poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Rozdział VI- Wtargnięcie do SS







- Gotowa?
- Oczywiście!- Była pewna siebie. No bo co mogło pójść źle? Wiedziała, że tak właściwie to wszystko. I chyba dlatego była taka spokojna. "Będzie co będzie. Ale na pewno nie pozwolę im wygrać. Nie bez walki!"- Motywowała się w myślach.
Była w bardzo bojowym nastroju.
Na tą okazję oglądnęła nawet jakiś film o tajniakach i przeczytała poradnik "Jak wtopić się w otoczenie wroga- poradnik dla początkujących". Co prawda, nie wierzyła, że się może przydać. Jednakże nie mogąc zasnąć ze zdenerwowania przed wyruszeniem postanowiła jakoś rozproszyć myśli. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna myśleć o społeczności dusz jako o wrogu. W końcu oni za tym nie stali (a raczej miała taką nadzieję, znają zasady paktu jej brata z SS). Ale w sumie, czemu nie? Miała dzięki temu większą motywację. I lekką tremę. No i bardzo, ale to bardzo chciała zachować swoje nowe moce w tajemnicy.

Był już wieczór. Ostatnie ciepłe promienie słońca wystawały znad dachów budynków otaczających miejsce gdzie stali. Karin spojrzała na mijających ich ludzi. Parli do przodu, nie zdając sobie sprawy z istnienia świata duchów i shinigami. Jakże im tego zazdrościła. Normalności.
-  Więc co teraz?
- Teraz idziemy do piwnicy. Wiem, że dopiero tam byłaś, ale tam mam wszystko co potrzebne. Czyli wystarczająco miejsca dla mojego geniuszu, a zarazem ochronę przed wzrokiem niepowołanych osób.
" Chyba dla jego wielkiego ego."- pomyślała.
- Więc na co czekamy?
- Na twojego towarzysza broni.
- Ale to chyba nie jest shinigami?
- Daj spokój, Kurosaki-san.- Jego wachlarz zatrzepotał energicznie.- Przecież bardzo dobrze wiem, jak bardzo nie chcesz by twój brat i jego ziomkowie dowiedzieli się, że posiadasz umiejętności, które w przyszłości mogą im spopielić tyłki. 



**********



Nie użyli bram Reishihenkanki. W końcu Karin  już nie była w pełni człowiekiem i nie musiała "przekonwertować się" z ciała na Cząsteczki Duchowne. Zamiast tego użyli zwykłych Senkaimon. Od czasu zakończenia Wielkiej Tysiącletniej Wojny Urahara odzyskał całkowicie swoje prawa do życia w Soul Sociaty. Yoruichi, która okazała się owym "towarzyszem broni"  twierdziła, że wcześniej pozostawał w "zawiasach". Przez jakiś nieznany innym powód pozostał on w Świecie Ludzi, nagminnie korzystając jednak z odzyskanych przywilejów. Tak więc otwarcie bramy przez niego nie powinno wzbudzić żadnych podejrzeń. Jedne schody do pokonania mniej.
Niestety, ale Karin nie była w posiadaniu Piekielnego Motyla, więc jej droga do Soul Sociaty nie należała do przyjemnych doświadczeń. Biegnąc przez Dangai modliła się w myślach, by nie zahaczyć o Koryu- Nurt Obezwładnienia. Podobno wciągnęło by ją i nikt więcej nie usłyszałby o Kurosaki Karin. To było by dla świata piłki nożnej wielką stratą.
No i przerażała ją taka perspektywa śmierci.
Pozostawała jeszcze sprawa ze strażnikiem tego międzyświata- Kototsu. Nie rozumiała rozbieżności czasowych, które Urahara pokrótce jej wyjaśnił. Wiedziała tylko, że jeśli spotka pędzący jak rakieta pociąg, ma wiać gdzie pieprz rośnie. Pozostawała jej nadzieja, że jednak tego nie doświadczy.



**********



Soul Sociaty nie okazało się piekłem, jak zakładała Karin. W sumie to nie wiedziała czego się spodziewać w świecie duchów, ale na pewno, że nie będzie tak... Normalnie. Obie wraz z Yoruichi wylądowały na jakimś pastwisku. Niedaleko znajdowała się duża grupka bydła, której pilnował młody chłopiec. Kawałek dalej znajdowało się pole uprawne. Kilkoro ludzi powoli pokonywało kolejne metry zasądzając jakieś rośliny. Zarówno rolnicy, jak i chłopiec nie zauważyli przybycia człowieka i kota.
- Wylądowaliśmy trochę za daleko. Zejdzie nam z dzień, nim dotrzemy do Seiretei. 
- Mieliśmy być dalej by nie byli w stanie zorientować sie, że ktoś (czyli my) wtargnął.
- Ale nie aż tak daleko. Głupi Kisuke!- burknął kot.- Chodź, nie mamy czasu na podziwianie widoków.
Karin ruszyła biegiem za nią. Miłość do piłki nożnej była w tym przypadku błogosławieństwem, inaczej nie wytrzymałaby morderczego tępa narzuconego przez kota.


Słońce górowało nad nimi, gdy w końcu Yoruichi zarządziła przerwę. Karin była mokra od wysiłku i gorąca. Najwidoczniej w świecie Duchów było dużo cieplej na wiosnę. 
- Mała przerwa. Zastanawiam się, jak Cię przemycić do Stolicy. Urahara myślał, czy nie tak samo jak Twojego brata, ale ty liczysz na dyskrecję. To może stanowić problem. Ale nie przejmujmy się tym na razie. Wieczorem powinniśmy dotrzeć do Kukaku. Tam odpoczniemy i znajdziemy rozwiązanie.
- Czym jest Kukaku?
- Kim... Stara znajoma. Okropna jędza. Na pewno ją polubisz.
Karin uśmiechnęła się. 
- Czy całe Soul Sociaty tak wygląda? - Wskazała ręką.
- No coś ty. Mam nadzieję, że naprawdę wyładowałyśmy na tym zadupiu PRZYPADKIEM. Inaczej Kisuke mocno za to beknie. Musimy nadłożyć pół dnia drogi więcej, żeby nas nie nakryli. 
- Jak ich obejdziemy? Znaczy jaki mamy plan?
- Mówiłam ci już- Kukaku. Będziemy musieli poprosić ją o pomoc. Nie przepada zbyt bardzo za Shinigami. Na pewno świetnie się dogadacie w temacie zrobienia im małego psikusa.

Karin milczała. Ta tajna misja nie zapowiadała się już tak fajnie.
- Myślisz, że nas nie wyda?
- Tylko w przypadku jakiś korzyści. - Kot zaśmiał się.- A na razie nie ma za nami listów gończych, wiec spokojna twoja czarna.
Karin odniosła wrażenie, że ten list gończy pojawi się już niedługo.
- Nie podoba mi się to...- Nie danej jej było dokończyć.
- Ale zanim dotrzemy do Kukaku musimy jeszcze Ciebie potrenować.
Karin westchnąwszy podniosła się z ziemi, chcąc wyjąć swój miecz z pochwy. Od czasu "pobytu" w swoim świecie nie miała nawet okazji na wyciągnięcie go. Uchwyciła mocno rękojeść, gotowa na wszystko.
- Do tego rodzaju treningu nie będzie ci potrzebne ostrze. Możesz usiąść. 
Trochę zdziwiona dziewczyna usiadła po turecku przed kotem. 
- Znowu mam "spojrzeć w siebie"?- zapytała.
- Tym razem nie musisz znajdować swojej energii. Musisz nauczyć się nią manipulować.- Kot zrobił kilkosekundową przerwę, by dziewczyna przyswoiła sobie jego słowa.- Twoim nowym zadaniem jest wczuć się we wszystko co cię otacza i tak zminimalizować swoje reishi, by się wtopić w otoczenie. Tak by ktoś znajdujący się niedaleko nie poczuł zagrożenia, ani nie mógł cię wytropić.
- To było by całkiem przydatne.- Przyznała.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Karą za włamanie się do Soul Sociaty jest śmierć. No, czasem się zgadzają na dożywocie... 1000 lat w niebycie jest chyba nawet gorsze od śmierci.- podsumowało kocisko.
Karin kiwnęła głową.
W końcu potrzebowała wślizgnąć się niezauważalnie do stolicy, by poprzeglądać pilnie strzeżone archiwa i uciec niezauważona. W przeciwnym wypadku...
"Jeśli się dowiedzą... To będzie mój koniec."- zadrżała.
- Mój brat... Ichi-nii... On i jego kumple też się tam włamali, prawda? Przecież go nie zabili.- pocieszała się na głos.
- Ale wtedy była inna sytuacja. Cała ta szopka z  Kuchiki Rukią miała na celu odnalezienie Hogyoku. Twój brat wplątał się w niezły bajzel, ale ostatecznie stanął po tej "dobrej" stronie. "Dobrej" w sensie, że po stronie Shinigami. Tylko to ich uratowało, że mieli do pokonania dużo gorszego wroga, jakim był Aizen. Przestała ich wtedy obchodzić banda głupich, narwanych ziemskich nastolatków. No i ostatecznie gdyby nie Ichigo, nasze światy już by nie istniały.
Karin nie zadawała już więcej pytań. Jakoś straciła ochotę na dalsze rozmowy. Skupiła się na kontrolowaniu własnego reishi, co okazało się dużo trudniejsze niż wszystko co dotychczas robiła. Starała się wyczuć swoją energię i odpowiednio ją wyciszyć. Zwiększanie jej opanowała bardzo dobrze w tym krótkim czasie, ale w odwrotną stronę...
- Tak się w ogóle da?- Zapytała kota.
- A co czujesz ode mnie?
Karin skupiła się mocno, zaciskając oczy, ale w miejscu, gdzie spodziewała się znaleźć ślad kociej energii nie napotkała niczego.
- Jak Ty to robisz?
- Naturalny talent.- Kot prychnął.- Którego Wasza rodzina chyba nie posiadła. Dobra, koniec przerwy, musimy ruszać.
Resztę dnia spędziła goniąc kota.



**********



Po opuszczeniu lasku Karin zaparło dech w piersiach. Ale nie z zachwytu.
Dom który majaczył w oddali był najbardziej pokręconą wersją budynku jaki w życiu widziała. A raczej nigdy w życiu nie widziała, żeby budynek znajdował się wewnątrz rozbitego kamiennego jajka. Pomiędzy dwoma częściami rozbitej skorupki "jajka" rozwieszony był napis "Shiba Kukaku".
"Co to w ogóle za zwariowana konstrukcja?"- pomyślała Karin.
- Chyba nie chcę tam wchodzić.- Odezwała się do kota.
- Nie przesadzaj. Wygląda uroczo.
Mały budyneczek znajdował sie między obiema rękami. Zbudowany na niewielkim wzgórzu, miał żółty dach i... był niewielki. Bardziej kojarzył się z szopą na sprzęt ogrodniczy, albo budką z jakimś żarciem typu fast food. Za nim znajdowała się bardzo wysoka wieża. Dookoła porośniętego intensywnie zieloną trawą wzgórza nie było niczego. Nie licząc jedynych budowli, okolica wydała się bardzo przyjemna.
- Wygląda jak morze traw. A na środku mała wysepka...
- Ładnie to nazwałaś.- Weszła jej w słowo Yoruichi.
-... z jajecznicą.- Dokończyła Karin.
Ruszyły dalej. Świeże powiewy wiatru rozwiewały grzywkę dziewczyny. Czuła się już zmęczona dzisiejszym dniem, ale miała w sobie jeszcze trochę sił. No i chciała poznać tą Kukaku. Na razie była pewna, że kobieta jest szalona.
I lubi omlety.


Tuż przed wejściem drzwi otwarły się z trzaskiem i stanął w nich potężny mężczyzna z śmiesznym wąsikiem.
- Kto ośmiela się zakłócać spokój temu domowi?!- Ryknął potężnym głosem.
- Yyyy my tylko... Yoruichi?
- Shiroganehiko nie mam ochoty na zabawy. Jest Mistrzyni?
- Yoruichi-dono...- Mężczyzna padł z hukiem na ziemię w ukłonie.- Jak dobrze Cię znów zobaczyć. Oczywiście, czeka na Ciebie.- Podniósł sie z klęczek, otworzył szerzej drzwi i zniknął we wnętrzu budynku.
- Zmieścimy się tam w trójkę?- Karin nie czuła się pewnie. Ten budyneczek był naprawdę niewielki.
- Właź za nim i nie gadaj głupot.
Ruszyła za Shiro-coś-tam. Przekraczając próg o ułamek sekundy za późno zauważyła, że coś jest nie tak. W następnej sekundzie toczyła się po schodach. Wciąż leżała mając łzy w oczach, gdy Yoruichi majestatycznie zeskoczyła z ostatniego schodka i prychnęła na jej widok. Obolała dziewczyna miała ochotę kogoś zatłuc. Albo dostać się jak najszybciej do lekarza.

- Właściciel musi być totalnym wariatem.- Rzekła, kiedy w końcu była w stanie mówić.
- Jeszcze raz nazwiesz mnie wariatem, a bardzo szybko opuścisz mój dom. Tamtym kominem, który widziałaś na zewnątrz.- Odezwał się kobiecy głos.
 Została podniesiona z ziemi i postawiona na baczność. Jedyne co dała radę zrobić to głośno jęknąć, gdy kolana się pod nią ugięły. Ale ktoś ją podtrzymywał.
Ową osobą okazała się wysoka czarnowłosa kobieta. Ciemne oczy patrzyły na nią ostro.
- Yoruichi kogoś mi tym razem przywlokła?
- A nie widać?
- Widzę smarkatą panienkę, która nie potrafi chodzić jak człowiek.
Karin próbowała się jej wyrwać, ale uścisk był bardzo mocny. Wyskoczyła jej żyłka na czole.
- Kto normalny robi schody zaraz w wejściu do domu? Można się zabić!
- To patrz pod nogi!
Tego było dla niej za wiele...
- Nie buduj takich cholerstw w wejściu z setką schodów!
- Jest ich 74!
- Nie miałam czasu policzyć...
- Ooooo! Ty mi nie będziesz pyskować Mała!- Złapała ją za ucho i zawlokła do pomieszczenia przylegającego do korytarza.


**********


Późniejsza rozmowa była już spokojniejsza. Karin nie ujawniła swojego nazwiska. Po przedstawieniu swojej prośby i pokrótkim wytłumaczeniu co chce osiągnąć, Kukaku odesłała ją do łazienki.
- Idź się ogarnij, Młoda. Nie wyglądasz najlepiej.
Zmarszczyła brwii.
- Ciekawe dlaczego...
- Moje cierpliwość jest bardzo ograniczona! Spadaj stąd i daj porozmawiać dorosłym.
Tak więc Karin zostawiła ją z Yoruichi i zasięgła gorącej kąpieli. Naliczyła 11 nowych siniaków na swoim ciele. Na szczęście te po treningu u Urahary już prawie znikły.
- Widocznie Shinigami się szybciej kurują niż ludzie... Zawsze jakiś plus.- Zauważyła namaczając się w gorącej wodzie.
Po kąpieli udała się z powrotem do Kukaku, ale ta szybko ją zbyła.
- Musze to przemyśleć. Na razie idź spać dziecko. To chyba był dla Ciebie wystarczająco męczący dzień. Powinnaś zebrać siły.
- Ale jesteś w stanie mi pomóc?- Nie dawała za wygraną.
- Jutro porozmawiamy...- Warknęła ostro.- I nie każ mi się powtarzać.
Karin udała się do pokoju, gdzie czekał na nią przygotowany materac. Podeszła do ściany, przy której leżały jej ubrania shinigami- czyste i schludnie złożone. Przejechała dłonią po rękojeści miecza, lecz nie wyciągała go. Nie miała już sił na nic.
Ziewnęła potężnie. Jej powieki kleiły się sennie. Ostatkiem sił ruszyła się z miejsca. Prawie po omacku doczłapała do materaca i padła na niego z hukiem. Gdy tylko głowa dotknęła poduszki, zasnęła...


**********


Było bardzo późno, a przynajmniej tak sądziła. Nie wiedziała na początku, gdzie jest, ale ból mięśni szybko przypomniał jej o zeszłym dniu. Leżała dobrą chwilę, starając się sobie uświadomić co ją obudziło. Po chwili usłyszała ciche głosy z korytarza, a drzwi rozsunęły się z cichym szumem. Zacisnęła oczy i uspokoiła oddech. Nie chciała dostać kolejnej bury od Kukaku, tylko dlatego, że nie śpi. Nie wiedziała co czai się w drzwiach, dopóki nie usłyszała cichego westchnięcia.

- Kurosaki, jak mniemam? - Usłyszała głos Kukaku.
- Taa...- Odparła cicho Yoruichi.- Poznałaś po reiatsu?
- Raczej po twarzy. Kiedy marszczy brwi, ma ten sam paskudny wyraz twarzy, jak ten cholerny Kapitan od siedmiu boleści.
- Wiec jej pomożesz?
- To w końcu rodzina, nie?


Drzwi zasunęły się z powrotem, ale Karin tego nie zauważyła. W głowie miała jeden wielki szum.