- Wstawaj
Panienko.- Cichy męski głos obudził ją. Mruknęła niezadowolona i okryła się
szczelnie kołdrą. Czuła, że jest bardzo wcześnie i nie miała zamiaru wstawać.
Kilka sekund później znów smacznie spala.
Nie miała
czasu jednak się nacieszyć ciszą, gdy wyparowała Kuraku.
-Wstawaj!-
Zażądała. Po czym nie czekając na jakąkolwiek reakcję złapała ją za stopę i
wywlokła z pokoju.
Karin nawet
się nie poruszyła, wiedząc, że i tak nie wygra. Dojechała do dalszego pokoju,
gdzie czekał na nią przyjemny zapach śniadania. Gdy tylko kobieta puściła jej
nogę podniosła się z podłogi i usiadła jakby nigdy nic przy stole. Wiedziała,
że kobieta tylko czeka na jakąkolwiek reakcje. I wiedziała, że jeśli podniesie
rękawice, przegra z kretesem. Do tego była wściekłe głodna, przez cały
wczorajszy dzień nic nie jadła. W ciszy zajęła się pałaszowaniem. Kuraku, która
usiadła na przeciwko mierzyła ja wzrokiem, powoli przeżuwając. Cisza przy stole
była prawie namacalne.
W końcu
Karin przemiła się i zapytała:
- Mieszkasz tutaj
sama?
Kobieta
uśmiechnęła się krzywo.
- Mieszkają
tutaj również Shiro.... i jego bliźniak. No i mam młodszego brata. Jest
totalnym głupkiem, wiec muszę się nim opiekować.
- A gdzie
jest teraz?
- Załatwia
ci wejściówkę do stolicy. Powinien niedługo wrócić.
- Czyli mi
pomożesz.- Raczej stwierdziła, niż zapytała.
- Tak... -
Popatrzyła Karin w oczy głęboko.- Lubię jak coś się dzieje. Ale nie lubię
ludzi. Ciężko obie sprawy pogodzić. No i w ten sposób zaciągasz sobie u mnie
duży dług, prawda.- Jej uśmiech zrobił się złowieszczy.
- Pewnie
będę musiała się nieźle namęczyć, by go spłacić.
- Istotnie.
Podniosła
się z ziemi i udała się w stronę wyjścia.
- Skończ
jeść i idź ogarnij ta szopę na głowie. I załóż coś przyzwoitego na siebie. Nie
te okropne ciuchy w których przyszłaś.
Dziewczyna
szybko dokończyła śniadanie. Chciała podziękować, temu kto go zrobił więc
rzekła na głos:- Dziękuję za posiłek. Był przepyszny.
Nie
spodziewała się jakiejkolwiek reakcji, wiec aż podskoczyła, gdy usłyszała: -
Bardzo się cieszę, że smakowało. Kukaku-dono nigdy nie doceniła mojej kuchni.
To był ten
wielki facet, którego spotkała wczoraj.
Trochę zła
na siebie, że dała się tak mu podejść (Jak mogła nie zauważyć tej 2 metrowej
kupy mięśni?!) i opuściła pomieszczenie, lekko skinąwszy mu głową na pożegnanie.
Powróciła do pokoju w którym spała. Będąc ciągniętą z rana przez Kukaku-"dono"
zostawiła kołdrę w połowie drogi między materacem a drzwiami. Chciała odłożyć
wszystko na swoje miejsce. Zdziwiła się mocno, bo zarówno ona, jak i materac
były już złożone.
- Jakieś
dziwne siły tu działają... Szkoda, że nie ma tak u mnie w pokoju.- szepnęła do
siebie.
Podeszła do
swoich szat shinigami i ubrała na siebie.
- Kukaku"-dono"
musi mi wybaczyć.- uśmiechnęła się do siebie.- W końcu nie mam nic innego.
Drzwi rozsunęły
się z trzaskiem i stanęła w nich owa kobieta z czarnym Kotem na ramieniu.
Rzuciła do dziewczyny czymś fioletowym. Karin odruchowo to złapała.
-Kimono?- Na
chwilę się zawiesiła, analizując sytuację.- Po jakiego grzyba mi kimono?!
- Ubieraj
się w nie i nie gadaj. Tutaj masz worek. Do niego wrzuć te szmaty, co masz na
sobie i zabierz ze sobą. W Seiretei Ci się na pewno przydadzą.
Karin przyglądnęła
się srebrnym zdobieniem na kimonie. Tak misterne wykonanie. Pomyślała tylko o
jednym:
- Wygląda
bardzo drogo.
- I kosztuje
majątek. Należy do mojej przyjaciółki. Lepiej go nie zniszcz. Jak już się
przeprawicie to MU go zostawisz. Będzie wiedział co z tym zrobić.
- Mu? Ktoś
będzie mi towarzyszyć?
- Zapewne o
mnie chodziło szanownej Kuraku.
W drzwiach
stanął chłopak, niewiele starszy od Karin. Ciemniejsza skóra, złote kolczyki w
uszach, szata za którą mogłaby się pewnie utrzymać do końca życia. Na jego
twarzy gościł wielki uśmiech. Na pierwszy rzut oka wydawał się jej trochę zbyt
optymistyczny.
- A Ty to
kto?- Zapytała.
- Nazywam
się Yushiro Sakimun Shihoin. Jestem 23
głową rodu Shihoin Miło mi Cię poznać.
Skłonił się
lekko. Jego twarz się zarumieniła, a oczy dziwnie błyszczały. Coś ja tknęło.
Spojrzała w
dół. Zdała sobie sprawę, że stoi w połowie ubrana na środku pokoju, w jednej
ręce trzymając fioletowa szatę, drugą będąc w trakcie pozbywania się stroju
shinigami.
Stojąc na
środku pokoju praktycznie półnaga przed jakimś obcym facetem!
Pisnęła i
szybko zakryła się fioletowym odzieniem.
- Oj już tak
się nie zawstydzaj. Zważywszy na to co planujemy, żebyś mogła spokojnie wejść
do Stolicy.
- Co masz na
myśli?- Zadrżała w myślach.
Kuraku
uśmiechnęła się.
- Nie
spodoba ci się to.
**********
Jechali
powolnie lektyką. Miała odsłoniętą zasłonę więc czas zabijała głównie
wyglądając przez okno. A było na co popatrzeć.
Na początku
podróży opuszczając dom Kuraku mijali tylko lasy, które z czasem przechodziły w
pola uprawne. Mimo tego nie napotkali żadnych ludzi. W końcu jednak i oni
zaczęli się pojawiać, wraz z dotarciem do pierwszych budynków.
Jak by ich
opisała? Prości, biedni ludzie, żyjący z dnia na dzień, mimo trudów pracy szczęśliwi swoim prostym życiem. Ich nie
interesowały wojny shinigami czy władza jaką posiadali. Martwiło ich tylko to,
że znaczną część plonów musieli im oddawać...
A potem
dotarli do początków wielkiej, wspaniałej stolicy Soul Sociaty.
To była
jedna z najgorszych rzeczy jakie widziała w swoim życiu. Ludzie leżący na
ulicach, żebrzący o cokolwiek do jedzenia. Małe, zniszczone budowle, z
wybitnymi oknami, dziurawymi dachami. Obskurny tynk odłamywał się od ścian i
spadał na przechodniów. Na drodze leżały zwierzęce i ludzkie odchody.
W alejkach
czaili się podejrzani ludzie, w ich ciemnych, zapitych oczach widziała tylko chęć
zaczepki i wbicia komuś ostrza w plecy.
Przemoc,
brud i śmierć.
- Takie jest
Soul Sociaty...- szepnęła.
Młody
mężczyzna siedzący naprzeciwko niej spojrzał na nią. Jego oczy nie pokazywały
żadnych emocji.
- Tak
wyglądają najdalsze okręgi. Trafiają do nich najsłabsi, oraz ci, którzy
dopuścili się za życia strasznych zbrodni. Na to zasłużyli.
- A te
dzieci?
Lektyka
mijała właśnie dwójkę brudnych, wychudłych postaci. Karin nie była nawet w
stanie stwierdzić jakiej są płci. Obydwoje było zarośnięte, długie, sztywne od
brudu włosy sterczały na wszystkie strony. Tak małe, że nie była w stanie
określić w jakim wieku mogły być.
Były niczym
cienie żywego człowieka. W ich oczach czaiła się pustka, jakby było im kompletnie
obojętne co się z nimi stanie.
- Dzieci też
tu trafiają. Umrzeć młodo, nie będąc w stanie nawet zasłużyć na coś lepszego. To
straszne, ale nie ja układałem te zasady. Każdy musi przyjąć swój los.
- Opływasz w
luksusy. Ludzie Cię noszą wręcz na rękach! Naprawdę Cię to nie rusza? Czy po
prostu zgrywasz bogatego dupka?
- Myślisz,
że nikt nie próbował z tym wałczyć?- Jego głos podniósł się oktawę wyżej. Widać
uderzyła w jego czuły punkt.- Wszystkie Wielkie Rody i ludzie ze stolicy
starali się coś z tym zrobić. Kiedy gwałty i rabunki za bardzo się nasiliły-
zrezygnowano. Ostatni akt łaski z naszej strony to adoptowane Kuchiki Rukii.
Choć i to pociągnęło za sobą wielkie konsekwencje.
- Shinigami
są od walki. Nie mogli wam po prostu zapewnić bezpieczeństwa?
- Mają
zmarłych do ogarnięcia ze Świata Ludzi. Do tego ostatnio mieli kilka innych
rzeczy na głowie. No wiesz- Aizen, Arrankarzy czy ostatnia wojna z Quincy.
Wszyscy ponieśli jakieś ofiary. Ludzie mieszkający tutaj też nimi są. Być może
kiedyś się to zmieni. Zagrożenie ze strony Aizena i Quincy minęło, a z Hueco
Mundo mamy rozejm. Oczywiście nie da się upilnować wszystkich Hollowów. One
myślą tylko o kolejnych duszach które mogą posiąść. Ale to pozwala mieć
nadzieję, że zamiast walczyć między sobą zajmiemy się innymi rzeczami. Jak na
przykład ostatnimi dzielnicami Rokungai. Głównodowodzącym w końcu jest Shunsui
Kyouraku. No i mamy przecież Kapitana Kurosaki.
- Wiwat
wielki Kurosaki...- Westchnęła cicho, ale usłyszał. Czyżby miał tak dobry słuch
jak śpiąca na jej kolanach Yoruichi?
- Dlaczego odnoszę
wrażenie, że za nim nie przepadasz?
- A dlaczego
ty tak?
- W końcu
jest wielkim bohaterem. Gdyby nie on ten świat przestałby istnieć, albo nawet
gorzej. Gdybym mógł mieć starszego brata, chciałbym, by był taki jak Kurosaki
Ichigo. Co prawda mam starszą siostrę, ale odnoszę wrażenie, że wcale o mnie
nie dba. W ogóle.-
Głos
chłopaka zrobił się płaczliwy, a oczy zaszły łzami. "To tyle jeśli chodzi
o dostojność bogatego Panicza z Seireitei."- Pomyślała.
- Mam
starszego brata. A raczej miałam. Wydaje się takim samym dupkiem jak ten twój
cały Kurosaki.- Uśmiechnęła się do niego złośliwie.
Yushiro
spojrzał na nią pytająco, ale nie rozwinęła tej myśli. Zrobił to za nią ktoś
inny.
- Jej
starszy brat nie jest dupkiem. Owszem, mogę go nazwać ciężko myślącym głupkiem,
posiadającym zbyt wielką moc, której do końca nie wie jak powinien wykorzystać.
Ale chłopak się stara i nawet nie najgorzej mu to wychodzi. Za to z Nią- Tu kot
wskazał na czarnowłosą.- mamy duży problem. Ostatnio nie jest zbyt skora do
współpracy, a gdy coś się nie udaje to tylko się wścieka, po czym olewa
problem. Do tego uważa swojego brata za martwego, bo uraził jej dumo-coś-tam.- Yoruichi
najwidoczniej przerwała swoją drzemkę na kolanach dziewczyny. Karin spojrzała
na nią ostro.
- A co? Nie
jest tak?
- Nie uważam
go za martwego. Po prostu nas zostawił... Porzucił.- Odwróciła głowę, nie chcąc
patrzeć w oczy swoim rozmówcom.
- I dlatego
twoja urażona duma każe ci traktować go
jako zmarłego? Zaprzeczać, że istnieje? Ranić tych, którzy się o Ciebie
troszczą?
Dziewczyna
nadąsała się. Naprawdę nie znosiła poruszać tego tematu. Jest nastolatką, a oni
nie chcą rozmawiać o swoich uczuciach.
Jechali
przez dłuższy czas w ciszy.
Yoruichi
kilkukrotnie przekładała się z miejsca na miejsce. Czujne oczy Yushiro, który obserwował
ją odkąd się odezwała, widocznie nie pozwalały zażyć kolejnej drzemki. Chłopak
kilkukrotnie otwierał usta, jakby chcąc coś powiedzieć, po czym zagryzał wargi,
wycofując się. "Gadający kot go wystraszył, czy jak?".
- Jak chcesz
coś powiedzieć, to po prostu to powiedz.
- Nie jestem
pewien, ale mam takie dziwne przeczucie...- Zawahał się.- Z resztą... Dlaczego
nie odwiedziłaś mnie ostatnio? Myślałem, że teraz po tym wszystkim... Że
będziemy się częściej widywać... Teraz w każdej chwili możesz mnie odwiedzić,
ale Ty nawet nie wykazujesz jakiegokolwiek zainteresowania moją osobą...- Głos
chłopaka się załamał. Widać było, że coś mu ciąży na duszy. Tylko Karin nie
miała pojęcia co i dlaczego.
- Nie
odwiedziłam Cię ostatnio? O czym ty do cholery gadasz człowieku? Przepraszam,
ale poznaliśmy się dzisiaj rano!
- On mówi do
mnie.- Yoruichi chyba poddała się ze znalezieniem sobie kolejnej wygodnej pozycji
do snu.
- To wy się
znacie? Myślałam, że on tu tylko robi za taxi, w celu przemycenia mnie do
Seiretei.
- Oczywiście,
że się znamy.- Żachnął się chłopak, całkowicie ignorując część o byciu środkiem
transportu przemytniczego -Jak mógłbym nie znać własnej siostry?
-Siostry!?-
Popatrzyła z powątpieniem na kota. Wiedziała, że Yoruichi wbrew swojemu bardzo męskiemu
głosowi jest kotką (Uważała czasem na biologii), ale że okaże się być siostrą
jakiegoś Paniątka ze Świata Zmarłych, to było dla niej za wiele. -Jak do cholery
to kocisko może być twoją siostrą?! To KOT! Wyróżnia się tylko tym, że potrafi
gadać...
- I szkolił
twoje marne umiejętności Shinigami, byś miała jak wypełnić swoją misję. I
strzeże Cię w tej głupiej wyprawie.
- Przecież
wiesz, że...!
- Nie kłóć
się tylko posłuchaj starszej, doświadczonej kobiety, która powala urodą i siłą.
Moglibyśmy to załatwić w góra 2 dni, aleś się uparła na robienie z siebie
wielkiej tajemnicy. Wiec dobra, idę ci na rękę. I to nie dlatego, że chcemy
popatrzeć na te twoje podchody z shinigami, wcale nie! - Yoruichi zaśmiała się
skrzeczliwie.- Wracając do tematu, owszem jestem człowiekiem. I tak, ten mazgaj
to mój młodszy braciszek.
- To
dlaczego teraz jesteś kotem?
- Tak mi
jest wygodniej. Bycie głową rodu to jeden wielki wrzód na dupie, kończący się
zaaranżowany małżeństwem. I dlatego Bracie, nie jestem zbyt chętna na powrót do
domu. To nie dla mnie. Lubię być wolna i niezależna od innych. Jako Shinigami
musiałam się przejmować tymi spotkaniami, nadzorem, przyjmowaniem nowych do oddziału,
treningami. Totalna nuda. Chociaż treningi z Soi Fon czy tym knypkiem Byakuyą
to była czysta przyjemność. Zwłaszcza, że mogłam im skopać tyłki bez
jakichkolwiek konsekwencji. Jako Shinigami musiałam się przejmować tymi
spotkaniami, nadzorem, przyjmowaniem nowych do oddziału, treningami. Chociaż
treningi z Soi Fon czy tym knypkiem Byakuyą to była czysta przyjemność. Ale
najgorsza rzecz to raporty. Czasami się cieszę tą zdradą Aizena. Inaczej wciąż
musiałabym wypełniać te papierzyska.
- I
dlatego stałaś się kotem? Porzucając brata?- Karin nie mogła tego zrozumieć.
- Nie
nadawałam się do tego. Młody sobie świetnie radzi. Póki co jest trochę naiwny i
płaczliwy, ale za parę stuleci wyrobi się. Nie zostawiałabym go samego, gdybym
nie była pewna, że odnajdzie się w tej roli rewelacyjnie.- Złote oczy kota
błysnęły niebezpiecznie.- Gdybym przy nim była, pozostał by wiecznym
wystraszonym dzieciakiem, mającym wszystko, a zarazem od którego nie wymagano
by niczego... No i moje odejście było też dla mnie dobre. Podążyłam za kimś,
kto miał potencjał na wprowadzenie wielkich zmian. Kiedy się ciężko pracowało
przez większość życia, kocie życie wydaje się wspaniale. Śpisz prawie całe
dnie, jeszcze co chcesz i kiedy chcesz. I ludzie nigdy ci nie odmówią. A kiedy
masz ochotę na odrobinę adrenaliny polujesz na jakiegoś ptaka czy Hollowy.
Karin nie
chciała uświadamiać jej, że zwykłe dachowce nie polują na Hollowy.
Ale w sumie
Yoruichi całkowicie odbiegała od pojęcia "zwykłego dachowca".
**********
Z każdą kolejną
godziną wygląd okolicy i ludzi się poprawiał. Najwidoczniej opuszczali
najdalsze dzielnice, a zbliżali do tych zamieszkanych przez shinigami. W końcu
nawet ich spotkali na drodze. Dwójka mężczyzn w czarnych szatach ukłoniła się z
szacunkiem gdy ich mijali.
- Są
strasznie drętwi.- Skomentowała czarnowłosa.
- Wielkie
Rody są traktowane wręcz z boską czcią. Tutaj to nie przelewki... Aczkolwiek
strasznie upierdliwe, jak wszyscy się przed tobą płaszczą. Jedynie można
pogadać z innymi członkami rodów jak równy z równym. A raczej można by, gdyby
to było takie proste. Żaden arystokrata nie pała ciepłym uczuciem do nikogo. To po prostu zapowietrzone buce.
- Ale ty
taki wydajesz się taki nie być, Yushiro.
- I dlatego
nie jestem lubiany na salonach. One-san chociaż szanowali bo była świetnym
kapitanem i bali się jej podskoczyć.
- Wciąż nie
mogę uwierzyć, że jesteście rodzeństwem.
- Może teraz
się to wydaje dziwne, ale w rzeczywistości jesteśmy do siebie całkiem podobni.
Przynajmniej z wyglądu.- Odezwała się Yoruichi.- Z resztą popatrz na siebie. Ty
i twoja bliźniaczka jesteście do siebie podobne niczym ogień i woda.
- Masz siostrę? Do tego bliźniaczkę? Ale czadersko.- Chłopak ucieszył się niesamowicie. Po chwili jednak jego uśmiech zbladł.- Czy ona jest taka...?
- Sama jak ja? Spokojnie. Jest beznadziejną optymistką, na wszystko patrzy w różowych kolorach. Ocieka życzliwością.
- Musisz mnie z nią kiedyś poznać.
- Z pewnością się zaprzyjaźnicie.- W przeciwieństwie do niej, Yuzu po prostu nie da się nie lubić.