Leżała na zimnej kamiennej
podłodze już od dobrych kilku godzin. Na szczęście zostawili ją w spokoju samej
sobie i raczej nie planowali jej odwiedzić. Ani też udzielić żadnej pomocy.
Stłuczone ramię bolało cholernie. Kajdany którymi miała związane ręce z tyłu
nie pomagały. Była bardzo obolała. Ledwo udało się jej ułożyć w jakiejś
wygodniejszej pozycji. Słuchała odgłosów zza drzwi, ale panowała tam całkowita
cisza. Żaden szelest czy odgłos kroków i rozmów. Skupiła się więc na energii
życiowej, ale niczego nie wyczuła. Widocznie kajdany blokowały jej nowo nabyte
umiejętności. Spojrzała w stronę drzwi. Nie posiadały klamki, ani zamka.
Najwidoczniej otwierały się tylko z jednej strony.
- Nienawidzę
ich.- Szepnęła sama do siebie. Najgorsze, że w trakcie walki Yoruichi podkuliła
ogon i spierdzieliła, zostawiając ja na pastwę tych zwyrodnialców. Tylko raz w
życiu oberwała równie mocno. Ci kolesie
nie mieli dla niej żadnej litości.
Kilkukrotnie
podejmowała próby wydostania się, jednak spełzły na niczym. Przy jakichkolwiek
gwałtowniejszych ruchach kajdany raziły ją ładunkiem elektrycznym pozbawiając
przytomności.
W końcu straciła rachubę czasu i
zapadła w sen.
To nie był dobry sen. Znów uciekała
po Karakurze przed Cieniem. Wiedziała, że nie ma szans, ale biegła w zaparte.
Może tym razem będzie inaczej?
Nadzieja matką głupich...
Błysk miecza i trzask obudził ją. W
rzeczywistości było to światło, które dostało się przez otwierane i
prawdopodobnie od lat nienaoliwione drzwi.
- Witamy
naszą więźniarkę. Miły dzionek, prawda?- Odezwał się wysoki, barczysty
mężczyzna z blizną na twarzy.- Chodź szybko, nie będziemy czekać wiecznie.
- Nie mogę.-
Odparła.- Te kajdany coś mi robią jak próbuje chociaż usiąść. A wy jeszcze
każecie mi iść z wami w podskokach?- jej zrezygnowany głos się załamał.
Chciała, by myśleli, że poddała się już całkowicie. Zaczęła się podnosić z
podłogi, ale poraziło ją i znowu upadła. Stęknęła z bólu, trudem zachowując
świadomość.
- Dobra
wyłączę to, ale masz być grzeczna.
Wyszeptał parę słów. Karin nie była
w stanie ich dosłyszeć. "Mógłbyś
głośniej Dupku... Chcę wiedzieć jak się to cholerstwo wyłącza."
- Wydaje mi
sie, że w końcu straciłaś zapał do walki.- Bliznowaty zaśmiał się.- Jaka
szkoda, byłabyś świetnym workiem treningowym. Przez jakieś 5 min.
- Dałbym jej
najwyżej 3 minuty. Wstawaj, mamy się z tobą wstawić do centrali. Tam skażą Cię
na śmierć za wtargniecie i szpiegowanie. Nie masz szans się z tego wykaraskać.
A skoro tak mówili... Podjęła
ostatnią rozpaczliwą próbę ucieczki. Powoli podniosła się z ziemi, obserwując
dwójkę shinigami. Zmierzyła ich swoim najgroźniejszym spojrzeniem i ruszyła
pełnym pędem. Wpadła w pierwszego, który wyleciał z pomieszczenia, przeleciał
wąski korytarz i wpadł w przeciwległy ścianę. Uśmiechnęła się pod nosem słysząc
lekkie chrupniecie. Błyskawicznie przełożyła ręce pod sobą, prawdopodobnie
wybijając swój bark. Teraz to dopiero ją bolało. Jednak adrenalina działała
swoje i zdążyła kajdanami przyfasolić drugiemu w łeb, łamiąc mu nos i
pozbawiając przytomności. Jego miecz został w tym czasie wyciągnięty zaledwie do
połowy.
- 3 minuty?
Załatwiam was w 5 sekund!- Krzyknęła do nich oburzona.
Po czym
zakryła usta dłońmi i wycofała się w głąb korytarza. Bała się, że ktoś ją
usłyszał i zjawi się tutaj, by znów ją uziemić.
Szczęśliwie
nikt nie nadszedł. W końcu przemogła się i przeszukała leżąca dwójkę, ale nie
znalazła żadnego kluczyka do kajdanek.
-Cholera...-
warknęła. Miała ochotę walnąć pięścią w ścianę, ale nie chciała bardziej
narażać wybitego ramienia. Pulsujący ból i tak był już nie do wytrzymania.
Wiedziała, że nie może ich tak
zostawić, wiec z wielkim trudem i jękiem wciągnęła ich do swojej celi. Trwało
to bardzo długo. W końcu zamknęła drzwi i ruszyła w stronę wyjścia.
Wstrzymała
oddech. Na palcach podkradła się do drzwi. Przez kilka minut nasłuchiwała,
chcąc dowiedzieć się, co może czaić się po drugiej stronie.
Otwierając drzwi przygotowana była
na wszelką okoliczność. Ale nie było tam nikogo. Oparła się chwilę o ścianę
oddychając głęboko. "Te nerwowe
chwile mnie wykończą"- pomyślała, trzymając dłoń w okolicach serca.
Biło szybko i nierówno.
Rozglądnęła się za wyjściem z
pomieszczenia. Wyglądało jakby nikt dawno z niego nie korzystał. Znajdowały się
w nim stoły z jakimś elektronicznym sprzętem, część z nich przykryta była
białym materiałem. Wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu. Po drugiej
stronie zobaczyła kolejne drzwi- były otwarte. Nie zastanawiając się ruszyła
przed siebie. Mijając kolejne metry zauważyła w półmroku całkiem interesujący
przedmiot. Dziwnie powykręcane urządzenie, z małymi haczykami, ostrzami i
innymi bajerami. "Wygląda obiecująco.". Podeszła oglądając go
dokładniej. "Może uda mi się tym uwolnić ręce."- pomyślała z nadzieją.
Zaczęła klikać kolejne guziki, lecz bez efektu. W końcu cierpliwość jej się
wyczerpała. Przywaliła więc w maszynę. W końcu ostatnio większość jej problemów
udało się rozwiązać siłą.
Maszyna zaczęła cicho buczeć,
rzucając niebieski poblask. Karin podeszła do niej i przyłożyła kajdanki między
dwie największe zębatki, które powoli obracały się w pracującej maszynie. Miała
nadzieję, że rozwalą to ucieleśnienie niewygody i niewolnictwa.
Jakże bardzo
się zawiodła, gdy maszyna nagle zgasła, tuż przed momentem, gdy miała zostać
uwolniona.
- Szlag by
to!- Kopnęła butem. Ale ustrojstwo nie chciało odpalić.
Czuła, że to chyba
najgorsza chwila w jej życiu. Stała przyczepiona do głupiej maszyny, nie mogąc
się z niej uwolnić. Zaczęła szarpać rękami, ale na nic jej wysiłki. W oddali
usłyszała głuche walenie w drzwi. Najwidoczniej tamta dwójka już odzyskała
świadomość.
Trochę jej było głupio tak ich
zostawić, miała nadzieję, że ktoś ich kiedyś odnajdzie. Mniej lub bardziej żywych.
Powróciła do szarpaniny z zębatkami,
ale nie ruszyły się nawet o milimetr. Zaczęła się obawiać, że ktoś usłyszy
łomot i wejdzie do opuszczonego laboratorium. "Ta osoba miałaby ze mnie
niezłą bekę. Sama się wkopałam w tą pułapkę." Wróciła do kopania maszyny z
jednoczesnym szarpaniem. Na jej twarzy wystąpiły krople potu, ale dalej
walczyła. W końcu jej noga nie trafiła bezpośrednio w maszynę, a jakiś guzik.
Zabłysło światło, rozległ się furkot i po chwili była wolna.
"Dzięki bogom!".
Obcierając twarz z potu białym zakurzonym materiałem zerwanym z jakiegoś biurka,
przeszła na drugą stronę maszyny, zobaczyć co wcisnęła. Wielki zielony guzik z
napisem START wręcz śmiał się w jej twarz. Gdyby tak się nie śpieszyła w
panice, pewnie od razu by go zauważyła. Zirytowany wcisnęła czerwony guzik STOP.
Maszyna umilkła.
Odeszła na parę metrów i zawahała
się. Podeszła z powrotem do maszyny i kopnęła ją z całej siły. Bolała ja stopa,
ale czuła dziwna satysfakcję widząc dość duże wgniecenie.
Wybiegła z
pomieszczenia. Nie miała zamiaru już nigdy więcej tam powrócić. Czając się na
każdym zakręcie w końcu opuściła budynek. Nikogo po drodze nie spotkała.
- Gdzie są
wszyscy?- zapytała sama siebie.
Jak na zawołanie drzwi z
przeciwległej strony otworzyły się ukazując dwójkę shinigami. W ostatniej
chwili padła na ziemię i wczołgała się pod krzaki. Popatrzyła na nich z
niepokojem, ale byli zajęci rozmową ze sobą. Stali tak blisko, że
dokładnie słyszała co mówią.
- Złapali
tego intruza. Podobno to jakaś dziewczyna. Strasznie się stawiała, ale
nasi jej wyperswadowali co nieco. Będzie teraz posłuszna jak baranek.
Podniosła się wyżej, chcąc widzieć
ich twarze. W razie "W", chciała wiedzieć komu ma złamać nos.
-
Kapitanowie za chwilę się zbierają. Kapitan Zaraki krzyczał, że znów mu dupę
zawracają o głupoty. I teraz musi iść sterczeć jak kołek, bo to nasz oddział ją
dorwał. Żeby chociaż mógł z nią powalczyć. Ale ta mała podobno nie stanowiła
żadnego zagrożenia i szybko ją zdjęli.
- Nie stanowiła zagrożenia? Coś w tym jest... Chłopie,
ona warczała jak pies, a jak w końcu wyciągnęła ten swój mieczyk z pochwy, nasi
mało nie padli martwi.
- Co im zrobiła?!- Ten drugi nagle się ożywił.
- Kozaczyła, kozaczyła, a gdy miało dojść do walki,
jej miecz nie miał ostrza. Chłopaki płakali jak opowiadali. Wpada taka siksa,
zaczyna podskakiwać, a nie ma za bardzo czym walczyć. Patrzyła w ten swój
"mieczyk" jak sroka w gnat. Nie wiem kto był bardziej zszokowany- oni
czy ona. W każdym bądź razie rach, ciach i po strachu.
- Słyszałem, że to nie było "rach, ciach".
Widziałem Sato. Facet wygląda jakby go tygrys napadł.
- No dobra... Młodej poszło całkiem nieźle, jak na
brak miecza. Rękojeścią przywaliła w Kento, chyba dalej leży w Czwórce
nieprzytomny. Reszta poobijana i podrapana. Na pewno będą po tym blizny.
Większość będzie się chwalić, że to pozostałości po ostatniej wojnie. Cholerna
dziewucha.
- Myślisz, że ją skażą na śmierć?
- Wystarczyło włamać się na teren SS. A ta jeszcze włamała
się do 12-ki, grzebała w plikach Dwunastki i rozwaliła mordy tuzinowi
shinigami. Stryczek jak nic. Oby ją przed tym wysłali do kapitana Mayuriego na
badania. W sumie jak ją wyślą, to nie doczeka stryczka.- Mężczyzna zaśmiał się
głośno.
- To nie jest zbyt humanitarne.- Drugi mężczyzna
zawtórował mu klepiąc go po plecach.
W
Karin aż zawrzało. Naprawdę miała ochotę rozkwasić im nosy, ale nie chciała
powtórki z ostatniej rozrywki. Wycofała się powoli i postanowiła ominąć strażników.
Co
prawda uczyła się wolno, ale potrafiła już jakoś wyczuć shinigami, dzięki czemu
mogła ich bezpiecznie omijać. Zostało jej jeszcze dużo drogi do pokonania, a w
każdej chwili mogli się zorientować o jej ucieczce. Poklepała się po piersi
czując na niej zgiętą kartkę, na której zapisała nazwiska Shinigami.
Uśmiechnęła się lekko pod nosem, szczęśliwa, że jej nie zabrano. Martwiło ją
jedynie, gdzie znajduje się jej miecz i dlaczego był w takim stanie podczas jej
ostatniej walki. Albo raczej jaki nie był, bo określenie "miecza" nie
bardzo jej pasowało. Była jednak pewna, że gdyby mogła nim walczyć, udałoby się
jej odeprzeć pierwsze ataki tamtych typków, a może nawet uciec z dala od nich.
Przez
chwilę rozważała, czy nie odszukać swojej jedynej broni. Myślała, gdzie mogliby
Ci kolesie go umieścić. Może był w tym samym budynku gdzie ją trzymano? Ostatecznie
postanowiła jednak nie szukać swojej porypanej katany. "Skoro i tak nie ma
ostrza..."
Minęło
kilka godzin. Przez ten czas systematycznie przedzierała się przez teren wroga
pozostając niezauważona. Miała nadzieję odnaleźć Yoruichi, ale dotychczas nie
spotkała ani jednego kota na swojej drodze. Siedziała oparta o ścianę, czekając
aż grupka nowych shinigami minie jej kryjówkę. Dotychczas nie podniesiono
żadnego alarmu, więc była pewna, że nikt nie wie o jej ucieczce. Była z tego powodu
mocno podbudowana. Pomimo uczucia znacznego osłabiona, spowodowanego tym, że
nie miała niczego w ustach od czasu śniadania u Ikkaku. Do tego dochodziły
wszystkie obrażenia zadane jej przez bezlitosnych Shinigami z 11 oddziału. No i
to wybite ramię, którego dotychczas w żaden sposób nie opatrzyła.
-
Zajmę się tym, jak już będę poza terenami Shinigami.- Szepnęła do siebie cicho
pocierając obrzmiałe ramię zdrową ręką.
- No
to będzie musiało trochę poczekać. Spróbuj się tylko ruszyć, a zginiesz na
miejscu.
Poczuła
ostrze na swojej szyi, które lekko nacięło jej skórę. Momentalnie z rany
popłynęła ciepła, gęsta ciecz.
- Pośród
rydwanu błyskawic puste wrzeciono kołowrotka rozszczepia blask na sześc
promieni. Zaklęcie 61: Cela sześciu promieni!- Usłyszała miły kobiecy głos.
Wokół jej ciała pojawiło się sześć prętów, które oplotły się wokół jej brzucha.
Nie była w stanie poruszyć swoim ciałem.
-
Wysyłam raport, że ją złapaliśmy i za chwilę dostarczymy w miejsce spotkania.
Jesteś w stanie ją ponieść? Muszę być skupiona na utrzymaniu zaklęcia.
-
Takie chucherko? Podniosę ją jednym palcem.
-
Musimy się pośpieszyć. - Znowu odezwał się głos tej kobiety. Był bardziej
naglący. - Spotkanie juz się pewnie rozpoczęło, kapitanowie na pewno się będą
niecierpliwić, co tak długo. Jeśli się dowiedzą, że nam zwiała, kapitan nas
zabije!
-
Sprawa się nie rypnie. Chyba, że będą chcieli wysłuchać tą młokoskę, zanim ją
zetną. Raczej marna szansa. - Podrzucił Karin, która była przerzucona przez
jego bark. Jęknęła głośno, czując ból nawet w końcówkach swoich włosów.
"Jestem skończona!".
**********
Po
dotarciu do budynków oddziału 1 zdjęto to paraliżujące zaklęcie. W prezencie
otrzymała za to nowe kajdanki, ustawione na maksymalne rażenie. Oraz całą serię
ciosów w twarz i brzuch. Prawdopodobnie na jej ciele nie pozostał ani jeden
centymetr kwadratowy nieobitej skóry. Lekko przygryzła rozciętą wargę, czując
metaliczny posmak. Splunęła krwią zmieszaną ze śliną pod nogi strażnikom,
których zamknęła przy ostatnim spotkaniu w celi, a którzy przyłożyli jej
najmocniej. Oberwała jeszcze jednym ciosem, po czym została złapana za włosy i
wciągnięta do budynku. Nawet nie miała sił, by ciskać w nich gromami ze swoich
oczu. Po prostu dała się drzeć w nieznane zakamarki korytarzy. Po prostu się
poddała.
Gdy
dotarli do jakiś drzwi, zauważyła jedynie stopy stojących przy nich strażników.
Na chwilę została puszczona. Chciała się lekko poprawić, by nie leżeć na barku,
ale zadziałały kajdany. Leżąc więc bez ruchu, dopiero teraz zdała sobie sprawę,
że jej zawsze związane w kucyka czarne włosy, były teraz swobodnie rozrzucone
dookoła jej głowy. Mężczyźni wymienili ze sobą kilka słów, a następnie drzwi
się otworzyły. Wleczona pod pachami, patrzyła się w podłogę. Cześć włosów
zwisała jej na twarzy, ograniczając widok. Jednocześnie też wiedziała, że nikt
nie widzi jej brudnej i spuchniętej twarzy. Czuła, że powoli traci świadomość.
"Może to i lepiej. Nie będę czuć, jak mnie będą zabijać."- Pocieszała
się w myślach.
Wleczący
ją mężczyźni przystanęli na środku dużego pomieszczenia. Ustawili ją w takiej
pozycji, by klęczała, pochylona lekko do przodu. Karin dalej miała spuszczoną
głowę, nie interesowało ją, kto znajduje się tuż przed nią i o czym te osoby
rozmawiają. Nie była w stanie wychwycić nawet pojedynczych słów, a co dopiero
pojąć ich jakikolwiek sens. W końcu ktoś złapał ją za włosy i butanie pociągnął
do tyłu, tak, że jej twarz była całkowicie odsłonięta. Zobaczyła kilkanaście
osób stojących w białych płaszczach i spoglądających na nią. Każdy wyglądał
inaczej, a może tak samo? Jedyne co rzuciło się w jej oczy to pomarańczowa
plama po lewej, na głowie jednego z tych typków. Skupiła swój wzrok. Jego brązowe
oczy przez ułamek sekundy wyrażały całkowite przerażenie. Poczuła lekkie
zawirowanie w powietrzu, lodowaty chłód, po czym wszystko wybuchło.
Potem
była już tylko ciemność...