Na twarzy kapelusznika pojawił się uśmiech. W tym momencie kocisko podniosło się z poduszki i wskoczyło na blat stolika, tuż przed Karin.
- Psiik! Spadaj kocie. My tu rozmawiamy.
- A ja chcę do tej rozmowy dołączyć.
"Ten kot się odezwał! Gadający kot!"- Przez chwilę miała ochotę przywalić kota poduszką, na której to dopiero spokojnie sobie leżał. Na jej twarzy pojawiła się panika, która po chwili całkowicie ustąpiła stoickiemu spokojowi.
- Ten kot gada.- Rzekła.
- Gada. Nawet całkiem nieźle.- Przytaknął jej kot.- Jednak nie wydajesz się zbyt zdziwiona.- Dodał z żalem.
- Mój świat jest całkowicie nienormalny. Za każdym razem mam wrażenie, że już mnie nic nie zdziwi, ale Wszechświat uwielbia mi udowadniać, że nie mam racji. Chyba już się do tego przyzwyczaiłam.
- Czyli Cię to nie rusza?
- Rusza. Nawet bardzo.
- Szkoda.- Kocie uszy oklapły. Kot podniósł się na 4 łapy i przeciągnął.- Miałam ochotę na takie same jaja, jakie odprawił Ichigo parę lat temu.
- Wydaje się to ciekawą opowieścią. Ale jestem egoistką, więc na razie zajmijmy się problemem mojej tajemniczej śmierci, dobra?
- Tak więc jak już zawarłaś nową znajomość opowiedz nam o tym co się stało, jak opuściłaś dom parę dni temu.
- A co tu opowiadać. Tata gdzieś pojechał, zostałam sama. Chciałam coś zjeść, ale moje kulinarne zdolności prawie wysadziły kuchnię. (Sorki za bajzel, tato!). Poszłam do sklepu całodobowego. Po drodze wyczułam jakiegoś Hollowa, ale nie przejęłam się tym, na karku siedział ten mój "opiekun" od siedmiu boleści. W każdym bądź razie on poleciał ścigać ducha, a ja cieszyłam się chwilą wolności. Od tamtej pory go nie spotkałam. Poszłam dłuższą trasą, mając nadzieję, że dłużej będę sama. Zaczynało się robić cholernie zimno, a głowa mnie rozbolała. Wyczułam, że pojawiają się coraz nowe potwory, wiedziałam, że nie mam z taką ich ilością szans, więc zaczęłam zwiewać. No i mnie dopadł ten cień niedaleko dojo Tatsuki. Trochę mnie poturbował, gadał jakieś głupoty, ale nie rozumiałam w ogóle o co mu chodzi. Potem mi czymś przywalił, coś walnęło o asfalt i rozpłynął się w powietrzu. A ja już byłam martwa. Potem mnie znalazła Tatsuki i tutaj przytachała. Znaczy moje ciało.
- Dałabyś rade go rozpoznać?
- Na pewno głos. I oczy. Wyglądał jak jakiś mafios. Wysoki, barczysty. No i ten "Cień" z którego się wyłonił. Gdy gadał do mnie swoje brednie, wydawało mi się, jakby jego cień żył. W sumie z niego się wyłonił.
- Czyli teoretyczni rzecz broniąc, poznałabyś swojego oprawcę po... cieniu?
Stanowczo potwierdziła. Aczkolwiek w środku nie była tego taka pewna.
- Czy... Czy on mógł być jednym z Shinigami z tamtego Świata?
- Z Soul Society? Możliwe. Mógłby też to być ktoś inny, człowiek, z podobnymi umiejętnościami do twojego brata, ale twoja opcja wydaj mi się bardziej prawdopodobna.- Odpowiedział Urahara. Popatrzyła na niego zdziwiona.- Sama powiedziałaś, że chyba znał twojego brata. Ale raczej nie stąd.
- Powiedział, że "Kapitan Kurosaki nie będzie zadowolony". Że, "Nawet on zrozumie Wyższą Potrzebę".
- Nie zwracał by się do niego per :Kapitan", gdyby znali się z ludzkiego świata.- Jej ojciec miał zamknięte oczy i kiwał głową.- Odkąd Ichigo postanowił przyjąć stopień kapitana i zamieszkał w Soul Society, więcej nas nie odwiedził. Więc ten człowiek musi go znać z tamtej strony. Nie ma innej opcji.
- Jakiś znajomy mojego brata wbił do Karakury, skatował mnie, zabił i uciekł?
- I to był jego plan. Prosty, ale skuteczny.
Karin spojrzała na Uraharę z niedowierzeniem. Ten człowiek był mądry, nie mogła zaprzeczyć, ale czasami jego postawa nie była normalna.
- On ma jakiś plan, Kurosaki-san. I widać, że się w nim liczysz.
- Pozbawiając mnie życia? Chciał, żebym błąkała się jako duch po Karakurze, w ostateczności albo zamieniając się w Hollowa, albo zostając odesłana TAM? To jest ten Wielki Plan?!
- Albo, żebyś zdobyła moce Shinigami, tak samo jak twój brat. A z potencjałem waszej rodziny... Parę lat treningu i możesz stać się istotnym graczem na planszy. Wystarczy odrobinę Cię pokierować.
- Nie będą mną kierować. Niech spadają.
- Oni chyba nie wiedzieli do końca, jak upartą osobą jesteś.
- I to był ich pierwszy błąd. Znajdę ich i tak skopię zadki, że popamiętają. O ile będzie co zbierać. I ktokolwiek przeżyje, by pamiętać. Więc jak się tam dostać?
Podniosła się z poduszki. Jej oczy błyszczały, a na bladych policzkach pojawiły się rumieńce.
- Hola, hola, a ty gdzie?- Spytał Isshin.
- Jak to gdzie? Wbijam do Soul Society, znajdę tam tego gnojka.
- Niby jak chcesz to zrobić? Wejdziesz jako szacowna siostra Kapitana i zażądasz audiencji z wszystkimi shinigami? Przeglądniesz ich cienie i twierdząc, że jeden z nich Cię zabił. I że poznasz go po cieniu? Już to widzę.
- Na pewno nie wbiję tam oficjalnie. Typek na pewno się zaszyje w jakiejś norze.-... Jej zapał szybko zgasł.- Ichigo i tamci nie mogą wiedzieć... Udam jakąś podrzędną Shinigami.- Dodała po chwili.- Skoro są tak świetnie zorganizowaną organizacją, muszą mieć jakieś bazy danych. Może ten koleś będzie w jakimś przeglądzie Shinigami-Zabójców atakujących prawie-zwykłych-ludzi?
- Raczej wątpię. Ale zawsze możesz sprawdzić kartotekę Shinigami. Jest aktualizowana co roku. No wiesz zdjęcie, opis, skąd pochodzi i do jakiego oddziału należy. Opis jego umiejętności. Wszystkie ważne informacje. Przy okazji powinnaś też zaczerpnąć informacji o Shinigami wysłanych w ciągu ostatniego miesiąca do Świata Ludzi.
- Oni naprawdę mają takie dokumenty?
- Ostatni wykonują więcej papierkowej roboty, niż walk w terenie. Zasługa Twojego Braciszka. Chyba rozwalił wszystkich niebezpiecznych typów. Teraz to panuje tam tylko biurokracja.
- Córcia , jesteś pewna, że chcesz sie włamać do świata shinigami i przeprowadzić tajne dochodzenie?  Z resztą to praktycznie niemożliwe. Znam ich. Mają za dobrą ochronę.
Przypomniała jej sie opowieść Urahary. O jej bracie i jak ratował Rukię.
- Ichi-nii się udało. A Urahara ma swoje sposoby.- Założyła ręce na klatce piersiowej i powoli kiwała głową, układając pierwsze zarysy jej genialnego planu.- Wślizgnę się, nawet mnie nie zauważą. Co mogłoby pójść źle?
- No to świetnie wszystko ustalone!- Urahara zaklaskał obiema rękami. Wachlarz w jego dłoni zniknął. Nie chcecie dociekać, gdzie go  schował.- Ale nie puszczę Cię samej.
Jej ojciec podniósł się z miejsca.
- Wychodzi na to, że idę z Tobą.
- Co to, to nie. Twój ojczulek jest bardzo troskliwy. Ale jeśli serio chcesz tam się wedrzeć po cichu...
- To na pewno nie z nim.- Dokończyła zdanie.
- Chodziło mi o jego energię duchową. Ale w tej kwestii też masz rację.
Isshin przeniósł sie do kąta, płacząc rzewnie. Mamrocząc coś w stylu "Masaki, nasza córeczka znów mnie odrzuciła.". "Stary, dobry ojczulek"- coś ją zakuło w piersi.
- Więc niby kogo mi przydzielisz?
- A to już będzie niespodzianka. Ale spokojnie, nie zawiedziesz się.
 Nie była tego taka pewna, ale co miała zrobić?
- Kiedy wyruszam?
- Za kolejne 3 dni. Najpierw Cię troszkę podtrenuję. Aktualnie jesteś zbyt...
- Jak powiesz delikatna to przysięgam...
- Niedoświadczona. Ale to się zmieni. Na dzisiaj koniec. Zabieraj tego starego Pyrka do domu i odpocznij. Widzimy się o świcie w piwnicy.




**********




Ostatnie co jej zostało tego dnia, to zadzwonić do Heity i powiedzieć, że prawdopodobnie do końca wakacji nie da rady z treningami.

No i zamówić przez neta koszulkę z napisem "Uwaga, urządzenie pod napięciem" dla Yuzu. Co jak co, ale musiała mieć jakieś dowody na jej "ostatnie" przygody w Tokyo.