sobota, 19 listopada 2016

Rozdział II- Dążąc do kontroli




- Sprawa jest dosyć prosta. Wskakujesz do tego dołka. I masz z niego wyjść o własnych siłach.
- Urahara, jestem związana.
- Powinniśmy ją dodatkowo zakneblować.- Dodał Jinta. Ururu podeszła i wsadziła Karin do ust szmatę, po czym zawiązała mocno. Bolało.
"Dzięki!"- Pomyślała. Posłała chłopakowi najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie było ją stać. Ten popatrzył się na nią, a bezczelny uśmiech troszkę zbladł.
- Oczy też jej zakryjmy!
Ururu niczym dobrze naoliwiona maszyna ruszyła w stronę Karin, jednak Kapelusznik zagrodził jej drogę swoim wachlarzem.
- Nie przesadzajmy. Już i tak się nie ruszy. Co ja...? No tak.- Uśmiechnął się.-  Wskakujesz do tego dołka. I masz z niego wyjść o własnych siłach. Masz 3 dni.
Chciała coś powiedzieć, ale z jej gardła wydobył sie tylko stłumiony szmatą warkot.
- Nie słyszę żadnego słowa sprzeciwu, ani pytań.- Uśmiechnął się Urahara, przykładając dłoń do ucha- Pozostaje nam tylko życzyć Ci powodzenia, Kurosaki-san.
Serdeczne klepnięcie w plecy spowodowało, że straciła równowagę i wleciała twarzą prosto do dziury.
"Cholera..."- tyle zdążyła pomyśleć nim wyrżnęła o twarde kamienie na dnie.
Leżała chwilę, próbując wyczuć złamane kości. Na szczęście skończyło się to dla niej na kilku siniakach, zadrapaniach i urażonej dumie.
Powoli podniosła się na klęczki i rozejrzała. Szybko przeanalizowała swoją sytuację i określiła jako beznadziejną- czy też dosłownie- totalne dno.
"Tylko jak się stąd wydostać?"- rozglądała się dookoła. "Wejść po ścianach? Ze związanymi rękami będzie ciężko..." Próbowała rozerwać zaklęcie, rozwalić je jakoś na kawałki.

"Ale dziwna jest ta sytuacja... No bo po co w ogóle on to zrobił?" Skierowała swoje spojrzenie w stronę Kapelusznika. Stał spokojnie przyglądając się jej intensywnie. Jego oczy błyszczały, jakby była ciekawym eksponatem. Normalnie widziała, jak trybiki w jego mózgu pracują intensywnie, a z uszu leci para.
Zaczęła się znowu szarpać, chcąc wyswobodzić dłonie. Walczyła dzielnie, ale nie mogła jednak pokonać zaklęcia. W końcu się poddała. Spojrzała w górę z nadzieją na jakieś rozwiązanie, ale ujrzała tylko błękitne niebo. Czas płyną wolno, ale jednak nieubłaganie do przodu. I najwidoczniej Urahara i reszta stracili już zainteresowanie. Nie było ich w zasięgu jej wzroku.
"Myśl strategicznie. Jak stąd wyjść?"- Powtarzała w myślach. Jednak czuła w sobie rosnącą frustrację. No bo na co jej to? Nie może być jakiegoś czary-mary-puff i już będzie mogła siekać wszystkie Dusze w okolicy wielkim nożem do masła?
Najwidoczniej nie ma tak łatwo...
Westchnęła, a raczej westchnęłaby, gdyby nie śmierdząca szmata w jej ustach. Przysięgła sobie w myślach, że jak tylko wyjdzie z tej dziury, zabije Jintę i Ururu. Postanowiła uwolnić się małymi kroczkami. Po pierwsze pozbycie się szmaty wydało się jej priorytetem. Podeszła do skalnej ściany i wyszukała jakiś odstający ostry kawałek. Zaczęła ocierać się o niego twarzą, próbując przeciąć krępującą ją tkaninę. Z daleka pewnie dziwnie wyglądała, tak łasząc się do kamienia, który nie wyrażał żadnego zainteresowania jej osobą. Była... no uczuciowe niczym  kamień. Nie miała bladego pojęcia ile jej to zajęło, ale w końcu wypluła  to świństwo z ust. Jej język był sztywny, ale w końcu wolny. Co prawda, przy okazji rozcięła sobie przy tym policzek, ale było warto.
"I co teraz Panie Jinta? Zacznij się bać. Niedługo Cie dopadnę!"
Zobaczyła ruch u góry. Urahara i ten drugi wrócili.

- W jaki niby sposób on zyskał na mojej śmierci? Przecież wciąż tu jestem i żyję!
- Teoretycznie, Kurosaki-san.
- Teoretycznie?
- Właśnie tak.
- Co to znaczy?
- Na razie twoją głowę powinno zaprzątać coś innego. Czas się kończy. O, właśnie poszedł ci kolejny kawałek łańcucha. 


Miał rację po raz kolejny. Została jej około połowa łańcucha, ale zdążyła zauważyć, że zaczyna on niszczeć coraz szybciej. Nieubłaganie, czas pędził do przodu, jednak ona wciąż nie znalazła rozwiązania na swój problem.
Po raz kolejny podjęła się, jak dotąd bezskutecznych prób rozerwania zaklęcia, bądź też wspinaczki. Otrzymała w efekcie kilka kolejnych zadrapań i siniaków. Skalna ściana otrzymała całą nowiutką serię przekleństw i epitetów, mimo niesamowitej pomocy przy pozbyciu się knebla.
"Kiepsko to widzę"- pomyślała. Usiadła na środku i skrzyżowała ręce na piersi. A raczej chciała skrzyżować.
Dotychczasowe metody nie dawały żadnego skutku. Musiała wymyśleć coś zupełnie innego. "Tylko co? Jak wygrać tę beznadziejną walkę ze skalistą ścianą?"
-Urahara-san, może jakaś mała podpowiedź... Proszę?- odezwała się.
- Niestety niewiele mogę Ci doradzić. Otrzymałaś już wszystko, na co było mnie stać. Reszta zależy od Ciebie.
- Dzięki! Już mi lepiej!- Na dowód poleciał kolejny kawałek jej łańcucha.
- Nie bądź takim krnąbrnym dzieckiem. To naprawdę nie jest trudne.
- Z twojej perspektywy to musi wyglądać banalnie. Ja... no wiesz... mam w tej sprawie związane ręce.
- Ohohohoho. Karin-san, twoja paleta żartów nabrała pośmiertnie nowych  kolorów. Gratuluje!
- To nie był żart, Ty...- Westchnęła głęboko. Nie powinna się wyładowywać na osobach, które starały sie jej pomoc, nawet jeśli robiły to w jakiś swój dziwaczny sposób.
Postanowiła skorzystać z innej metody. Kiedyś już została podszkolona z używania swojej mocy. Nie lubiła tego, unikała jak diabeł wody święconej, ale była w głębokim dołku. Dosłownie.
"Skoro Ichi-nii potrafił unosić się w powietrzu, to czemu ja bym nie miała? To mój brat, do cholery!".
Skupiła się na samej sobie. Jej myśli błądziły, poznając każdy skrawek jej aktualnego jestestwa. Było to dosyć dziwne uczucie. W końcu nie była już człowiekiem z krwi i kości, a osobą...istotą?... nie wiedziała jak to opisać...

 -Może istnieniem złożonym z dziwnej energii...? Nie jesteś potworem, ale możesz się nim stać. Twój strach i złość Cię ogranicza. Gdyby nie one, byłabyś niepokonana.


"Ten głos wydaje się.. znajomy?"
-Kim jesteś?- Zapytała niepewnie. Głos dochodził, jakby z nikąd.

- Oh, to teraz nieważne, Młoda Karin. Jeszcze będziesz mieć czas i okazje by mnie poznać. Na razie twoim zadaniem jest wyrwać sie z tej dziury.
- Niby w jaki sposób?
- Wykorzystaj swoją makówkę. Niczego was w tej szkole nie uczą?- Wyczuła sarkazm zmieszany z nutą irytacji w słyszanym tylko przez nią głosie. Chciała przerwać ten kontakt, była pewna, że to nie jest normalne. W końcu powinna być sama. Lecz w końcu mu odpowiedziała:
- Wiele rzeczy tam uczą, ale nie takich. Nikt normalny nie trzyma innych w podziemnym bunkrze, związanym i porzuconym w dziurze!
- Niesamowita historia... Moja Droga, wiesz, że źle się prowadzisz? Chyba powinnaś zmienić towarzystwo...

- Hę?
- To BYŁ sarkazm. Jestem zawiedziona. Ale niech Ci będzie, w nagrodę, że uczyniłaś ten maleńki kroczek, otrzymasz  ode mnie małą poradę. Pomyśl o swoim bracie...- Już Karin chciała się sprzeciwić.-... Widziałaś go jak shinigami, nie raz, nie dwa. Czułaś jego energię. Pomyśl, jak on to robił. Skup się na swoich wspomnieniach.

Nie chciała tego słuchać. Ale w tym głosi było coś, co mimowolnie pociągnęło jej myśli w stronę Ichigo. 
Wspomnienia uderzyły w nią z impetem. Poczuła sie skonfundowana ilością obrazów i towarzyszącym im emocjom. Przypomniała sobie, jak została zaatakowana w wieku 11 lat. Wspomnienie było zamglone, ledwo je wychwyciła. Zobaczyła dziurę w budynku kliniki- kierowca tira wjechał w dom, ale żaden z domowników się wtedy nie obudził. Dziwna sprawa, ale jakoś jej nigdy nie omawiali. Po prostu przyjęli to na klatę i żyli dalej.
- Nie tego szukasz...
-Znowu Ty? Robię co kazałeś. Nie zawadzaj...

Puściła myśli dalej. Od tego czasu tego wypadku jej brat zaczął się zmieniać i znikać. Czasami na bardzo, bardzo długo. Przypomniała sobie inne wydarzenie, jak go złapała, gdy próbował się wymknąć z domu, by walczyć z potworami. 
- Tutaj... Masz to w zasięgu ręki.

-Ale... To tylko wspomnienie....


Stała przed jego drzwiami. Wzięła głęboki wdech i zapukała.

- Ichi-nii, mogę wejść?
 Jej brat podniósł się z łóżka, patrząc na nią zdziwiony.
- Karin...
- Chcę, żebyś mi powiedział, Ichi-nii... Co Ty sobie myślisz?
- Dlaczego mnie o to pytasz? Niczym nie musisz się martwić...
- Ja wiem... Wiem, że jesteś shinigami!- Wykrzyczała do niego.
- Ja? Shinigami...?! Co do cholery.- Na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.- Shinigami? O czym ty gadasz, Karin. Nie bądź głupia.
- Widziałam Cię. Dawno temu... Na samym początku nie wiedziałam, co to, ale... Ten staruszek Kanonji...
 Nie było jej dane dokończyć. Wyczuła, że w okolicy pojawiła się ogromna złowroga energia. Cały pokój się zatrząsł w posadach. Widziała z jego miny, że też to wyczuł. Obydwoje zerwali się... zdołała jedynie chwycić jego koszulę.
 - Gdzie się wybierasz, Ichi-nii?
Przez ułamek sekundy widziała w jego oczach zawahanie, które zastąpiły determinacja i wyrzuty sumienia.
- Przepraszam...
Poczuła to. Moment gdy złapał swoją dziwną zawieszkę i jego dusza ustąpiła z ciała. Przez jej ciało przelała się ogromna energia. Mignięcie czerni w oknie.
Ciało starszego Kurosaki opadło bezwładnie na łóżko.


-Wróć, jeszcze raz do tego wspomnienia.- Głos znowu powrócił. - Czujesz tą energię?
Przez jej ręce przeszły ciarki. Czuła wspomnienie niesamowitej energii brata. Jej dłonie stały się niczym przewód. Zdała sobie sprawę, że tamtego dnia zetknęła się z energią, która spowodowała rozrost jej własnych umiejętności. W efekcie stała się prawdziwym duchowym medium.
- Szukaj tej energii...
- Szukać? Przecież to moc mojego brata. On jest daleko stąd.
- Mylisz się. Może  to i z jego potęgą się zetknęłaś, ale to ona pobudziła twoją. Moc która była w Tobie od narodzin. Uśpiona... Tak samo było z twoim bratem. On to wykorzystał. To naturalne, że ty także sobie z nią poradzisz. Skup się. Ona tylko czeka, by się ukazać.
Tak więc posłuchała. Cała jej upartość i niezależność zniknęła, a ona dała się prowadzić głosowi. Z każdą chwilą była pewniejsza, że zetknęła się z nim w przeszłości. Widziała ciemny zarys postaci, pamiętała ciepło. Ale kim była ta postać i z czym się wiązało niewyraźne wspomnienie o niej- wciąż pozostawało to dla niej tajemnicą. Jedyne, co wiedziała, to że może mu zaufać.

Otworzyła oczy, lecz nie znajdowała się w dole. A nad nią nie było intensywnie błękitnego nieba. Wokół panowała ciemnogranatowa pustka, zupełnie jakby znajdowała się w ciemnym pokoju. 


Bez ścian
Bez sufitu
Bez podłogi



Wyciągnęła rękę przed siebie. Sam ruch był niezgrabny, zupełnie, jakby przestrzeń była zapełniona gęstą wodą, utrudniającą poruszanie się.
"Jezu ja tym oddycham!"- krzyknęła w myślach. Poczuła jak substancja wdziera się jej do gardła, do płuc, zabierając jej ostatni oddech. Zaczęła panikować, wić się i kopać przestrzeń. Objęła dłońmi szyję, walczyła o oddech.
- Śmiesznie panikujesz.- znowu ten głos.- Już i tak nie żyjesz co ci to szkodzi? Uspokój się i weź głęboki wdech. Nic Ci się nie stanie.
Stwierdziła, że ten głos chyba sam nażarł się tego świństwa i mu odbiło. Walczyła o kolejny oddech, dopóki starczyło jej sił. Czyli niezbyt długo.
-"Wygrałeś".
Odprężyła się. Pierwszy oddech i myślała, że zemdleje. Po kilku kolejnych zaczęła się przyzwyczajać.
- Mądrzejesz każdego Dnia, Młoda Karin. Ciekawe...
- M... Mógłbyś przestać? Powiedz mi lepiej co dalej z tym.- Rozłożyła ręce wskazując na ciemną pustkę.
- Szukaj...
- Czego znowu mam tu szukać?
- Cierpliwością to ty nie grzeszysz. A może to moja wina?- Głos zawiesił się na moment, po czym roześmiał.- Z pewnością.


Karin coraz bardziej czuła się znużona tą chorą sytuacją. Dziwne głosy, szukanie jakiegoś śladu niepojętej przez nią energii, do tego cały czas traciła swoją. Czuła, że słabnie z każdą sekundą.


Ale w końcu, w tej niezmierzonej pustce ciemności, pełnej splątanych myśli i wspomnień... poczuła, jakąś zmianę w tym chaosie. Jakby linę ciągnącą ją w nieznanym jej dotąd kierunku. Poddała się jej. Pędząc coraz szybciej i szybciej, zmierzała... gdzieś.
I tak jak się nagle rozpoczęła jej wędrówka, tak samo gwałtownie się przerwała.
Rozejrzała się zaciekawiona, ale dookoła nie było niczego, co mogłaby chwycić. Użyć niczym deski ratunkowej. Kręcąc się na wszystkie strony, szukała jakiegokolwiek oparcia.

I nic.
Rozglądała się dookoła. Nie mogła nawet określić gdzie góra, a gdzie dół.
"Zupełnie jakbym pływała w nieskończonym  oceanie."-pomyślała.
- Szukaj... Nie przestawaj...
Po raz ostatni skupiła swoje myśli. I w końcu coś poczuła. Lekkie szarpnięcie. Odwróciła sie w, jak przypuszczała, dobrą stronę i otworzyła oczy. Przed nią, hen daleko błyszczało maleńkie światło. Już, już chciała ruszyć w jego stronę gdy coś ją powstrzymało...
"Przecież to mój teren! Nie będę za Tobą latać... Do mnie!" Wykrzyczała w myślach. Przez chwilę nic się nie działo, po czym światło samo zaczęło się poruszać. Nie mogła uwierzyć samej sobie. Światełko wyraźnie się przybliżało, lecz nie zwiększało swojego rozmiaru. "Czym jesteś?" Zastanawiała się. Po chwili wyciągnęła ręce. "Do mnie... Do mnie!"- powtarzała w kółko. I kiedy już czuła, że zaraz, za moment znajdzie się w jej rękach usłyszała:
- Jesteś pewna?

Chwila zawahania. Po czym jej źrenice zrobiły się większe.
- To nie ciebie szukam...- zręcznie ominęła jak, dopiero teraz zauważyła, białą wstęgę, która pognała dalej, ciągnąc sie w nieskończoność.

Ale teraz wiedziała jak działać. Dookoła niej powstawały kolejne świecące punkty, które przyciągała do siebie. Ale wszystkie dotąd mijające ją wstęgi były białe, nijakie. Wiedziała, że szuka czegoś innego. Że będzie to coś zauważalnego, jak czerwona plama na obrusie.
Choć nie mogła go zobaczyć, wyczuła, że osoba, która od niedawna jej pomaga, szczerze się uśmiecha.
I wtedy to się stało. To było niczym uderzenie piorunem. Elektryzujące. Pędząca w jej stronę wstęga miała krwisty kolor.
- Mam Cię!




**********



Otworzyła oczy. Stojący przed nią dwaj mężczyźni parzyli na nią uważnie. Kawałek od nich stali Jinta i Ururu, z bronią w ręku.
Byli gotowi do ataku.

- I jak poszło?
- Banał- Kapelusznik uśmiechnął się.
- Gratulacje, Kurosaki- san. 
Karin zabrała się z ziemi. Czuła się jakoś tak lekko. Ubrania shinigami, które miała na sobie, były idealne. Ale tutaj nie chodziło o nie. Była z siebie tak dumna.

- Ile czasu mi to zajęło?
- 2 dni 16 godzin 42 minuty 15 sekund... Szybciej niż twojemu bratu, to na pewno.
- Więc... Macie coś nowego o tym dupku?
- Wciąż badamy tą sprawę panienko Karin-  powiedział Tenshian.
- Na razie wiemy tylko tyle, ile sama nam przekazałaś. Jednak z czasem to się zmieni. Ale...- Urahara poprawił swój kapelusz, jego oczy błyszczały, jakby wiedział jednak coś więcej niż chciał się przyznać.- Wierz mi, moja droga, nic się tutaj nie dzieje przez przypadek.