- Gotowa?
-
Oczywiście!- Była pewna siebie. No bo co mogło pójść źle? Wiedziała, że tak właściwie
to wszystko. I chyba dlatego była taka spokojna. "Będzie co będzie. Ale na
pewno nie pozwolę im wygrać. Nie bez walki!"- Motywowała się w myślach.
Była w
bardzo bojowym nastroju.
Na tą okazję
oglądnęła nawet jakiś film o tajniakach i przeczytała poradnik "Jak wtopić
się w otoczenie wroga- poradnik dla początkujących". Co prawda, nie
wierzyła, że się może przydać. Jednakże nie mogąc zasnąć ze zdenerwowania przed
wyruszeniem postanowiła jakoś rozproszyć myśli. Zdawała sobie sprawę, że nie
powinna myśleć o społeczności dusz jako o wrogu. W końcu oni za tym nie stali
(a raczej miała taką nadzieję, znają zasady paktu jej brata z SS). Ale w sumie,
czemu nie? Miała dzięki temu większą motywację. I lekką tremę. No i bardzo, ale
to bardzo chciała zachować swoje nowe moce w tajemnicy.
Był już
wieczór. Ostatnie ciepłe promienie słońca wystawały znad dachów budynków
otaczających miejsce gdzie stali. Karin spojrzała na mijających ich ludzi. Parli
do przodu, nie zdając sobie sprawy z istnienia świata duchów i shinigami. Jakże
im tego zazdrościła. Normalności.
- Więc
co teraz?
- Teraz
idziemy do piwnicy. Wiem, że dopiero tam byłaś, ale tam mam wszystko co
potrzebne. Czyli wystarczająco miejsca dla mojego geniuszu, a zarazem ochronę
przed wzrokiem niepowołanych osób.
" Chyba
dla jego wielkiego ego."- pomyślała.
- Więc na co
czekamy?
- Na twojego
towarzysza broni.
- Ale to
chyba nie jest shinigami?
- Daj
spokój, Kurosaki-san.- Jego wachlarz zatrzepotał energicznie.- Przecież bardzo
dobrze wiem, jak bardzo nie chcesz by twój brat i jego ziomkowie dowiedzieli
się, że posiadasz umiejętności, które w przyszłości mogą im spopielić
tyłki.
**********
Nie użyli
bram Reishihenkanki. W końcu Karin już
nie była w pełni człowiekiem i nie musiała "przekonwertować się" z
ciała na Cząsteczki Duchowne. Zamiast tego użyli zwykłych Senkaimon. Od czasu
zakończenia Wielkiej Tysiącletniej Wojny Urahara odzyskał całkowicie swoje
prawa do życia w Soul Sociaty. Yoruichi, która okazała się owym
"towarzyszem broni" twierdziła, że wcześniej pozostawał w
"zawiasach". Przez jakiś nieznany innym powód pozostał on w Świecie
Ludzi, nagminnie korzystając jednak z odzyskanych przywilejów. Tak więc
otwarcie bramy przez niego nie powinno wzbudzić żadnych podejrzeń. Jedne schody
do pokonania mniej.
Niestety,
ale Karin nie była w posiadaniu Piekielnego Motyla, więc jej droga do Soul
Sociaty nie należała do przyjemnych doświadczeń. Biegnąc przez Dangai modliła
się w myślach, by nie zahaczyć o Koryu- Nurt Obezwładnienia. Podobno wciągnęło
by ją i nikt więcej nie usłyszałby o Kurosaki Karin. To było by dla świata
piłki nożnej wielką stratą.
No i przerażała
ją taka perspektywa śmierci.
Pozostawała
jeszcze sprawa ze strażnikiem tego międzyświata- Kototsu. Nie rozumiała
rozbieżności czasowych, które Urahara pokrótce jej wyjaśnił. Wiedziała tylko,
że jeśli spotka pędzący jak rakieta pociąg, ma wiać gdzie pieprz rośnie.
Pozostawała jej nadzieja, że jednak tego nie doświadczy.
**********
Soul Sociaty
nie okazało się piekłem, jak zakładała Karin. W sumie to nie wiedziała czego
się spodziewać w świecie duchów, ale na pewno, że nie będzie tak... Normalnie.
Obie wraz z Yoruichi wylądowały na jakimś pastwisku. Niedaleko znajdowała się
duża grupka bydła, której pilnował młody chłopiec. Kawałek dalej znajdowało się
pole uprawne. Kilkoro ludzi powoli pokonywało kolejne metry zasądzając jakieś
rośliny. Zarówno rolnicy, jak i chłopiec nie zauważyli przybycia człowieka i
kota.
-
Wylądowaliśmy trochę za daleko. Zejdzie nam z dzień, nim dotrzemy do
Seiretei.
- Mieliśmy
być dalej by nie byli w stanie zorientować sie, że ktoś (czyli my) wtargnął.
- Ale nie aż
tak daleko. Głupi Kisuke!- burknął kot.- Chodź, nie mamy czasu na podziwianie
widoków.
Karin
ruszyła biegiem za nią. Miłość do piłki nożnej była w tym przypadku
błogosławieństwem, inaczej nie wytrzymałaby morderczego tępa narzuconego przez
kota.
Słońce
górowało nad nimi, gdy w końcu Yoruichi zarządziła przerwę. Karin była mokra od
wysiłku i gorąca. Najwidoczniej w świecie Duchów było dużo cieplej na
wiosnę.
- Mała
przerwa. Zastanawiam się, jak Cię przemycić do Stolicy. Urahara myślał, czy nie
tak samo jak Twojego brata, ale ty liczysz na dyskrecję. To może stanowić
problem. Ale nie przejmujmy się tym na razie. Wieczorem powinniśmy dotrzeć do
Kukaku. Tam odpoczniemy i znajdziemy rozwiązanie.
- Czym jest
Kukaku?
- Kim... Stara
znajoma. Okropna jędza. Na pewno ją polubisz.
Karin
uśmiechnęła się.
- Czy całe
Soul Sociaty tak wygląda? - Wskazała ręką.
- No coś ty.
Mam nadzieję, że naprawdę wyładowałyśmy na tym zadupiu PRZYPADKIEM. Inaczej
Kisuke mocno za to beknie. Musimy nadłożyć pół dnia drogi więcej, żeby nas nie
nakryli.
- Jak ich
obejdziemy? Znaczy jaki mamy plan?
- Mówiłam ci
już- Kukaku. Będziemy musieli poprosić ją o pomoc. Nie przepada zbyt bardzo za
Shinigami. Na pewno świetnie się dogadacie w temacie zrobienia im małego
psikusa.
Karin
milczała. Ta tajna misja nie zapowiadała się już tak fajnie.
- Myślisz,
że nas nie wyda?
- Tylko w
przypadku jakiś korzyści. - Kot zaśmiał się.- A na razie nie ma za nami listów
gończych, wiec spokojna twoja czarna.
Karin
odniosła wrażenie, że ten list gończy pojawi się już niedługo.
- Nie podoba
mi się to...- Nie danej jej było dokończyć.
- Ale zanim
dotrzemy do Kukaku musimy jeszcze Ciebie potrenować.
Karin
westchnąwszy podniosła się z ziemi, chcąc wyjąć swój miecz z pochwy. Od czasu
"pobytu" w swoim świecie nie miała nawet okazji na wyciągnięcie go.
Uchwyciła mocno rękojeść, gotowa na wszystko.
- Do tego
rodzaju treningu nie będzie ci potrzebne ostrze. Możesz usiąść.
Trochę
zdziwiona dziewczyna usiadła po turecku przed kotem.
- Znowu mam
"spojrzeć w siebie"?- zapytała.
- Tym razem
nie musisz znajdować swojej energii. Musisz nauczyć się nią manipulować.- Kot
zrobił kilkosekundową przerwę, by dziewczyna przyswoiła sobie jego słowa.-
Twoim nowym zadaniem jest wczuć się we wszystko co cię otacza i tak
zminimalizować swoje reishi, by się wtopić w otoczenie. Tak by ktoś znajdujący
się niedaleko nie poczuł zagrożenia, ani nie mógł cię wytropić.
- To było by
całkiem przydatne.- Przyznała.
- Nawet nie
wiesz jak bardzo. Karą za włamanie się do Soul Sociaty jest śmierć. No, czasem
się zgadzają na dożywocie... 1000 lat w niebycie jest chyba nawet gorsze od
śmierci.- podsumowało kocisko.
Karin
kiwnęła głową.
W końcu
potrzebowała wślizgnąć się niezauważalnie do stolicy, by poprzeglądać pilnie
strzeżone archiwa i uciec niezauważona. W przeciwnym wypadku...
"Jeśli
się dowiedzą... To będzie mój koniec."- zadrżała.
- Mój
brat... Ichi-nii... On i jego kumple też się tam włamali, prawda? Przecież go
nie zabili.- pocieszała się na głos.
- Ale wtedy
była inna sytuacja. Cała ta szopka z
Kuchiki Rukią miała na celu odnalezienie Hogyoku. Twój brat wplątał się
w niezły bajzel, ale ostatecznie stanął po tej "dobrej" stronie.
"Dobrej" w sensie, że po stronie Shinigami. Tylko to ich uratowało,
że mieli do pokonania dużo gorszego wroga, jakim był Aizen. Przestała ich wtedy
obchodzić banda głupich, narwanych ziemskich nastolatków. No i ostatecznie
gdyby nie Ichigo, nasze światy już by nie istniały.
Karin nie
zadawała już więcej pytań. Jakoś straciła ochotę na dalsze rozmowy. Skupiła się
na kontrolowaniu własnego reishi, co okazało się dużo trudniejsze niż wszystko
co dotychczas robiła. Starała się wyczuć swoją energię i odpowiednio ją wyciszyć.
Zwiększanie jej opanowała bardzo dobrze w tym krótkim czasie, ale w odwrotną
stronę...
- Tak się w
ogóle da?- Zapytała kota.
- A co
czujesz ode mnie?
Karin
skupiła się mocno, zaciskając oczy, ale w miejscu, gdzie spodziewała się
znaleźć ślad kociej energii nie napotkała niczego.
- Jak Ty to
robisz?
- Naturalny
talent.- Kot prychnął.- Którego Wasza rodzina chyba nie posiadła. Dobra, koniec
przerwy, musimy ruszać.
Resztę dnia
spędziła goniąc kota.
**********
Po
opuszczeniu lasku Karin zaparło dech w piersiach. Ale nie z zachwytu.
Dom który
majaczył w oddali był najbardziej pokręconą wersją budynku jaki w życiu
widziała. A raczej nigdy w życiu nie widziała, żeby budynek znajdował się
wewnątrz rozbitego kamiennego jajka. Pomiędzy dwoma częściami rozbitej skorupki
"jajka" rozwieszony był napis "Shiba Kukaku".
"Co to
w ogóle za zwariowana konstrukcja?"- pomyślała Karin.
- Chyba nie
chcę tam wchodzić.- Odezwała się do kota.
- Nie
przesadzaj. Wygląda uroczo.
Mały
budyneczek znajdował sie między obiema rękami. Zbudowany na niewielkim wzgórzu,
miał żółty dach i... był niewielki. Bardziej kojarzył się z szopą na sprzęt
ogrodniczy, albo budką z jakimś żarciem typu fast food. Za nim znajdowała się
bardzo wysoka wieża. Dookoła porośniętego intensywnie zieloną trawą wzgórza nie
było niczego. Nie licząc jedynych budowli, okolica wydała się bardzo przyjemna.
- Wygląda
jak morze traw. A na środku mała wysepka...
- Ładnie to
nazwałaś.- Weszła jej w słowo Yoruichi.
-... z
jajecznicą.- Dokończyła Karin.
Ruszyły
dalej. Świeże powiewy wiatru rozwiewały grzywkę dziewczyny. Czuła się już
zmęczona dzisiejszym dniem, ale miała w sobie jeszcze trochę sił. No i chciała
poznać tą Kukaku. Na razie była pewna, że kobieta jest szalona.
I lubi
omlety.
Tuż przed
wejściem drzwi otwarły się z trzaskiem i stanął w nich potężny mężczyzna z
śmiesznym wąsikiem.
- Kto ośmiela
się zakłócać spokój temu domowi?!- Ryknął potężnym głosem.
- Yyyy my
tylko... Yoruichi?
-
Shiroganehiko nie mam ochoty na zabawy. Jest Mistrzyni?
-
Yoruichi-dono...- Mężczyzna padł z hukiem na ziemię w ukłonie.- Jak dobrze Cię
znów zobaczyć. Oczywiście, czeka na Ciebie.- Podniósł sie z klęczek, otworzył
szerzej drzwi i zniknął we wnętrzu budynku.
- Zmieścimy
się tam w trójkę?- Karin nie czuła się pewnie. Ten budyneczek był naprawdę
niewielki.
- Właź za
nim i nie gadaj głupot.
Ruszyła za
Shiro-coś-tam. Przekraczając próg o ułamek sekundy za późno zauważyła, że coś
jest nie tak. W następnej sekundzie toczyła się po schodach. Wciąż leżała mając
łzy w oczach, gdy Yoruichi majestatycznie zeskoczyła z ostatniego schodka i
prychnęła na jej widok. Obolała dziewczyna miała ochotę kogoś zatłuc. Albo
dostać się jak najszybciej do lekarza.
- Właściciel
musi być totalnym wariatem.- Rzekła, kiedy w końcu była w stanie mówić.
- Jeszcze
raz nazwiesz mnie wariatem, a bardzo szybko opuścisz mój dom. Tamtym kominem,
który widziałaś na zewnątrz.- Odezwał się kobiecy głos.
Została podniesiona z ziemi i postawiona na
baczność. Jedyne co dała radę zrobić to głośno jęknąć, gdy kolana się pod nią
ugięły. Ale ktoś ją podtrzymywał.
Ową osobą
okazała się wysoka czarnowłosa kobieta. Ciemne oczy patrzyły na nią ostro.
- Yoruichi
kogoś mi tym razem przywlokła?
- A nie
widać?
- Widzę
smarkatą panienkę, która nie potrafi chodzić jak człowiek.
Karin próbowała
się jej wyrwać, ale uścisk był bardzo mocny. Wyskoczyła jej żyłka na czole.
- Kto
normalny robi schody zaraz w wejściu do domu? Można się zabić!
- To patrz
pod nogi!
Tego było
dla niej za wiele...
- Nie buduj
takich cholerstw w wejściu z setką schodów!
- Jest ich
74!
- Nie miałam
czasu policzyć...
- Ooooo! Ty
mi nie będziesz pyskować Mała!- Złapała ją za ucho i zawlokła do pomieszczenia przylegającego
do korytarza.
**********
Późniejsza
rozmowa była już spokojniejsza. Karin nie ujawniła swojego nazwiska. Po
przedstawieniu swojej prośby i pokrótkim wytłumaczeniu co chce osiągnąć, Kukaku
odesłała ją do łazienki.
- Idź się
ogarnij, Młoda. Nie wyglądasz najlepiej.
Zmarszczyła
brwii.
- Ciekawe
dlaczego...
- Moje
cierpliwość jest bardzo ograniczona! Spadaj stąd i daj porozmawiać dorosłym.
Tak więc
Karin zostawiła ją z Yoruichi i zasięgła gorącej kąpieli. Naliczyła 11 nowych
siniaków na swoim ciele. Na szczęście te po treningu u Urahary już prawie
znikły.
- Widocznie
Shinigami się szybciej kurują niż ludzie... Zawsze jakiś plus.- Zauważyła
namaczając się w gorącej wodzie.
Po kąpieli
udała się z powrotem do Kukaku, ale ta szybko ją zbyła.
- Musze to
przemyśleć. Na razie idź spać dziecko. To chyba był dla Ciebie wystarczająco męczący dzień.
Powinnaś zebrać siły.
- Ale jesteś
w stanie mi pomóc?- Nie dawała za wygraną.
- Jutro
porozmawiamy...- Warknęła ostro.- I nie każ mi się powtarzać.
Karin udała
się do pokoju, gdzie czekał na nią przygotowany materac. Podeszła do ściany,
przy której leżały jej ubrania shinigami- czyste i schludnie złożone.
Przejechała dłonią po rękojeści miecza, lecz nie wyciągała go. Nie miała już
sił na nic.
Ziewnęła
potężnie. Jej powieki kleiły się sennie. Ostatkiem sił ruszyła się z miejsca. Prawie
po omacku doczłapała do materaca i padła na niego z hukiem. Gdy tylko głowa
dotknęła poduszki, zasnęła...
**********
Było bardzo
późno, a przynajmniej tak sądziła. Nie wiedziała na początku, gdzie jest, ale
ból mięśni szybko przypomniał jej o zeszłym dniu. Leżała dobrą chwilę, starając
się sobie uświadomić co ją obudziło. Po chwili usłyszała ciche głosy z
korytarza, a drzwi rozsunęły się z cichym szumem. Zacisnęła oczy i uspokoiła
oddech. Nie chciała dostać kolejnej bury od Kukaku, tylko dlatego, że nie śpi.
Nie wiedziała co czai się w drzwiach, dopóki nie usłyszała cichego
westchnięcia.
- Kurosaki, jak
mniemam? - Usłyszała głos Kukaku.
- Taa...-
Odparła cicho Yoruichi.- Poznałaś po reiatsu?
- Raczej po
twarzy. Kiedy marszczy brwi, ma ten sam paskudny wyraz twarzy, jak ten cholerny
Kapitan od siedmiu boleści.
- Wiec jej
pomożesz?
- To w końcu
rodzina, nie?
Drzwi
zasunęły się z powrotem, ale Karin tego nie zauważyła. W głowie miała jeden
wielki szum.