Biegła szalonym tempem w stronę sali 304A. Słyszała za sobą kroki. Po
dźwięku rozpoznała ze biegnie za nią jakiś facet. Na szczęście był od niej dużo
większy i cięższy, przez co tracił czas na zakrętach, próbując wyhamować.
Inaczej wbiłby się w przeciwległa ścianę, co nie byłoby przyjemnym widokiem.
Biegła dalej przed siebie. Była pewna, że tamten jej nie dogoni. Wiedziała,
że ma on taki sam cel, ale ona nie dopuści by będąc tak blisko celu, utracić
zdobytą przewagę.
I w tym momencie zobaczyła przed sobą jakiś filar. Nie zdążyła wyhamować i
wpadła w niego z całą prędkością. Huk był niemiłosierny. Poczuła ogromny ból w
okolicach lewej łopatki. Natomiast pod sobą czuła przeszkodę, na którą wpadła.
Usłyszała jęk i zdała sobie sprawę, że tym „czymś” nie jest rzecz, a osoba. I
wyje z bólu.
Miała zamknięte oczy. Wiedziała, że jak je otworzy to wtedy minie chwila
szoku i będzie mieć kłopoty. Poważne kłopoty.
"Błagam, kimkolwiek jesteś, bądź cały... Niech ci nic nie wystaje z
klatki piersiowej. Żaden drut, katana, czy nawet cholerna linijka... Żadna
połamana kończyna. Żaden złamany paznokieć. Ewentualnie urażona duma, parę
siniaków i wieczny uraz do rozpędzonego tarana marki Kurosaki."
Znów poczuła ruch i w tym momencie usłyszała:
- Jezu Kurosaki, ktoś Cię chciał zabić? Biegłaś jak opętana. Cud ze nie
polecieliśmy metr dalej, bo wylecielibyśmy oknem!
-A to tylko Ty Heita? Dzięki Bogu!
- Tylko Ja? Chciałaś mnie zabić. Hello!!! Jesteśmy na 3 piętrze. Przy
takiej prędkości nie byłoby już czego zbierać. Zdrapywali by nas z chodnika.
- Oj nie narzekaj...
- Nie narzekaj? Z zresztą złaź ze mnie. Ciężka jesteś.- Poczuła jak jej
ofiara ją łapie i zwala z siebie.
- Ała!-wrzasnęła.
- No tak teraz to się nagle zrobiłaś delikatna? Szkoda, że 30 sekund temu
było inaczej.- Chłopak podniósł się z podłogi i zaczął poprawiać ubranie. - Oż
kurde Karin, jak ja wyglądam!- wrzasnął, gdy zobaczył swoje odbicie w szybie.
- Mieliśmy powiedzieć o tym już dawno, ale nie chcieliśmy robić Ci
przykrości.- Powiedziała ze śmiertelną powagą.- Ale skoro już znasz prawdę,
musisz się z tym pogodzić… - Podparła się dłońmi i podniosła głowę do góry.- I
pomóc mi wstać.
- Ha ha ha...
W tym momencie jakiś inny facet minął ich w biegu. Puścił oko do leżącej na
podłodze Karin, uśmiechnął się krzywo i wpadł do sali.
- Niech to cholera...- Zerwała się z podłogi, ignorując wyciągniętą w jej
stronę rękę kolegi, obite kolano i rozdartą, zakrwawioną skarpetkę.
- Karin zaczekaj!- zawołał Heita, próbując ją złapać.
- Nie mogę. Musze zająć boisko dla naszej drużyny na wakacje. Ten koleś już
mnie wyprzedził!- I pobiegła.
Chłopak westchnął ze zrezygnowaniem.
- To jak łapanie wiatru samymi dłońmi.- Uśmiechnął się pod nosem i ruszył w
stronę, gdzie za drzwiami zniknęła czarnowłosa.- Nie do zatrzymania.- Dodał.
**********
Wewnątrz pomieszczenia panował ogromny zaduch. Sala była niewielka,
znajdował się w niej składzik z nieużywanym szkolnym sprzętem, czasami
spełniała jednak rolę pomieszczenia, w którym szkolna organizacja sportowa
wystawiała listę sal do wynajęcia dla uczniów na krótki okres wakacji. Każda
grupka siatkarska, piłki nożnej, baseballu, koszykówki, tenisa, itd. zaczynała
właśnie WWP, czyli Wielka Wojnę Pokoleń. Szkoła miała tylko jedną salę
sportową, jedno boisko, więc nagłe pojawienie się listy powodowało wiele spięć
między nastolatkami. A to podłożenie nogi, różnego typu „dodatki” pojawiające
się jedzeniu, a kończące na kilkugodzinnych odwiedzinach w WC, czasem jakieś
bójki, czy nękanie. Każda grupka chciała mieć salę dla siebie w godzinach,
które nie musiałyby powodować opuszczenia ulubionego serialu w TV, wieczornych
włóczęg po mieście w poszukiwaniu imprezy, chłopaka/dziewczyny, dobrej zabawy
czy innych równie fascynujących zajęciach dla nastolatków.
Tak więc, gdy tylko Karin dostała wiadomość o pojawieniu się listy w szkole
rzuciła pracę (pomagała ojcu w klinice) i wyleciała z pomieszczenia pod
pretekstem nagłej wizyty w toalecie. Wbiegając do szkoły zauważyła koleżankę,
której chłopak był kapitanem oficjalnej drużyny piłkarskiej, reprezentującej
szkołę. Czarnowłosa miała z nim na pieńku, ponieważ był on 3 kapitanem, który
odmówił przyjęcia do drużyny. Starała się o to od czasu gdy przyjęto ją do
gimnazjum, niestety corocznie odrzucano jej kandydaturę. Nie chodziło o to, że
nie potrafiła grać. Grała dobrze, nawet bardzo. Po prostu nie spełniała jednego
istotnego warunku- nie była facetem.
Podczas jej niesamowitego galopu prawdopodobnie pobiła by rekord świata w
biegu z przeszkodami w wąskich korytarzach, gdyby nie Heita.
Biedak zapewne nigdy by nie pomyślał, że w jednaj z najlepszych chwil w
swoim życiu, w której czuł się naprawdę zadowolony z siebie, mógłby zostać
stratowany.
Wracając do Karin była już ona w środku pomieszczenia. Akurat w tym
momencie Boby skończył rozmawiać z trenerem i z zadowoleniem podpisywał listę
swoim koślawym pismem. Gdy w końcu postawił ostatnia literkę, odebrał kwitek z
potwierdzaniem, po czym przeciągnął się i odwrócił do stojącej w drzwiach
Karin.
- No co tam Kurosaki? Jak Ci wakacje mijają? Masz może jakieś plany
treningowe?- popatrzył na listę i się uśmiechnął- bo najlepsze miejsca już
niestety zaklepane.
- Klepnąć to siebie możesz, Boby- odparła.- Czy mogłabym?- podeszła do
trenera.
-Och Karin-chan, czekaliśmy na ciebie od rana. Bylem pewny, ze pojawisz się
jako pierwsza, ale niestety, przy liście panuje zasada- kto pierwszy ten
lepszy. Zostało ci tylko to- pokazał jej wykaz godzin, albo wcześnie rano,
kiedy to była pewna, ze nie ma szans wstać, albo wieczorem, gdy miała treningi
z Tatsuki lub dyżury w klinice. Specjalnie układała plany tak, by mieć czas na
wszystko, a nawet kilka chwil wolnych. I teraz cały misterny plan szlag jasny
trafił!.
- No nic to chyba...- Trener zerknął na listę, potem na inną kartkę. Po
czym się uśmiechnął.
- Zapomniałbym. Boisko w godzinach porannych jest zajęte. Dyrektor prosił o
dwie godzinki na jakiś klub pozaszkolny. W ramach rewanżu za pomoc przy
ostatnim festiwalu.
- Ale jak to rano? Miałam właśnie powiedzieć, że moja grupa byłaby chętna.
W godzinach wieczornych ja nie będę mogła...
- Oh to takie przykre. Chcesz chusteczkę?- Boby podszedł do dziewczyny ze
śmiechem.- Oj nie rób takiej słodkiej miny, Karin-chan!
- Jeszcze tu jesteś?
- Do Twoich usług, madame.- Ukłonił się szyderczo.- Ale będziesz musiała mi
wybaczyć. Moja panna czeka pod szkołą.- Podszedł do niej bliżej i dodał
ściszonym głosem.- Ale jeśli chciałabyś się wypłakać mi w ramię to zapraszam.
Mam dziś wolną chatę. Możesz też zabrać siostrę.
Po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju. Na korytarzu słyszała jego śmiech.
Karin odwróciła się do trenera. Zacisnęła pięści, chcąc walczyć o swoje.
- Znam ten nieugięty wyraz twarzy, Karin-chan. Przypominasz mi z nim
swojego brata. Nie bądź taka zacięta.- Trener wstał z krzesła, podszedł do
dziewczyny i zręcznie wyprowadził ją z sali.- Wierz mi lub nie... On też miał
dobrych przyjaciół. A teraz do widzenia!
Po czym zamknął jej drzwi przed nosem. Karin była w szoku. Jeszcze kilka
sekund temu myślała nad wybiciem kilku przednich zębów Boby'emu i odebraniu mu
boiska. A teraz stała, wyprowadzona doszczętnie z równowagi za drzwiami. Przez
chwilę zastanawiała się nad wyważeniem drzwi. W momencie gdy podniosła rękę
ktoś ją złapał.
- Serio chcesz mieć ustawkę z drzwiami? One nie mają szans. Jak ja.
- Heita...- Jej głos był zniżony, źrenice zawężone, pałające chęcią mordu.-
Chcesz oberwać po raz drugi?
- Tak, z chęcią, ale poczekaj jak wyjdziemy ze szkoły. Musisz gdzieś potem
ukryć zwłoki. Chyba, że wolisz je wlec po okolicy.
Trzymał ją za rękę, prowadząc tylko w sobie znanym kierunku. Pozwoliła mu
na to, aczkolwiek walczyła sama ze sobą. Miała ochotę wrócić i komuś przyłożyć.
Gdy przechodzili przez bramę, i zauważyła Boby'ego, jej cierpliwość była na
wyczerpaniu. Na jej widok roześmiał się głośno, po czym przyssał się do swojej
dziewczyny. Karin poczuła totalne obrzydzenie, zwłaszcza w momencie gdy puścił
jej oko. Ale Heita nie puszczał jej ręki i nieugięcie prowadził z dala od
szkoły.
- Dlaczego za każdym razem jak coś nie idzie po Twojej myśli, masz ochotę
rozszarpać innym gardło? Czyż nie, Złośnico?
- Instynkt zabójcy. .- Wzruszyła ramionami.- Tata ćwiczy nas od urodzenia.-
Trochę ochłonęła dzięki spacerowi.
- Mam się bać?
- Sam zaproponowałeś, żebym nie ukrywała twoich zwłok w szkole. W sumie
masz rację. Ostatnio ciągle jestem wściekła.
- Nie da się ukryć. Wiele osób się Ciebie boi. Podobno twój brat też nie
był zbyt towarzyski. Ciągłe bójki, zaczepki i... Oho, chyba stąpam po cienkim
lodzie. – Rzekł na widok jej skwaszonej miny.- Czyżbym trafił w czuły punkt?
- Nie chce o tym… gadać...- zawahała się.-… na razie.
- Spoko. Jesteśmy przyjaciółmi, co nie? Jak będziesz chciała pogadać o
swoich problemach wiesz, gdzie mnie znaleźć. Nas wszystkich. Reszta też się o
Was martwi. Zarówno o Ciebie, jak i Yuzu. Możecie nam mówić o wszystkim. Nawet
o tych duchach, które widzisz.
Karin otworzyła szeroko oczy.
- To Ty wiesz? Skąd...?
- Sama od zawsze powtarzasz, że twoja rodzina nie jest normalna. A my nie
jesteśmy aż tak głupi. Mamy oczy...- Wskazał na nie palcami.- Uszy... - Wskazał
je.- A do tego świetny nos detektywistyczny.- Wsadził palce do nosa, po czym
próbował zaciągnąć się powietrzem.- Cholera, nos się popsuł.- Zakończył swoją
wypowiedź markotnie.
Karin roześmiała się głośno.
- Głupek! Jesteś obrzydliwy!
- W każdym bądź razie mam coś dla Ciebie.- wyciągnął z kieszeni równo
poskładaną kartkę. Bez wahania spojrzał jej w oczy, po czym podał do ręki.
- Co to?
- Sama zobacz. To prezent na zakończenie szkoły.
Rozłożyła kartkę i uważnie się jej przyglądnęła.
- Nie wierzę! Niemożliwe!- Popatrzyła na niego uradowana.- Heita, jak Ci
się udało?
- A tam.- Machną niedbale ręką.- Pomogłem jednemu facetowi. Miał u mnie
dług wdzięczności. Dzisiaj go spłacił. - Trochę skrępowany zaczął tarmosić
włosy na głowie.-Tak więc kapitanie, jakie ma Pani na jutro plany?
- To chyba oczywiste. Trening, trening, trening! Musimy się dostać do
licealnej drużyny! Heita dziękuję!
Dziewczyna rzuciła mu się na szyję, uszczęśliwiona. Chłopak był również
wniebowzięty, ale z trochę innego powodu.
Przez chwilę trwali w przyjaznym uścisku, po czym Karin go puściła, trochę
zażenowana swoim wybuchem radości.
- Już późno. Muszę się zbierać. Tata pewnie panikuje. Yuzu wyjechała
zaledwie wczoraj, a spędził całą noc, na oglądaniu starych zdjęć i piciu
gorącej czekolady...- Na chwilę przystanęła niepewnie.- A co do moich duchów...
- Nie dziś. Wiem. Ale ponawiam to co wcześniej powiedziałem. Możesz nam
mówić wszystko.
Przytaknęła głową.
- No to do zobaczenia jutro! Jeszcze raz dziękuję!
Odwróciła się na pięcie i odbiegła. Chłopak stał jeszcze chwilę, wpatrując
się w oddalającą sylwetkę Karin.
- Racja. Nie do zatrzymania...
-----------------------------------------------------------------------------------
Rzadko pisze coś od siebie, ale teraz wypada. Rozdział pojawił się trochę
wcześniej, związane to jest z praktykami i zaraz po nich wakacjami. Więc taka
mała niespodzianka dla Was.
Ten rozdział jest przedostatnim w tej serii.
Następny- "Uwierz w ducha" będzie chyba najdłuższym. Myślałam,
czy go nie podzielić, ale chyba zostawię w takiej formie jak jest.
Śmieszne, że akurat jutro pojawi się ostatni rozdział Bleach. Kilka lat nad
tą mangą się spędziło i pozostanie we mnie taki niedosyt- jak w przypadku Naruto-
ten koniec jest taki nagły! Mam nadzieję, że Kubo nie wyskoczy z jakimiś nowymi
rzeczami, pozostawiając więcej pytań niż odpowiedzi.
Ale o tym przekonamy się już niedługo.
Życzę miłych wakacji- korzystajcie i czerpcie z nich jak najwięcej radości!
Pozdrawiam gorąco,
Arisa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz