wtorek, 21 lutego 2017

Rozdział IV- Spójrz w Światło





O pierwszej części treningu wolałaby zapomnieć. Na początku Kapelusznik kazał jej hasać po piwnicy by uniknąć pięści Ururu. Prawie jej się udało- w ostatniej sekundzie zadania dostała prawego sierpowego. Właściwie prawie jej nie zauważyła. Niestety, ale za to bardzo poczuła. To był najdłuższy lot w jej dotychczasowej karierze jako Shinigami.
Następnie w ramach nauki machania mieczem kazał Jincie wykonywać swoje popisowe "Jinta Home Run". Na początku nie rozumiała tego treningu- no bo jak miała przeciąć mieczem piłki baseball'owe lecące z prędkością światła w stronę jej twarzy? Na początku starała się ich unikać, ale ogarnięty Tessai zablokował jej nogi jakimś zaklęciem przywiązującym do gruntu. Tak więc chcąc nie chcąc musiała w końcu zacząć machać swoją kataną. Po oberwaniu jakimś milionem z nich, w rzeczy samej- raczej z przypadku, niż nowo nabytej umiejętności, jedną rozcięła idealnie na pół. Szok spowodował, że nie zauważyła kolejnej, a jej duchowy nos przypominał czerwonego pomidora. Prezentowałby się świetnie z czarnym strojem Shinigami, gdyby nie jej rozkwaszona mina.
Pewnie  teraz zastanawia Was wygląd jej miecza? Był dosyć zwyczajny, zwłaszcza jeśli porównać go z tasakiem z jakim latał na początku jej brat. Bardziej przypominał jego bankai. Była to zwykła katana, długości jakiś 55 cm, z srebrnym ostrzem tak ostrym, jak język właścicielki. Czarna rękojeść obwiązana była fioletową wstęgą i taka sama bliźniacza wstęga umiejscowiona była na saya. Natomiast tsuba była misternie rzeźbionym arcydziełem, jednak właścicielka nie miała bladego pojęcia co przedstawiają te skomplikowane wzory. Lecz mimo wszystko to była jedyna rzecz, która jej się podobała w całym tym stylu shinigami.
Wracając do treningu i niezliczonej ilości siniaków, jakie zdobyła podczas niego, z czasem jednak opanowała na tyle odpowiedni refleks, by uchronić się od gradobicia ze strony chłopaka. Gdy miała już pewność, że już nic jej nie grozi z jego strony, obróciła miecz w dłoniach i licem głowni odbiła piłkę w stronę Jinty. To jedno uderzenie wystarczyło, by zakończyć trening. Chłopak cały wieczór przeleżał spokojnie na ziemi, śniąc o wielkich i złych szarych oczach i latających piłkach.
W głowie jednak Karin szykowała prawdziwy plan zemsty dla niego. Ale na razie musiała go odłożyć na później. Skoro był nieprzytomny, to i tak z niego nic by nie wyszło. No i miała kilka innych spraw na głowie.
Ku jej zdziwieniu Urahara jednak odesłał ją na noc do domu.
- Powinnaś odpocząć, jutro  czeka Cię ciężki dzień. A potem pewnie będzie gorzej.- Chyba chciał być miły, ale coś mu nie wyszło. "Przynajmniej przestałeś się ciągle zasłaniać tym głupim wachlarzem"- pomyślała.
- O której mam jutro być?
- Najlepiej z samego rana.
Do domu odprowadziła ją Ururu, która przez całą drogę milczała jak zaklęta. Czasami Karin zastanawiała się, czy starsza koleżanka nie jest jakimś robotem. Ururu sprawiała wrażenie grzecznej licealistki, ale Karin znała jej możliwości pięściarskie i znajomość obsługi bazooki. "Biada temu, kto by mnie teraz zaatakował. Może Urahara pośle Ururu ze mną na przeszpiegi do Soul Society? Była by świetnym wsparciem w trakcie jakiejś zadymy."- zastanawiała się w myślach. Próbowała ją o to wypytać, ale jedyne co uzyskała to:- Do zobaczenia jutro, Kurosaki-san.
- Dozo Ururu.- uśmiechnęła się i pomagała dziewczynie. Patrzyła jak tamta się powoli oddala. "No to tyle, jeśli chodzi o moje wsparcie." Wzruszyła ramionami i weszła do budynku. Poczuła ssanie w żołądku, wiec przełknęła ciężko ślinę i weszła do kuchni. 
Bogu dzięki w lodówce znalazła coś jadalnego i w miarę jak na jej możliwości kulinarne- niezbyt skomplikowanego. Musiała tylko wsadzić danie do mikrofali i odczekać minutę by się odgrzało.
Staruszek chyba postanowił zdjąć z jej ramion ciężar gotowania. "Ciekawe, czy teraz mogłabym umrzeć znowu, ale tym razem przez samoistne otrucie?"- zastanawiała się, dziękując ojcu w myślach. Jakoś nie miała ochoty brać się za gotowanie w najbliższym czasie.
Co prawda danie nie było tak smakowite, jak te  przygotowane przez Yuzu, ale i tak zjadła z apetytem. Potem zajęła się oglądaniem telewizji. W pewnym momencie zadzwonił do niej Heita, wiec wyciszyła mecz, znaleziony na jakiejś stacji, by odebrać.
- Co tam słychać, Królowo Strzelców?
- Ciebie też miło usłyszeć, Heita. W porządku. ("A przynajmniej chciałabym, żeby tak było."). Za mną ciężki dzień. ("Oberwałam chyba milionem piłek od baseballu."). Aktualnie odpoczywam, muszę nabrać sił na jutro. ("Znienawidziłam chyba baseball. Kto go w ogóle wymyślił?!") Spotkałam też Ururu i Jinte.( "Notabene, który zbyt długo już nie pożyje.") Tak, tak u nich wszytko w porządku. ("Możesz już zbierać na kwiatki na jego pogrzeb"). Ty i reszta paczki macie pozdrowienia od nich.
Luźna pogawędka nie trwała długo. Chłopak chyba wyczuł coś w jej głosie, gdyż nie wypytywał dokładnie co robiła przez ostatnie dnie. Był świetnym przyjacielem.
Umówili się jednak na spotkanie ich paczki dzień przed początkiem semestru. Yuzu już powinna do tego czasu wrócić, a i ona miała nadzieję wykręcić tam i z powrotem wycieczkę do zaświatów, w pakiecie której miała dowiedzieć się czegoś więcej o shinigami będących tamtego pamiętnego wieczoru w Karakurze. I być może odkryć swojego złego znajomego Pana Cienia.
Ostateczne nie pamiętała jak mecz się skończył. I czy sama rozłączyła się, czy też Heita zorientował się, że zasnęła i sam zakończył rozmowę. Dziękowała sobie tylko za to, że nastawiła budzik zaraz po wejściu do domu. Co nie zmieniło faktu, że go rozbiła, kiedy zadzwonił. Zwlokła się z łóżka, jakimś cudem ogarnęła swój dziki i zaspany wygląd. Dopiero wychodząc z pokoju, zorientowała się, że przecież zasnęła na kanapie w salonie. Ciche pochrapywanie ojca z drugiego końca korytarza wyjaśniło to zjawisko teleportacji.
Nie mając ochoty na śniadanie od razu ruszyła do Urahary. Miała nadzieję, że dziś skończy się jej trenowanie "na szybko" jak to lubiła dodawać Yoruichi. Przed wyruszeniem na wyprawę, chciała pobyć sama i poćwiczyć.
Odkąd jednak stała się shinigami musiała przyznać kilka plusów takiemu stanowi. Po pierwsze czuła się mocniejsza. Miała też lepszy refleks. I zauważyła u siebie pewną zwyżkę formy. Odcinek do sklepu pokonała w biegu, nawet na chwilkę nie zwalniając.
Zostawiła swoje ciało w "garderobie", jak zaczęła nazwać pomieszczenie w którym leżało wiele pudel, oraz kilka zamkniętych skrzyń odkrytych szczelnie  białym, zakurzonym materiałem. Podejrzewała, że Urahara przetrzymuje w nich swoje sekrety, ale nie czuła na tyle mocnej ciekawości, by w nich pogrzebać. W drodze do klapy nie zauważyła nikogo. Żywego czy martwego.
Nie przejmując się wysokością zjechała po drabinie na dno ogromnej piwnicy. Zejście zeszłoby jej pewnie 10 razy dłużej. Gdy tylko dotknęła ziemi wyciągnęła swoją katane, gotowa odeprzeć jakikolwiek atak że strony piłki od baseballu czy pięści Ururu.
Ale, ku jej zdziwieniu nic się nie stało. W sumie, po lepszym przeglądnięciu się miejscu, zauważyła, że jest opustoszałe.
Ruszyła przed siebie, cały czas zwarta i gotowa na wszelki atak. Powoli pokonywała kolejne metry, bacznie przyglądając się otoczeniu. W końcu jednak odpuściła, przekonawszy się, iż jest tutaj zupełnie sama. 
- Pewnie jeszcze wszyscy śpią. Urahara sobie ze mnie nieźle zakpił.
W momencie gdy to powiedziała, coś błyskawicznie zaczęło się przemieszczać wkoło niej. Nie chcąc oberwać, przygotowała się do zadania ciosu.
"Najlepszą obroną jest atak, co nie?".
Ale ciemna plama ani myślała dać się trafić. Gdy Karin była pewna, że zaraz przetnie dziwny obiekt, ten odbił nagle do góry i... wylądował na jej głowie.
- Jeszcze wiele Ci brakuje. Ale masz potencjał.
Przez chwilę była rozkojarzona i nie wiedziała co robić. Delikatne wbicie się pazurów w głowę szybko sprowadziło ją na ziemię.
- Yoruichi, tak?
- Brawo. Zaczynamy?
- Możesz zejść z mojej głowy?- Kot zręcznie zeskoczył i usiadł przed dziewczyną.- Myślałam, że Urahara tu będzie.
- Nie ma go.- Odparło zwierzę.- Pojechał po dostawę. Mam się tobą zająć. Siadaj!
- Chcesz mnie trenować? Jesteś KOTEM!?
- Nigdy nie niedoceniaj przeciwnika. Jestem śliczną, zabójczą bronią. Widziałaś kiedyś tak ostre pazury?- Kot podniósł łapkę i wysunął swoje ostrza. Faktycznie wydawały sie ostre, ale wolała nie sprawdzać.
- Dobra, nie będę się kłócić. Skoro Urahara Cię posłał, to możesz mnie czegoś nauczyć. To jak, mały sparing- twoje pazury kontra moja katana?- Wykonała kilka pchnięć i cięć, których się nauczyła ostatnio.
- Nie masz zbyt dużo czasu, na naukę tańca z mieczem. Kisuke chce Cię wysłać już jutro do Soul Society.
- Co? Ale... To nie za szybko? Myślałam, że mam czas do końca tygodnia!
- Nie wiadomo, ile Ci zejdzie przeszukanie archiwów. A musisz to zrobić na tyle ostrożnie, żeby Cię nie zauważyli. Jak Soul Society wychwyci pojawienie sie Ryouka, będą Cię szukać. Ten twój Cień, pewnie zapadnię się pod ziemię, albo zatrze ślady. Nie znajdziemy go potem.
- Racja. Więc co mam robić?
- Siadaj. Po turecku i nie garb się. Połóż miecz na kolanach.- Kot poczekał, aż wykona wszystko.- A teraz się skup. Sama sztuka walki mieczem nie wystarczy. Twój miecz jest częścią twojej duszy. Jej materializowaną formą.- Yoruichi zrobiła chwilę przerwy.- Aktualnie jesteś świeżakiem, więc nie stanowisz tak naprawdę żadnego zagrożenia.- Zignorowała dźwięk fuknięcia z ust dziewczyny.- Aktualnie twoja katana to Asauchi, czyli pierwsza forma Zanpakuto. Możesz nim walczyć, ale tak naprawdę to tylko zwykły miecz, bo twoje prawdziwe umiejętności są uśpione. Mój znajomy twierdzi, że "Asauchi to najsilniejsze Zanpakuto, które mogą stać się absolutnie wszystkim".
- Czyli dziś zajmujemy się lekcją historii o mieczach? Ich, to z pewnością mi się przyda podczas wizyty z Soul Society.
Kot wydawał się nie wychwycić jej ironii.
- Musisz poznać podstawy. Normalny Shinigami spędza lata, nim jego Zanpakuto się w pełni ukształtuje. Ty masz godziny. Dziś skupimy się na tym, byś uzyskała dostęp do swoich umiejętności, które w przyszłości będą mogły Ci uratować życie. Wybacz brutalną szczerość, ale teraz jesteś laikiem, którego pokonałby nawet kot. Potrzebujesz czegoś więcej.
- No to do roboty.- Karin nie była wściekła. Po prostu rozumiała powagę sytuacji. I nie chciała zawalić sprawy.- Jak uwolnić moje super moce?
- Musisz zajrzeć w głąb siebie i zrozumieć, że miecz który dzierżysz to nie zwykłe narzędzie, czy broń. Ona żyje, tak jak Ty. Ponieważ ona jest Tobą.
- Jasne...
- Twoim zadaniem jest by skontaktować się z nim. Twój miecz musi poznać istotę twojej duszy i ukształtować się na jej podobieństwo. Wtedy będziesz mieć jakiekolwiek szanse, gdyby doszło do walki.
- Jak zajrzeć w głąb siebie? Mam medytować? Medytować i lewitować?
- Normalnie odpowiedz brzmiała by: tak. Ale Urahara School słynie z niekonwencjonalnych metod robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. Jako, że czas nas nagli, zostałaś wylosowana z grona szczęśliwców, by wypróbować nową metodę.
- Zaczynam się bać o własne życie.
- Niepotrzebnie. Jak zapewne wiesz Shinigami to Bóg Śmierci. No i nie powinnaś znowu umrzeć od kilku ziół.
- Jakich Ziół?! Nie będę palić Trawki! Ani żadnych dopalaczy!- Sprzeciwiła się.
- Bez przesady. Nie sprowadzamy dzieci na złą drogę. Aczkolwiek efekt może być podobny. Twoja decyzja.
Karin czuła duże opory. W końcu sama Yoruichi powiedziała, że nie sprawdzali wcześniej efektu tych ziół. Miała zostać ich królikiem doświadczalnym. Co budziło u niej dość duże zwątpienie.
Z drugiej strony jeśli chciała znaleźć człowieka odpowiedzialnego za jej aktualny stan i  być może grożącego jej siostrze, musiała robić co jej każą. To oni byli specjalistami, nie ona.  Wiedziała też, że Pan Cień mógł teraz kręcić się gdzieś przy jej bracie. Nie mogła tego tak zostawić. Westchnęła w geście poddania się.
- Dobra.
- Zaczynamy?
Przeniosła się z kotem kawałek dalej. Za wielkim głazem czekała na nie poduszka, kadzidło i miska.
- Mam tutaj usiąść?- Karin wskazała na poduszkę.
- Nie głuptasie. To dla mnie. Trochę to potrwa, muszę się więc gdzieś zdrzemnąć. I być przy Tobie, na wypadek...- Yoruichi przerwała swoją wypowiedź.
Karin wolała już nie pytać o jaki wypadek chodziło. Usiadła na ziemi i rozpaliła dziwne kadzidło. Zaczęła wdychać dym wydobywający się z niego. "To jakaś głupota"- pomyślała.
- Odpręż się.- Usłyszała głos kota.- Daj myślom płynąć. Nie skupiaj się na niczym. Tam gdzie idziesz poznasz pewnie kilka odpowiedzi o sobie. Ale pewnie też pojawi się kilka pytań. Musisz odnaleźć swoją moc. Poznać imię i...
Nie wiedziała co dalej chciano jej przekazać. Totalnie odpłynęła.
Pozostała tylko ciemność.



**********



Ocknięcie się nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń. W głowie czuła tępy ból, a w nosie wciąż kręciło się wspomnienie zielska od Urahary. Leżała na wznak na czymś twardym co przypominało chłodny kamień. Powoli podniosła głowę i rozglądnęła się ostrożnie. Czuła mdłości, a nie chciała nabałaganić w samej sobie. Jej pierwsze wrażenie z pobytu w jej wewnętrznym świecie było... szare. Dosłownie. Podłoże jak i niebo było nieskończonością w różnych odcieniach tego koloru. Podniosła się powoli, szukając jakiegokolwiek celu na tym pustkowiu. Jednak nic nie zauważyła.
- Jest tu ktoś?
Zero kreacji. Ruszyła wolnym krokiem, co jakiś czas nawołując. Nie wiedziała czego się spodziewać, ale miała nadzieję, że nie będzie żałować.
Nie wiedziała ile czasu tak błądziła. Mogły to być  minuty, godziny, może nawet tygodnie.  Nogi zaczęły jej ciążyć, tak samo jak powieki. Czuła się otępiała, ale uparcie parła do przodu.
Czas dłużył jej się niemiłosiernie, jednak nie była w stanie się choćby skupić, by zanucić jakąś piosenkę. Nawet jakąś najgłupszą.
Wlokąc się krok za krokiem pokonywała kolejne metry. Szarość i pustka nie ustępowała.
W końcu upadła całkowicie znużona. Nie interesowało jej nic oprócz snu.
Najlepiej wiecznego.
- To tyle? Myślałam, że jesteś bardziej wytrwała.- usłyszała kobiecy głos.
Nie zaintrygowało to jej zbytnio. W końcu jest tutaj sama i chce spać.
- Nie chcesz ratować siostry przed Panem Cieniem?
Poczuła jakby trafił ją piorun. Podniosła się szybko z ziemi i spojrzała na swoją rozmówczynię.
Jej szare oczy otworzyły się z niedowierzeniem. Gdzieś w zakamarkach pamięci bardzo dobrze znała tą twarz. Ciepłe brązowe oczy. Długie, falowane włosy.
Troskliwy uśmiech.
- Mama?
- Nie tak brzmi moje imię. A twoim zadaniem jest je poznać.
Ostatnio życie Karin było jednym wielkim pasmem zdziwienia. Tak też było tutaj. W końcu niecodziennie widzi się kobietę tak złudnie podobną do jej zmarłej matki.
- Więc kim jesteś?
- Jak to kim? Nie poznajesz mnie? To Ja, ******.
- Co proszę?
- *******. Nie bądź idiotką.
- Nie rozumiem co do mnie mówisz. Możesz wyraźniej?
Postać pokręciła głową.
- Chyba jeszcze nie dotarłam do Ciebie. Szkoda. Ale miło, że w końcu tutaj przybyłaś. Ciągle wysilam się byś mnie wysłuchała. Jesteś strasznie uparta.
- Gadasz od rzeczy. Dalej nie wiem kim jesteś.
- Znasz mnie, ja znam Ciebie. Jesteś Kurosaki Karin. Shinigami. Kochasz swoją rodzinę i przyjaciół.  Cenisz życie, które dotychczas wiodłaś. Chcesz znaleźć człowieka, który Ci je odebrał. Lubisz piłkę nożną. PRAWIE nigdy nie płaczesz. Widzisz? Znam Cię dobrze. Dlaczego twierdzisz więc, że nie znasz mnie?
Karin nie miała pojęcia o co chodzi. Kobieta była dokładną kopią jej matki, ale nią nie była. Nie mogła pojąć dlaczego ją tutaj spotkała. Ani dlaczego.
- Wybacz, ale nie mam czasu na zgadywanki. Musze iść dalej.
- Czegoś szukasz, prawda? Pomogę Ci.- Kobieta podeszła do niej bliżej, złapała pod rękę i poprowadziła.- Sama jestem ciekawa, ile Ci to zajmie.
- To?
- Poszukiwanie.- Troskliwy uśmiech nie schodził z jej twarzy.- To gdzie właściwie idziemy.
- Nie mam bladego pojęcia. Ale jak to zobaczę, to będę wiedzieć, że to to.
- Ciekawe podejście. Boisz się śmierci?
- Już to przerabiałam ostatnio.
- Nie swojej. Swoich bliskich.
Karin przystanęła i spojrzała na nią.
- Ten człowiek. Ona jest tam... W Soul Society. Tam jest mój brat i siostra. Oni nic nie wiedzą o nim. Są w niebezpieczeństwie.
- Twój brat to bohater, Moja Droga Karin. Poradzi sobie.
- Wiem o tym.- Dziewczyna spojrzała w dal.- Ale dawno temu obiecałam sobie, że sama będę go chronić. On  nie musi ciągle ratować świata sam. Przecież ma mnie.
- Chcesz mu pomóc, ale nie chcesz przyjąć swoich umiejętności Shinigami. Nie akceptujesz ich. A przecież są one teraz twoją częścią... Wiesz dlaczego tak długo tutaj wędrujesz i niczego nie możesz znaleźć?- Karin spojrzała na nią z pytaniem w oczach.- Bo siebie nie akceptujesz. Odrzucasz to kim jesteś. Unikasz problemów.
- Wcale nie...!- Przerwała. Kobieta miała rację. Od ostatnich miesięcy była ona całkowicie wycofana. Zdała sobie sprawę, że powinna to zmienić.

- Chcesz chronić rodzinę.- Kobieta ciągnęła wypowiedź.- Posiadłaś moc, która Ci to umożliwia. W końcu Shinigami to Bogowie Śmierci. Panują nad nią. Mają też władzę nad wieloma duszami. Dlaczego nie znasz mojej, skoro należy do Ciebie? Dlaczego nie znasz samej siebie?
Teraz dopiero Karin olśniło. Dosłownie i w przenośni. Świat wokół niej zawirował. Po chwili wysoko nad nią pojawiła się świetlista kula, która rozjaśniła ten pusty świat. Dopiero teraz Karin zauważyła, że nie jest pusty. Stała teraz na srebrzystej łące. Tuż obok zaczynało się czarne jezioro, ciągnące się aż po horyzont. W jego wodnym lustrze odbijało się tutejsze "Słońce". Spojrzała na kobietę.
- Ty jesteś...
- Usiądźmy tam.
Kobieta poprowadziła ją w stronę jakiś dziwnych ruin. Składały się one ze zniszczonych filarów, ustawionych na kamienistych stopniach. Usiadły na stopniach tuż przy wejściu.
- Teraz widzisz?- Wykonała lekki gest ręką, chcąc objąć całe otoczenie.- To twój świat. Piękny, ale zniszczony. A może raczej zaniedbany. To Ty tutaj jesteś budowniczym.
- Nie czujesz się tutaj samotna?
- Przecież mam Ciebie i ... -zawahała się.- Musisz odbudować to miejsce. I odnaleźć równowagę. Tamto- Wskazała ręką zniszczoną kolumnę, która poleciała na kolejną, również ja niszcząc.- Skupiłaś się na rzeczach mało ważnych, olewając fundamenty. Szkoda, to bardzo piękne miejsce... Te kolumny to najważniejsze więzi w twoim życiu.- Kontynuowała.- Są bardzo mocne. Ale nawet one musiały ulec zniszczeniom, jakim podległa twoja dusza w trakcie twojej krótkiej historii. Śmierć Twojej matki,...  moce, przez które przyjaciele mogli by Cię odrzucić, odejście brata,...- znów przerwała na chwilę.- Brak akceptacji dla samej siebie. -Przejechała po wielkim pęknięciu w jednym z nich.-  Twój świat zaczął się budować, ale przez strach bycia znowu zranionym odrzuciłaś wiele wspaniałych rzeczy. Tak teraz wygląda twoje życie. Niby coś jest, ale tak naprawdę to zwykła ruina.
- Nie rozumiem.
- Z czasem to pojmiesz. Zaczniesz budować je na nowo. Osoba, która Cię skrzywdziła, dała Ci również szansę na zmianę. Wykorzystaj to. Lecz na razie jedyne co musisz wiedzieć, to że kończy nam się czas. Czy jesteś w stanie teraz mnie usłyszeć? Czy znasz już odpowiedź na moje pytanie?
- Chyba tak...
- Jak brzmi moje imię?
- Ono...
- Nie wahaj się! Powiedz je!
- Hikari!
Zerwał się mocny wiatr. Karin czuła, że spycha ja do tyłu, że zaraz ją porwie. Chciała się czegoś złapać. Daremnie.
- Osiągnij równowagę, Moja Droga. Zdobądź mądrość i doświadczenie. Dąż do swojego celu. Dzierż mnie mądrze. W przeciwnym wypadku nie ochronisz tego co dla Ciebie cenne.
- Dlaczego wyglądasz jak moja mama?- Zdołała zapytać.
Kobieta nie odpowiedziała.

Wiatr przybrał na sile i dziewczyna straciła grunt pod nogami. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyła tuż przed przebudzeniem, była biała postać obejmująca Hikari. Była od niej dużo mniejsza, ale znacznie nad nią górowała. Było w niej coś znajomego, ale Karin nie była w stanie skupić na niej swojego wzroku. Kiedy w końcu zdołała się przyglądnąć, poczuła, jak krew zmroziła się w jej żyłach.

Jeszcze przez długi czas miała w pamięci swój własny, szeroki uśmiech, oraz blade ręce zaciskające się na szyi kobiety, tak bardzo przypominającej jej dawno zmarłą matkę.







~~~~~~~~~ 
Przepraszam, że rozdział pojawił się tak późno. Wyszedł troszkę dłuższy niż przypuszczałam. Po sesji musiałam trochę zregenerować siły, na szczęście już po niej i znalazło się trochę czasu na pisanie. 
Kolejny pojawi się na pewno wcześniej. :)
Jeśli wystąpiły jakieś błędy (a na pewno mogą się pojawić)
- dajcie znać. 

Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Pozdrawiam!