Sen. Spokojny sen...
Jak bardzo jej tego brakowało. Spokoju, ciepła i poczucia bezpieczeństwa.
Była z rodzicami i rodzeństwem w parku.
Rodzinny piknik...
Szczęśliwe wspomnienie... A może to tylko figiel pogrążonego
w letargu umysłu?
Nie interesowało ją to. Chciała wzruszyć ramionami, ale po co?
Yuzu biegła za roześmianym Ichigo, który zabrał jej
czapeczkę. Jej krótkie, tłuściutkie nóżki ledwo nadążały.
- Kochanie, nie drocz się z siostrą.- Głos jej matki był
kojący, jednak stanowczy.
Obserwowała rodzeństwo. Jej brat odwrócił się i oddał malutkiej Yuzu przedmiot.
Po czym przytulił swoją siostrę. Wyraźnie nad nią górował wzrostem. Yuzu oplotła
jego szyję chichocąc. Karin podniosła się z koca i do nich podbiegła.
- Ichi-nii nie powinieneś tak lobić. - Upomniała brata. Ten
tylko wyciągnął drugą rękę w jej stronę i przygarnął do siebie. Zaśmiała
się szczęśliwie. Spojrzała z stronę rodziców, którzy siedzieli na kocu. Ojciec
nic sobie nie robiąc z pełnego słońca spokojnie drzemał z głową na kolanach
żony. Za to kobieta uważnie obserwowała swoje dzieci. Jej oczy wyrażały miłość
i dumę. Promienie słoneczne odbijały się od jej miedzianych włosów. Albo
to nie były promienie słońca, tylko ona sama wytwarzała wokół siebie świetlną
aureolę.
- Mamo...- Szepnęła Karin. Oderwała się od brata i ruszyła z powrotem w stronę
rodzicielki. Misaki wyciągnęła dłonie przed siebie, chcąc pochwycić dziecko.
Biegnąc co raz szybciej, nie zważała na nic. Liczyły się tylko te oczy, te
włosy, ten uśmiech. Nagle stanęła na czymś, straciła równowagę i z pełnym
impetem poleciała przed siebie.
Otworzyła oczy.
Leżała na jakimś miękkim materacu. Delikatny materiał, którym
była okryta, kojarzył się bardziej z pajęczą nicią, niż normalną pościelą.
- To zdecydowanie nie jest cela śmierci. - wycharczała do
siebie przez zaschnięte gardło.
- Masz rację, aczkolwiek niewiele brakowało, byś miała tam
pokój. - Odezwał się głos jej starszego brata.
- Ichi- nii...? Co ty tutaj robisz? - Zawahała się. - Co JA
tutaj robię?
- Jesteś gościem w rezydencji Szacownego Rodu Kuchiki. Albo
raczej pacjentem. Kiedy Cię tutaj wnoszono, ciężko było stwierdzić, czy w ogóle
jeszcze żyjesz.
- Rukia!
Karin obróciła lekko głowę. Ujrzała swoich rozmówców. Jej
brat ubrany w standardowy, ciemny strój shinigami, wyglądał zupełnie jak te
kilka miesięcy temu, gdy latał za ziemskimi Hollowami po Karakurze. Jakby ich
rozłąka nie trwała ponad ośmiu miesięcy, a zaledwie tydzień. Krótkie włosy jej
brata starczały na wszystkie strony. Brązowe oczy posyłały pioruny w stronę
młodej Kuchiki, która w tej chwili wystawiała mu język. U Rukii zauważyła
większe zmiany w wyglądzie. Siedziała w granatowym kimono, podobnym do tego, w
którym sama niedawno paradowała po Seireitei. Jej włosy były trochę dłuższe.
Jej charakterystycznym kosmyk kruczoczarnych włosów swobodnie zwisał pośrodku
twarzy. Jej wykrzywiona w stronę Ichigo twarz momentalnie spoważniała, czując
na sobie wzrok panny Kurosaki.
Kogoś jej brakowało.
- Gdzie Yuzu?
- Śpi tam w kącie. - Ichigo wskazał głową na zwinięty kłębek
po drugiej stronie pokoju. - Biedaczka padła ze zmęczenia. Nie za bardzo
chciała jeść, ani pić. Pilnowała, by nic Ci się nie stało. Ani tym bardziej, by
ktoś nieodpowiedni się tutaj nie plątał. Siedziała tutaj bez przerwy przy
Tobie, ale w końcu sen ją zmorzył.
Karin spojrzała na bliźniaczkę z wdzięcznością. Delikatna i
słodka Yuzu zapewne walczyła o jej bezpieczeństwo z zawziętością lwiego
kociątka.
- Co się stało? Jak tutaj trafiłam? Co z ludźmi z tamtej sali?
- Nie przejmuj się nimi. Dupkom się należało.
Chłopak spojrzał w okno. Był wyraźnie wściekły na coś. A może
na kogoś?
- Dopiero co świętowaliśmy zakończenie odbudowy stolicy po
wojnie. Kto by się spodziewał, że wpadniesz z wizytą, a twój niestabilny
emocjonalnie brat rozwali w strzępy Kwaterę Główną podczas zebrania wszystkich
Kapitanów Gotei 13. Gdyby nie kapitan Hitsugaya, mogłoby się skończyć na
śmiertelnych ofiarach.
Karin popatrzyła na Rukię z pytaniem w oczach. Ale to Ichigo
jej odpowiedział.
- Zwołano nagłe zebranie. Już wcześniej krążyły plotki, że
wdarł się intruz, ale dotychczasowo nie podejmowano jakiś specjalnych środków.
Podobno sam się nawiną na ludzi z dwunastki. Mieli go przyprowadzić,
przesłuchać i skazać, być może nawet na śmierć. Sądziliśmy, że to jakąś
pozostała jednostka z popleczników Yhwacha. Kiedy Cię wnieśli... - Zacisnął
mocno pięść, po czym uderzył w podłogę. Rukia posłała mu pełne zrozumienia
spojrzenie. Lekko zacisnęła swoją dłoń na jego ręce. Niby nieznaczny gest, ale
zauważyła, że Ichigo lekko sie odprężył. "Ciekawe..." - Pomyślała
Karin.
- Podejrzewam, że nie wyglądałam zbyt wyjściowo. Zwłaszcza
przy takich szychach.
- Nawet tak nie żartuj!
- Wyglądałaś jakby Cię przepuścili przez maszynkę do mielenia
mięsa. - Dodała rzeczowo Rukia. Karin wybuchła śmiechem.
- I dokładnie tak się czułam.
- Przestańcie obie! Nie ma w tym nic śmiesznego! Cała ta
sytuacja jest absurdalna! Karin... - Ichigo spojrzał jej głęboko w oczy.
Brązowe tęczówki próbowały przewiercić te szare. - Nie powinno Cię być tutaj.
Nie w tym stroju. Nie w tej postaci.
Karin poczuła, że coś zabolało ją w piersi. Powoli podniosła
się z materaca. Potrzebowała chwili, by zebrać myśli. Rozejrzała się uważnie.
Jasne ściany odcinały się od ciemnej, drewnianej podłogi. Po jej lewej stronie
znajdowały się przesuwane zaszklone drzwi, wychodzące na przepiękny i rozległy
ogród. Zauważyła również, że zewnętrzne ściany budynku są otoczone przez engawa
(werandę). Mogłaby spokojnie siedzieć na niej i przyglądać się urokom
otaczającej ją przyrody.
Odwróciła spojrzenie od ogrodu i spojrzała na Yuzu. Lekko
skupiła się na jej energii. Była nikła w porównaniu do dwóch silnych ognisk
reiatsu Ichigo i Rukii. Ale spokojna, jasna i ciepła. Zupełnie jak jej siostra.
- Karin...? - Jej brat przerwał ciszę. Doskonale zdawała
sobie sprawę, ze nie może milczeć jak zaklęta. Spojrzała mu w oczy. A potem
zaczęła mówić.
**********
Następny dzień przebiegał w spokoju. Jej brat zmył się późnym
wieczorem, lecz obiecał zajrzeć w porze obiadowej. Rukia skomentowała, że
mieszkając samemu nie chce mu się gotować. Alternatywą jest spożywanie posiłków
na oddziałowej stołówce. Jednakże traci smak jedzenia, bo wszyscy się boją z
nim gadać, a gdy sam zagada, to odpowiadają mu z nutą podziwu, lecz zachowując
dystans. Mimo tych ośmiu miesięcy wciąż nie potrafił się odnaleźć do końca w
roli Kapitana.
- W końcu, wbrew jego osiągnięciom, wciąż jest zwykłym
nastolatkiem.
Spędzała więc przedpołudnie w towarzystwie siostry. Z lekkim
dystansem słuchała jej opowieści o cudowności tego świata. Nie chciała jej psuć
humoru opowiadając o okropieństwach zewnętrznych pierścieni Rokungai. Yuzu jest
bardzo wrażliwa.
Słońce było już wysoko na niebie, świeciło mocnym i ciepłym
blaskiem. Odpoczywała spokojnie siedząc na engawie i obserwując ogród
posiadłości. Karin nie lubiła bezczynności, ale zdawała sobie sprawę, że jest
zbyt osłabiona. Cudownymi metodami tutejszych medyków większość jej ran była
już zagojona, a blizny były ledwo widoczne. Była pewna, że za kilka dni nie
będzie po nich śladu, z czego bardzo się cieszyła. Mimo, że to było jej ciało
duchowe.
Jej zaduma została przerwana przez otwierające się drzwi jej
pokoju. Przez nie przeszły dwie osoby i kot. Karin spojrzała na Yoruichi z
drwiną.
- Dzięki za ostatnie.
- A tam.- Odezwał się kot i podszedł do niej. Usiadł
niedaleko, jednak na tyle, by Karin w pierwszym momencie nie była w stanie go
dopaść.- Przesadzasz. Całkiem nieźle Ci szło. Byłam pewna, że wpadniesz 3 razy
szybciej. No i ta ucieczka z jedenastki. Zaimponowałaś mi.
- Znaczy, że cały czas mnie obserwowałaś? I nie zrobiłaś nic!?
- Mała lekcja pokory na pewno Ci się przyda. Do tego
nauczyłaś się kilku nowych rzeczy. Nie ma za co.
Karin przez chwilę analizowała sytuację.
- To wszystko było waszym planem. Twoim i Urahary. Wszystko.
Moja wyprawa tutaj. Poszukiwania tych cholernych danych. Byłam... przynętą?
- Niestety napastnik się nie pojawił. Teoria Urahary obalona.
Był pewny, że tylko jak narobisz szumu, to się pojawi. Zostawił Cię tamtego
wieczoru na ulicy- znaczy ma co do Ciebie jakieś plany. Widocznie wiedział, że
dzięki bratu nic Ci tutaj nie grozi. Albo wiedział o mnie, co jest niemożliwe.
Nikt oprócz Ciebie i mojego brata nie wiedział o moim pobycie w Soul Sociaty.
- Czyli dałaś mnie skopać kilkukrotnie na darmo?
- Jesteś zła?
- Nie... Ale mogłabyś dać znać.
- Ty i twoje rodzeństwo jesteście beznadziejne w planach.
Lepiej wam idzie improwizacja.
- Dzięki...?
- W każdym bądź razie moja rola tutaj skończona. Wracam do Świata
Ludzi. Tutaj jest nudno. I drętwo. - Yoruichi spojrzała wymownie na dwie osoby
stojące w drzwiach, które dotychczas się nie odezwały. Karin spojrzała na nie.
Stojąca lakko z tyłu Rukia uśmiechnęła sie lekko do sióstr Kurosaki.
- Karin, to mój starszy brat i głowa naszego rodu - Kuchiki
Byakuya.
Przeniosła wrok z dziewczyny na niego. Wczoraj nasłuchała się
dwóch skrajnie różnych opinii o głowie rodu. Wersja Rukii przedstawiała go jako
młodego boga, pełnego dystynkcji, szlachetności i innych pierdół. Ichi-nii
opisał go zgoła inaczej, wymieniając całą litanię wad. Podsumował na końcu
zdaniem: "- No dobra nie jest aż takim dupkiem. Ale przyznaj
Rukia, że jest strasznie sztywny." Jakimś cudem patrząc na niego
była bardziej skłonna tej drugiej wersji.
Istotnie mężczyzna prezentował się wspaniale w drogim
płaszczu, przypominającym droższą wersję haori. Na jego długich i ciemnych
włosach znajdowały się spinki, zapewne świadczące o jego statusie społecznym.
Stał prosto, patrząc na nią z uwagą. Wydawał się spokojny i apatyczny. Jak
przystało na Kurosaki, Karin nie przejęła się tym zbytnio.
- A więc Ty jesteś ten stary zrzęda Byakuya? - Zapytała.
Wzrok, który posłała jej Rukia powinien ją zabić. Dwukrotnie.
Mężczyzna jakoś się tym nie przejął.
- Widać, z kim dzielisz krew. Ale z wyglądu przypominasz mi
dawnego znajomego. Jak ma się twój ojciec, Shiba Isshin ?
- Imię się zgadza, ale nazwisko ma Kurosaki. Ten stary pryk
jest tak samo zidiociały, jaki zapewne był w dzieciństwie. Niestety nie ma na
to leków. Dlaczego nazwałeś go Shiba? - To nazwisko już gdzieś słyszała, lecz
nie pamiętała gdzie i od kogo.
- Takie nosił wiele lat temu. Nie przejmuj się tym. - Na
chwilę zapadła ciężka cisza.- Chciałem dowiedzieć się, czy niczego Ci nie
brakuje. Oraz o samopoczucie. Moi medycy zajęli się twoimi ranami, więc
niedługo powinnaś był w pełni sił.
- Dziękuję, jest już dużo lepiej. Wciąż jestem osłabiona, ale
z każda chwilą nabieram sił. - Czy ona podziękowała? Widać oczy Rukii działały
dziś cuda.
- Dobrze. W razie jakichkolwiek potrzeb zgłoście to komuś ze
służby. Możecie też osobiście mnie lub Rukii. Chcemy zapewnić Wam jak najlepsze
warunki. - Skłonił lekko głową w stronię Yuzu. Ta uśmiechnęła się.
- Oczywiście, Byakuya-san! Dziękujemy za opiekę, którą nas
obdarzyłeś. - Yuzu ukłoniła się w jego stronę z wdzięcznością. Karin tego nie
zrobiła. Patrzyła na niego intensywnie, próbując coś odgadnąć z tej osoby
pełnej sztywnego dystansu.
Mężczyzna nie był jej dłużny. Przyglądał się im dłuższą
chwilę z uwagą. Zapewne porównywał obie siostry. W końcu jednak odwrócił się i
rzucił na odchodne.
- To wszystko.- Drzwi same sie z nim zamknęły. Piwnie dla
lepszego efektu.
- Rukia? - Starsza dziewczyna spojrzała na Karin. - Ichi-nii
ma rację. Straszny z niego sztywniak.
**********
Minęły kolejne dwa dni. Grzecznie spędzała czas w łóżku,
wedle zaleceń lekarza i zatroskanego Kapitana oddziału 8. Nie miała na to
ochoty, ale zagrożono jej kolejnym zaklęciem związującym. Złe wspomnienia z
poprzednich edycji tego typu sztuczek spowodowały, że w końcu splajtowała.
Ichigo obnosił się z tym dumnie niczym paw. Rzadko kiedy miał okazję na wygraną
z siostrą. Była jeszcze bardziej zawzięta od niego.
Kiedy w końcu dostała pozwolenie, właściwie musiała je
uzyskać od wszystkich, mogła swobodnie udać się na zwiedzanie zaświatów. Dużym
problemem stał się jej brat i, o dziwo, Kapitan Kuchiki. Obydwaj uważali, że
mimo braku wcześniejszej interwencji z jego strony, jej napastnik może się
ukrywać w Seireitei, dokładnie ją obserwując. Szczególny niepokój wywoływała u
Ichigo świadomość, że ten osobnik go znał. Początkowo miała dostać pół oddziału
8 w ramach ochrony, ale skutecznie wyperswadowała to rudowłosemu.
"- Ichi-nii, twoi ludzie mają co robić. Nie wynajduj im
nowych problemów. Potrafię się obronić. - Widząc jego uśmiech na twarzy,
przyłożyła mu w ramię. Skrzywił się.- Sam widzisz. Z resztą jesteś tutaj na
miejscu. Jakby cos się działo podwyższę reiatsu do maksimum, na pewno
wyczujesz. Będziesz mógł zlecieć z całym Gotei.".
Z lekkim niepokojem, ale w końcu wyruszyła w nieznane. Tym
razem w wersji bardziej turystycznej, niż wywiadowczo-śledczej. Jej towarzystwo
zapewniała Yuzu, radośnie szczebiocąc o każdym miejscu i zagadując napotkanych
Shinigami. Karin była tym trochę zażenowana. Okrzyki typu: - Czyż to nie
panienka (Yuzu) Kurosaki, siostra naszego Kapitana!? Jestem bla bla, stopnia
któregoś z oddziału X... Bla bla... A więc to panienki siostra!... Bla bla...
Siostra i do to w dodatku bliźniaczka!? Jesteście zupełnie niepodobne so siebie.
Zazwyczaj w tym momencie Karin chciała dodać, że jest
adoptowana. Gryzła język do krwii. Nie chciała, by Yuzu płakała, bo nie chce
się do niej przyznawać. Jej siostra brała zbyt poważnie wszystko, co
mówiła. "Ach, te latające potwory spaghetti".
Mijając kolejne budynki, zmierzały w kierunku jakiejś
herbaciarni, gdzie Yuzu odkryła niesamowite słodycze. I nie mogła spocząć,
dopóki nie sprezentowałaby ich siostrze.
Karin usłyszała trzask drewna o drewno. Odwróciła głowę.
Ujrzała kilku shinigami, trenujących za pomocą kijów bō. Odruchowo jej ręka
powędrowała do pasa. Zacisnęła palce czując nieprzyjemny skurcz w żołądku.
Zatrzymała się.
- Yuzu poczekaj.
Jej siostra odwróciła się z pytaniem w oczach.
- Gdzie jest ta herbaciarnia?
- Ta droga prosto. Na skrzyżowaniu w lewo i do końca alejki.
Ale czemu pytasz?
- Zapomniałam jednej rzeczy. Idź przodem, szybko Cię dogonię.
Dobrze?
- Ale gdzie...? - Nie skończyła pytania, bo jej siostra już
zniknęła. Pokręciła głową i ruszyła dalej.
Biegnąc z całych sił, Karin zmierzała w kierunku oddziału 11.
To właśnie shinigami z tego oddziału dopadli ją jako pierwsi i skonfiskowali
broń, wcześniej tłukąc ją na kwaśne jabłko.
Właściwie miecz był bezużyteczny nie posiadając ostrza, ale i
tak czuła, że musi go odzyskać. W końcu miecz jest częścią jej duszy. Nawet
jeśli jej dusza prezentuje sie tak beznadziejnie.
Wpadła do budynku oznaczonego numerem jedenaście.
Podeszła do mężczyzny siedzącego najbliżej drzwi. Facet
spokojnie czyścił swoją uszczerbioną katanę. Na jego ciele było wiele blizn, a
twarz wyrażała IQ na poziomie zera.
- Gdzie mam się udać, jeśli chce odzyskać moją broń?
- Co proszę? - Oderwał wzrok od miecza.
- Gdzie mam się udać, jeśli chce odzyskać MOJĄ broń?-
powtórzyła z naciskiem.
- Broń? Dlaczego mamy mieć twoją broń?
- Bo kolesie z tego oddziału mi ją zabrali, zaraz po tym, jak
stłukli mnie do nieprzytomności. Swoją drogą, trochę nieuczciwie, tuzin
napakowanych goryli na mnie.
Facet zarechotał głośno. Bała się, ze w trakcie tej czynności
wyleci któryś z pozostałych mu 9 zębów.
- Psia kość! To TY? Ej, idioci zawołacie tego drania XX!
Przyszła ta siksa od miecza bez ostrza. Ta co jej nakopali w zeszłym tygodniu!
- To ona jeszcze żyje!?
Cały budynek zadrżał od rechotu. Mimowolnie poczuła, że robi
się czerwona jak burak. Czekała kilka chwil, czując na sobie drwiące spojrzenia
zebranych mężczyzn. W końcu trzasnęły drzwi i wszedł kolejny shinigami.
Rozpoznała jego gębę. I swoje dzieło.
- Ładna blizna.
Mężczyzna mimowolnie sie skrzywił. Zapewne przypomniał sobie
jej paznokcie na swojej twarzy.
- Czego chcesz, gówniaro? Życie Ci wciąż niemiłe? Żyjesz
tylko przez znajomości. Powinnaś kisnąć w celi koło Aizena.
- Chcę mój miecz z powrotem.
- Ten bez ostrza? Co ty chcesz nim robić? Może Ci jedynie
posłużyć za ozdobę na ścianie. I to tylko w przypadku, jak go nie będziesz
wyciągać z pochwy.- Jego uśmiech wyrażał ogromną pogardę do jej osoby.
Znów rozległ rechot.
- Chce mój miecz z powrotem.- Powtórzyła. Nie czuła się na
siłach, by walczyć, zwłaszcza z całym oddziałem. Znowu.
- Słyszałeś co powiedziała. - Usłyszała lodowaty głos zza
swoich placów. - Każ jej powtórzyć po raz trzeci, a kolejne 50 lat spędzisz na
patrolowaniu kanałów. Czy teraz zrozumiałeś?
Mężczyzna zbladł. Popatrzył z przestrachem na rozkazującą mu
osobę.
- Tak jest! Proszę poczekać chwilkę, zaraz go przyniosę! -
Szybko odwrócił się i dosłownie zwiał. Reszta shinigami też jakoś dziwnie
wsiąkła w ściany.
- Nie potrzebowałam pomocy.
- Wystarczyłoby zwykłe "Dziękuję".
Przez chwilę stała nieruchomo. Nie chciała spojrzeć mu w
twarz, lecz w końcu się zmusiła. Stał tuż obok. Dzięki sterczącym włosom
wydawałoby się, że jest jej wzrostu, ale wiedziała dobrze, że był od niej
niższy. Spojrzała mu w turkusowe oczy. Patrzył na nią uważnie. W jego oczach
widziała jakąś drapieżność i... coś jeszcze.
Nic się nie zmienił.
- Dziękuję, Toshiro.
- Ile razy mam to powtarzać. Nie jestem Toshiro, tylko
Kapitan Hitsugaya!
Mimowolnie się uśmiechnęła.
~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tak długo mi zeszło. Okazuje się, że
napisanie 40 stron pracy inżynierskiej jest dużo trudniejsze, gdy brak chęci i
sił. A obiecałam sobie, że nie tknę opowiadania, dopóki jej nie skończę.
Dzięki temu miałam małą motywację i w końcu się udało.
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. Rozważam dodanie
tego opowiadania na wattpad. Ale czy dojdzie to do skutku, jeszcze nie wiem.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba.
Warto było czekać :D
OdpowiedzUsuńPrzez cały rozdział szczerzyłam się jak głupia. Zwłaszcza, gdy czytałam o żartach Karin związanych z adopcją.
W końcu Toshiro! Nie mogłam się doczekać. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie go trochę więcej.
Czekam z niecierpliwością. Powodzenia i dużo weny ;*
Mogę nawet czekać wieki, jeśli twoje rozdziały będą tak wspaniałe. 😉
OdpowiedzUsuń