Brzask…
Słońce leniwie zaczęło oświetlać Karakurę- niewielkie miasteczko leżące
na zachód od Tokio. W południowo-zachodniej części miasteczka leży dzielnica
Minamikawase. Ową dzielnicę oddzielają od reszty miasta dwie rzeki: płynąca po
zachodzie Onose i wschodnia, wpadająca
do niej- Karasu. Skierujmy swój wzrok na rzekę Karasu- piękna nieprawdaż? Na
pewno uroku jej dodaje ów piękny Świt. Niedaleko niej znajduje się niewielki
budynek. Klinika Kurosaki, znana prywatna przychodnia lekarska w Karakurze, będąca
zarazem domem rodziny Kurosaki.
Promienie słońca wpadają do jednego z pokoi na piętrze. Delikatny blask
pada na śpiącą dziewczynę. Czarne włosy rozrzucone po poduszce, przypominają
swym wyglądem krucze pióra. Dziewczyna powoli otwiera oczy. Mruga kilka razy.
Zaczyna podnosić się z łóżka, delikatnie przecierając oczy. Następnie długie
ziewnięcie, połączone z przeciągnięciem rozespanych mięśni.
Zaczyna rozglądać się po pokoju. Łóżko naprzeciw jest sprawnie posłane.
Na dole z okolic kuchni słychać dźwięki świadczące, iż ktoś przyrządza
śniadanie. Spogląda na podłogę. Ubrania, które zeszłego wieczora zrzuciła na
podłogę, zniknęły.
„Kochana Yuzu.”
Powoli podniosła się z łóżka i podeszła do okna. Po chwili wahania
otworzyła je. Pogoda zapowiadała się całkiem dobrze. Słońce świeci i jest całkiem
ciepło, zwarzywszy, iż jest to dopiero początek wiosny… No dziś to już na pewno
zagramy. Nie pozwolę, by ktokolwiek mi w
tym przeszkodził. To pierwszy dzień w
tym roku, kiedy naprawdę da się zagrać w football!
Szybko ubrała się w jakieś ciuszki, związała włosy i zbiegła na dół.
- Ohayo Yuzu!
Jak tam śniadanie? Może Ci w czymś pomóc?- Powiedziała wchodząc do kuchni.
-Nie trzeba. Już prawie kończę… Ale możesz zawołać tatę i Nii-san.-
odparła śliczna dziewczyna w włosach w kolorze zboża. Migdałowe oczy były pełne
naiwności, a zarazem radości.
„Yuzu jest jedyna w swoim
rodzaju.- pomyślała, uśmiechając się pod nosem- Powiedz jej, że brat jest tajnym mafiosem i jako dowód przypomnij
jej dziwne (od czasu do czasu)zachowanie Ichigo… Ale i tak jest niesamowita. To,
w jaki sposób potrafi ogarnąć cały ten chaos panujący w naszym domu”.
-Coś się stało, Karin-chan? Masz dziwny uśmiech na twarzy.
-Nie, nic takiego.- Odpowiedziała.
Odwróciła się i wbiegła na górę. Skierowała się do pokoju z numerkiem
„15” na drzwiach.
-Ichi-nii pobudka! Yuzu przygotowała pyszne śniadanie. Zbieraj się, bo
nie zdążysz przed szkołą.
- Spokojnie Karin. Zdążę. –
Padło za drzwi. Skierowała się w stronę pokoju ojca. Jednak coś ją
zatrzymało. Coś, czyli czyjś głos dochodzący zza drzwi pokoju jej brata.
- Słyszysz Ichigo! Śpiesz się! Mam plany na cały dzień, nie chcę Ciebie
niańczyć! Będziesz mi tylko przeszkadzał!
- A kto mnie niby niańczy?! Spadaj Kon!
Rozległo się łubudubudom, a po nich ciche wrzaski i przekleństwa.
„ Nie wnikam. Brat niech robi co
chce w swoim pokoju. Zawsze miałam dziwne przeczucie, iż Bostow nie jest
zwykłym pluszakiem. Czasem wydawało mi się, że mruga. Czasem, gdy zostawiałyśmy
go w jakimś pokoju i poszłyśmy do szkoły, po powrocie był on już w innym
miejscu. Nikogo w domu wcześniej nie było. Tata po otwarciu kliniki rano nie
wchodził do domu, dopiero po naszym powrocie robił przerwę na obiad. Ichi-nii
zawsze wracał późno. Pamiętam jak z tego powodu opowiadałam różne historie
Yuzu. Że Bostow to tajny szpieg i
dlatego ciągle znika. Albo, że potajemnie broni naszego miasteczka przed złymi
duchami. Albo, że tak naprawdę to nie zwykły miś, tylko książę zamieniony w
małego pluszowego lwa. Co bym jej nie powiedziała, sama w to nie wierzyłam. Ją
takie historie ją strasznie jarały (przy okazji- jest straszną panikarą, Echem),
mnie niestety nie. To w jaki sposób czasem patrzył na mnie i Yuzu. Zazwyczaj
podczas zabawy, go ona ubierała go w sukienki… Brr…..”.
-Tat…- coś śmigło koło niej.
-Kto ostatni na dole ten ofiara!- krzyknął wysoki facet z zarostem,
obijając się o ścianę na zakręcie. Wzruszyła ramionami. I tak to Ichigo będzie
ostatni. Gdy znalazła się znów w kuchni mężczyzna wykonywał dziwne wygibasy.
Zapewne przygotowuje się do potyczki, która zacznie się w momencie, gdy jego
jedyny syn zejdzie na dół. Yuzu już nakładała śniadanie. Powoli zbliżyła się do
stołu i zajęła swoje miejsce. Po chwili można było usłyszeć kroki na górze
zbliżającego się Ichigo.
„3…2…1…”
-Ohay…- ojciec rzucił się w
stronę rudowłosego. Jeden szybki ruch chłopaka i ojciec wylądował na ścianie.
Szybko pozbierał się jednak i rzucił do kolejnego ataku. Karin delikatnie
wysunęła nogę. Mężczyzna zaliczył drugą ścianę.
- Nie musiałaś pomagać, Karin. Poradziłbym sobie z nim. Ale dzięki.
- Tatusiu nie możemy choć raz zjeść w spokoju śniadania?- spytała Yuzu.
- To już taki nasz zwyczaj. Ichigo jesteś coraz lepszy. Masaki byłaby
taka DUUUMNAAA z naszego dzieciaczka. No, ale w końcu ma to po mnie.- Przy
ostatnim zdaniu wyszczerzył zęby. Podniósł się z ziemi i zasiadł przy stole
wraz z synem. Śniadanie odbyło się prawie normalnie. Po zjedzonym posiłku obie
siostry wraz z bratem wyszli z domu kierując się w stronę swoich szkół.
Dzień zapowiadał się tak wspaniale…
***
TRZASK…
Szybko otworzyła oczy i poderwała się z łóżka. Zakręciło jej się w
głowie, przez co opadła z powrotem na poduszkę. Trzymając się za głowę,
spojrzała na łózko naprzeciwko. Yuzu była pogrążona w głębokim śnie, jednak z
jej twarzy dało się wyczytać, iż nie jest to sen o kwiatkach, tęczy, misiach i
cukierkach. Raczej śnił jej się jakiś film dokumentalny o robakach i ich
obrzydliwościach. A Yuzu boi się robaków. Zwłaszcza takich oślizgłych.
Spojrzała przez okno. Potworna szaruga na niebie odbierała ochotę
podnoszenia się z łóżka. Ani wyjść na spacer, ani nawet myśleć o grze w piłkę.
Spojrzała na zegarek. 5:00 rano to zdecydowanie za wcześnie, zwłaszcza, że jest
sobota. Pewnie znowu spędzą dzień pomagając ojcu kilka godzin w klinice, a
potem będą wpatrywać się szklanym wzrokiem w telewizor.
„Gdyby chociaż Ichi-nii tutaj
był… Było by całkiem inaczej. Chciałabym żebyś do nas wrócił…”
Ale on był daleko. Za daleko by usłyszeć jej myśli…
Okryła się
kołdrą i położyła z powrotem w łóżku. Zacisnęła mocno powieki, starając się
ponownie zasnąć…
--------------------------------------------------------------------------------------------
Blog nowiutki i poświęcony (głównie) ciemnowłosej siostrze Kurosaki. Zaczęłam tworzyć ta historię już dawno i po zebraniu w kupę 11 rozdziałów, stwierdziłam, że nie ma na co czekać...
Opowiadanie powstaje głownie dla tych, którzy szukają inspiracji do swoich własnych historii. Jest wiele opowiadań, które zostały rozpoczęte i przerwane, po kilku słabych rozdziałach. Jest wiele, które zaczynają się porządnie, lecz cały potencjał wypala się niestety błyskawicznie. Zazwyczaj w momencie wprowadzenia wątku romantycznego... Często jest tak, że zaczynają pisać, nagle "coś wypada", brak czasu, chęci i blog zostaje porzucony. Dlatego napisałam kilka rozdziałów w przód, by w momencie braku weny, czy też jakiś problemów osobistych, nie czuć się obarczona również tym.
Mimo, iż pierwszy rozdział ukazał się w Waletynki, w najbliższym czasie nie spodziewajcie się nagłego "Big Love". Jak już wspominałam, zazwyczaj w tym momencie większość piszących staje i nie wie jak wybrnąć. A przecież "Bleach" to nie romans, a historia o przyjaźni i rodzinie. O ochronie tego, co najcenniejsze...
Opowiadanie powstaje głownie dla tych, którzy szukają inspiracji do swoich własnych historii. Jest wiele opowiadań, które zostały rozpoczęte i przerwane, po kilku słabych rozdziałach. Jest wiele, które zaczynają się porządnie, lecz cały potencjał wypala się niestety błyskawicznie. Zazwyczaj w momencie wprowadzenia wątku romantycznego... Często jest tak, że zaczynają pisać, nagle "coś wypada", brak czasu, chęci i blog zostaje porzucony. Dlatego napisałam kilka rozdziałów w przód, by w momencie braku weny, czy też jakiś problemów osobistych, nie czuć się obarczona również tym.
Mimo, iż pierwszy rozdział ukazał się w Waletynki, w najbliższym czasie nie spodziewajcie się nagłego "Big Love". Jak już wspominałam, zazwyczaj w tym momencie większość piszących staje i nie wie jak wybrnąć. A przecież "Bleach" to nie romans, a historia o przyjaźni i rodzinie. O ochronie tego, co najcenniejsze...