O
pierwszej części treningu wolałaby zapomnieć. Na początku Kapelusznik kazał jej
hasać po piwnicy by uniknąć pięści Ururu. Prawie jej się udało- w ostatniej
sekundzie zadania dostała prawego sierpowego. Właściwie prawie jej nie
zauważyła. Niestety, ale za to bardzo poczuła. To był najdłuższy lot w jej dotychczasowej
karierze jako Shinigami.
Następnie
w ramach nauki machania mieczem kazał Jincie wykonywać swoje popisowe
"Jinta Home Run". Na początku nie rozumiała tego treningu- no bo jak
miała przeciąć mieczem piłki baseball'owe lecące z prędkością światła w stronę
jej twarzy? Na początku starała się ich unikać, ale ogarnięty Tessai zablokował
jej nogi jakimś zaklęciem przywiązującym do gruntu. Tak więc chcąc nie chcąc
musiała w końcu zacząć machać swoją kataną. Po oberwaniu jakimś milionem z
nich, w rzeczy samej- raczej z przypadku, niż nowo nabytej umiejętności, jedną
rozcięła idealnie na pół. Szok spowodował, że nie zauważyła kolejnej, a jej
duchowy nos przypominał czerwonego pomidora. Prezentowałby się świetnie z
czarnym strojem Shinigami, gdyby nie jej rozkwaszona mina.
Pewnie
teraz zastanawia Was wygląd jej miecza?
Był dosyć zwyczajny, zwłaszcza jeśli porównać go z tasakiem z jakim latał na
początku jej brat. Bardziej przypominał jego bankai. Była to zwykła katana,
długości jakiś 55 cm, z srebrnym ostrzem tak ostrym, jak język właścicielki.
Czarna rękojeść obwiązana była fioletową wstęgą i taka sama bliźniacza wstęga
umiejscowiona była na saya. Natomiast tsuba była misternie rzeźbionym
arcydziełem, jednak właścicielka nie miała bladego pojęcia co przedstawiają te
skomplikowane wzory. Lecz mimo wszystko to była jedyna rzecz, która jej się
podobała w całym tym stylu shinigami.
Wracając do treningu i niezliczonej ilości siniaków,
jakie zdobyła podczas niego, z czasem jednak opanowała na tyle odpowiedni
refleks, by uchronić się od gradobicia ze strony chłopaka. Gdy miała już
pewność, że już nic jej nie grozi z jego strony, obróciła miecz w dłoniach i
licem głowni odbiła piłkę w stronę Jinty. To jedno uderzenie wystarczyło, by
zakończyć trening. Chłopak cały wieczór przeleżał spokojnie na ziemi, śniąc o wielkich
i złych szarych oczach i latających piłkach.
W głowie jednak Karin szykowała prawdziwy plan zemsty
dla niego. Ale na razie musiała go odłożyć na później. Skoro był nieprzytomny,
to i tak z niego nic by nie wyszło. No i miała kilka innych spraw na głowie.
Ku jej zdziwieniu Urahara jednak odesłał ją na noc do
domu.
- Powinnaś odpocząć, jutro czeka Cię ciężki
dzień. A potem pewnie będzie gorzej.- Chyba chciał być miły, ale coś mu nie
wyszło. "Przynajmniej przestałeś się ciągle zasłaniać tym głupim wachlarzem"-
pomyślała.
- O której mam jutro być?
- Najlepiej z samego rana.
Do domu odprowadziła ją Ururu, która przez całą drogę
milczała jak zaklęta. Czasami Karin zastanawiała się, czy starsza koleżanka nie
jest jakimś robotem. Ururu sprawiała wrażenie grzecznej licealistki, ale Karin
znała jej możliwości pięściarskie i znajomość obsługi bazooki. "Biada temu, kto by mnie teraz
zaatakował. Może Urahara pośle Ururu ze mną na przeszpiegi do Soul Society?
Była by świetnym wsparciem w trakcie jakiejś zadymy."- zastanawiała
się w myślach. Próbowała ją o to wypytać, ale jedyne co uzyskała to:- Do
zobaczenia jutro, Kurosaki-san.
- Dozo Ururu.- uśmiechnęła się i pomagała dziewczynie.
Patrzyła jak tamta się powoli oddala. "No to tyle, jeśli chodzi o moje
wsparcie." Wzruszyła ramionami i weszła do budynku. Poczuła ssanie w
żołądku, wiec przełknęła ciężko ślinę i weszła do kuchni.
Bogu dzięki w lodówce znalazła coś jadalnego i w miarę jak na jej
możliwości kulinarne- niezbyt skomplikowanego. Musiała tylko wsadzić danie do
mikrofali i odczekać minutę by się odgrzało.
Staruszek chyba postanowił zdjąć z jej ramion ciężar gotowania.
"Ciekawe, czy teraz mogłabym umrzeć znowu, ale tym razem przez samoistne
otrucie?"- zastanawiała się, dziękując ojcu w myślach. Jakoś nie miała
ochoty brać się za gotowanie w najbliższym czasie.
Co prawda danie nie było tak smakowite, jak te przygotowane przez
Yuzu, ale i tak zjadła z apetytem. Potem zajęła się oglądaniem telewizji. W
pewnym momencie zadzwonił do niej Heita, wiec wyciszyła mecz, znaleziony na
jakiejś stacji, by odebrać.
- Co tam słychać, Królowo Strzelców?
- Ciebie też miło usłyszeć, Heita. W porządku. ("A przynajmniej chciałabym, żeby tak było."). Za mną ciężki
dzień. ("Oberwałam chyba milionem
piłek od baseballu."). Aktualnie odpoczywam, muszę nabrać sił na
jutro. ("Znienawidziłam chyba
baseball. Kto go w ogóle wymyślił?!") Spotkałam też Ururu i Jinte.( "Notabene, który zbyt długo już nie
pożyje.") Tak, tak u nich wszytko w porządku. ("Możesz już zbierać na kwiatki na jego pogrzeb"). Ty i
reszta paczki macie pozdrowienia od nich.
Luźna pogawędka nie trwała długo. Chłopak chyba wyczuł coś w jej głosie,
gdyż nie wypytywał dokładnie co robiła przez ostatnie dnie. Był świetnym
przyjacielem.
Umówili się jednak na spotkanie ich paczki dzień przed początkiem semestru.
Yuzu już powinna do tego czasu wrócić, a i ona miała nadzieję wykręcić tam i z
powrotem wycieczkę do zaświatów, w pakiecie której miała dowiedzieć się czegoś
więcej o shinigami będących tamtego pamiętnego wieczoru w Karakurze. I być może
odkryć swojego złego znajomego Pana Cienia.
Ostateczne nie pamiętała jak mecz się skończył. I czy
sama rozłączyła się, czy też Heita zorientował się, że zasnęła i sam zakończył
rozmowę. Dziękowała sobie tylko za to, że nastawiła budzik zaraz po wejściu do
domu. Co nie zmieniło faktu, że go rozbiła, kiedy zadzwonił. Zwlokła się z
łóżka, jakimś cudem ogarnęła swój dziki i zaspany wygląd. Dopiero
wychodząc z pokoju, zorientowała się, że przecież zasnęła na kanapie w
salonie. Ciche pochrapywanie ojca z drugiego końca korytarza wyjaśniło to
zjawisko teleportacji.
Nie mając
ochoty na śniadanie od razu ruszyła do Urahary. Miała nadzieję, że dziś skończy
się jej trenowanie "na szybko" jak to lubiła dodawać Yoruichi. Przed
wyruszeniem na wyprawę, chciała pobyć sama i poćwiczyć.
Odkąd jednak
stała się shinigami musiała przyznać kilka plusów takiemu stanowi. Po pierwsze
czuła się mocniejsza. Miała też lepszy refleks. I zauważyła u siebie pewną
zwyżkę formy. Odcinek do sklepu pokonała w biegu, nawet na chwilkę nie
zwalniając.
Zostawiła
swoje ciało w "garderobie", jak zaczęła nazwać pomieszczenie w którym
leżało wiele pudel, oraz kilka zamkniętych skrzyń odkrytych szczelnie
białym, zakurzonym materiałem. Podejrzewała, że Urahara przetrzymuje w
nich swoje sekrety, ale nie czuła na tyle mocnej ciekawości, by w nich
pogrzebać. W drodze do klapy nie zauważyła nikogo. Żywego czy martwego.
Nie
przejmując się wysokością zjechała po drabinie na dno ogromnej piwnicy. Zejście
zeszłoby jej pewnie 10 razy dłużej. Gdy tylko dotknęła ziemi wyciągnęła swoją
katane, gotowa odeprzeć jakikolwiek atak że strony piłki od baseballu czy
pięści Ururu.
Ale, ku jej
zdziwieniu nic się nie stało. W sumie, po lepszym przeglądnięciu się miejscu,
zauważyła, że jest opustoszałe.
Ruszyła
przed siebie, cały czas zwarta i gotowa na wszelki atak. Powoli pokonywała
kolejne metry, bacznie przyglądając się otoczeniu. W końcu jednak odpuściła,
przekonawszy się, iż jest tutaj zupełnie sama.
- Pewnie
jeszcze wszyscy śpią. Urahara sobie ze mnie nieźle zakpił.
W momencie
gdy to powiedziała, coś błyskawicznie zaczęło się przemieszczać wkoło niej. Nie
chcąc oberwać, przygotowała się do zadania ciosu.
"Najlepszą obroną jest atak, co nie?".
Ale ciemna
plama ani myślała dać się trafić. Gdy Karin była pewna, że zaraz przetnie
dziwny obiekt, ten odbił nagle do góry i... wylądował na jej głowie.
- Jeszcze
wiele Ci brakuje. Ale masz potencjał.
Przez chwilę
była rozkojarzona i nie wiedziała co robić. Delikatne wbicie się pazurów w
głowę szybko sprowadziło ją na ziemię.
- Yoruichi,
tak?
- Brawo.
Zaczynamy?
- Możesz
zejść z mojej głowy?- Kot zręcznie zeskoczył i usiadł przed dziewczyną.-
Myślałam, że Urahara tu będzie.
- Nie ma
go.- Odparło zwierzę.- Pojechał po dostawę. Mam się tobą zająć. Siadaj!
- Chcesz
mnie trenować? Jesteś KOTEM!?
- Nigdy nie
niedoceniaj przeciwnika. Jestem śliczną, zabójczą bronią. Widziałaś kiedyś tak
ostre pazury?- Kot podniósł łapkę i wysunął swoje ostrza. Faktycznie wydawały
sie ostre, ale wolała nie sprawdzać.
- Dobra, nie
będę się kłócić. Skoro Urahara Cię posłał, to możesz mnie czegoś nauczyć. To
jak, mały sparing- twoje pazury kontra moja katana?- Wykonała kilka pchnięć i
cięć, których się nauczyła ostatnio.
- Nie masz
zbyt dużo czasu, na naukę tańca z mieczem. Kisuke chce Cię wysłać już jutro do
Soul Society.
- Co? Ale...
To nie za szybko? Myślałam, że mam czas do końca tygodnia!
- Nie
wiadomo, ile Ci zejdzie przeszukanie archiwów. A musisz to zrobić na tyle
ostrożnie, żeby Cię nie zauważyli. Jak Soul Society wychwyci pojawienie sie
Ryouka, będą Cię szukać. Ten twój Cień, pewnie zapadnię się pod ziemię, albo
zatrze ślady. Nie znajdziemy go potem.
- Racja.
Więc co mam robić?
- Siadaj. Po
turecku i nie garb się. Połóż miecz na kolanach.- Kot poczekał, aż wykona
wszystko.- A teraz się skup. Sama sztuka walki mieczem nie wystarczy. Twój
miecz jest częścią twojej duszy. Jej materializowaną formą.- Yoruichi zrobiła
chwilę przerwy.- Aktualnie jesteś świeżakiem, więc nie stanowisz tak naprawdę
żadnego zagrożenia.- Zignorowała dźwięk fuknięcia z ust dziewczyny.- Aktualnie
twoja katana to Asauchi, czyli pierwsza forma Zanpakuto. Możesz nim walczyć,
ale tak naprawdę to tylko zwykły miecz, bo twoje prawdziwe umiejętności są
uśpione. Mój znajomy twierdzi, że "Asauchi to najsilniejsze Zanpakuto,
które mogą stać się absolutnie wszystkim".
- Czyli dziś
zajmujemy się lekcją historii o mieczach? Ich, to z pewnością mi się przyda
podczas wizyty z Soul Society.
Kot wydawał
się nie wychwycić jej ironii.
- Musisz
poznać podstawy. Normalny Shinigami spędza lata, nim jego Zanpakuto się w pełni
ukształtuje. Ty masz godziny. Dziś skupimy się na tym, byś uzyskała dostęp do
swoich umiejętności, które w przyszłości będą mogły Ci uratować życie. Wybacz
brutalną szczerość, ale teraz jesteś laikiem, którego pokonałby nawet kot.
Potrzebujesz czegoś więcej.
- No to do
roboty.- Karin nie była wściekła. Po prostu rozumiała powagę sytuacji. I nie
chciała zawalić sprawy.- Jak uwolnić moje super moce?
- Musisz
zajrzeć w głąb siebie i zrozumieć, że miecz który dzierżysz to nie zwykłe
narzędzie, czy broń. Ona żyje, tak jak Ty. Ponieważ ona jest Tobą.
- Jasne...
- Twoim
zadaniem jest by skontaktować się z nim. Twój miecz musi poznać istotę twojej
duszy i ukształtować się na jej podobieństwo. Wtedy będziesz mieć jakiekolwiek
szanse, gdyby doszło do walki.
- Jak
zajrzeć w głąb siebie? Mam medytować? Medytować i lewitować?
- Normalnie
odpowiedz brzmiała by: tak. Ale Urahara School słynie z niekonwencjonalnych
metod robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. Jako, że czas nas nagli,
zostałaś wylosowana z grona szczęśliwców, by wypróbować nową metodę.
- Zaczynam
się bać o własne życie.
-
Niepotrzebnie. Jak zapewne wiesz Shinigami to Bóg Śmierci. No i nie powinnaś
znowu umrzeć od kilku ziół.
- Jakich
Ziół?! Nie będę palić Trawki! Ani żadnych dopalaczy!- Sprzeciwiła się.
- Bez
przesady. Nie sprowadzamy dzieci na złą drogę. Aczkolwiek efekt może być
podobny. Twoja decyzja.
Karin czuła
duże opory. W końcu sama Yoruichi powiedziała, że nie sprawdzali wcześniej
efektu tych ziół. Miała zostać ich królikiem doświadczalnym. Co budziło u niej
dość duże zwątpienie.
Z drugiej
strony jeśli chciała znaleźć człowieka odpowiedzialnego za jej aktualny stan i być może grożącego jej siostrze, musiała
robić co jej każą. To oni byli specjalistami, nie ona. Wiedziała też, że Pan Cień mógł teraz kręcić
się gdzieś przy jej bracie. Nie mogła tego tak zostawić. Westchnęła w geście
poddania się.
- Dobra.
- Zaczynamy?
Przeniosła
się z kotem kawałek dalej. Za wielkim głazem czekała na nie poduszka, kadzidło
i miska.
- Mam tutaj
usiąść?- Karin wskazała na poduszkę.
- Nie
głuptasie. To dla mnie. Trochę to potrwa, muszę się więc gdzieś zdrzemnąć. I
być przy Tobie, na wypadek...- Yoruichi przerwała swoją wypowiedź.
Karin wolała
już nie pytać o jaki wypadek chodziło. Usiadła na ziemi i rozpaliła dziwne
kadzidło. Zaczęła wdychać dym wydobywający się z niego. "To jakaś
głupota"- pomyślała.
- Odpręż
się.- Usłyszała głos kota.- Daj myślom płynąć. Nie skupiaj się na niczym. Tam
gdzie idziesz poznasz pewnie kilka odpowiedzi o sobie. Ale pewnie też pojawi
się kilka pytań. Musisz odnaleźć swoją moc. Poznać imię i...
Nie
wiedziała co dalej chciano jej przekazać. Totalnie odpłynęła.
Pozostała
tylko ciemność.
**********
Ocknięcie się nie
należało do najprzyjemniejszych doświadczeń. W głowie czuła tępy ból, a w nosie
wciąż kręciło się wspomnienie zielska od Urahary. Leżała na wznak na czymś
twardym co przypominało chłodny kamień. Powoli podniosła głowę i rozglądnęła
się ostrożnie. Czuła mdłości, a nie chciała nabałaganić w samej sobie. Jej
pierwsze wrażenie z pobytu w jej wewnętrznym świecie było... szare. Dosłownie.
Podłoże jak i niebo było nieskończonością w różnych odcieniach tego koloru.
Podniosła się powoli, szukając jakiegokolwiek celu na tym pustkowiu. Jednak nic
nie zauważyła.
- Jest tu ktoś?
Zero kreacji.
Ruszyła wolnym krokiem, co jakiś czas nawołując. Nie wiedziała czego się
spodziewać, ale miała nadzieję, że nie będzie żałować.
Nie wiedziała ile
czasu tak błądziła. Mogły to być minuty,
godziny, może nawet tygodnie. Nogi
zaczęły jej ciążyć, tak samo jak powieki. Czuła się otępiała, ale uparcie parła
do przodu.
Czas dłużył jej się
niemiłosiernie, jednak nie była w stanie się choćby skupić, by zanucić jakąś
piosenkę. Nawet jakąś najgłupszą.
Wlokąc się krok za
krokiem pokonywała kolejne metry. Szarość i pustka nie ustępowała.
W końcu upadła
całkowicie znużona. Nie interesowało jej nic oprócz snu.
Najlepiej
wiecznego.
- To tyle?
Myślałam, że jesteś bardziej wytrwała.- usłyszała kobiecy głos.
Nie zaintrygowało
to jej zbytnio. W końcu jest tutaj sama i chce spać.
- Nie chcesz
ratować siostry przed Panem Cieniem?
Poczuła jakby
trafił ją piorun. Podniosła się szybko z ziemi i spojrzała na swoją
rozmówczynię.
Jej szare oczy
otworzyły się z niedowierzeniem. Gdzieś w zakamarkach pamięci bardzo dobrze
znała tą twarz. Ciepłe brązowe oczy. Długie, falowane włosy.
Troskliwy uśmiech.
- Mama?
- Nie tak brzmi moje imię. A twoim
zadaniem jest je poznać.
Ostatnio życie Karin było jednym
wielkim pasmem zdziwienia. Tak też było tutaj. W końcu niecodziennie widzi się
kobietę tak złudnie podobną do jej zmarłej matki.
- Więc kim jesteś?
- Jak to kim? Nie poznajesz mnie? To
Ja, ******.
- Co proszę?
- *******. Nie bądź idiotką.
- Nie rozumiem co do mnie mówisz.
Możesz wyraźniej?
Postać pokręciła głową.
- Chyba jeszcze nie dotarłam do
Ciebie. Szkoda. Ale miło, że w końcu tutaj przybyłaś. Ciągle wysilam się byś
mnie wysłuchała. Jesteś strasznie uparta.
- Gadasz od rzeczy. Dalej nie wiem
kim jesteś.
- Znasz mnie, ja znam Ciebie. Jesteś
Kurosaki Karin. Shinigami. Kochasz swoją rodzinę i przyjaciół. Cenisz życie, które dotychczas wiodłaś. Chcesz
znaleźć człowieka, który Ci je odebrał. Lubisz piłkę nożną. PRAWIE nigdy nie
płaczesz. Widzisz? Znam Cię dobrze. Dlaczego twierdzisz więc, że nie znasz
mnie?
Karin nie miała pojęcia o co chodzi.
Kobieta była dokładną kopią jej matki, ale nią nie była. Nie mogła pojąć
dlaczego ją tutaj spotkała. Ani dlaczego.
- Wybacz, ale nie mam czasu na
zgadywanki. Musze iść dalej.
- Czegoś szukasz, prawda? Pomogę Ci.-
Kobieta podeszła do niej bliżej, złapała pod rękę i poprowadziła.- Sama jestem
ciekawa, ile Ci to zajmie.
- To?
- Poszukiwanie.- Troskliwy uśmiech
nie schodził z jej twarzy.- To gdzie właściwie idziemy.
- Nie mam bladego pojęcia. Ale jak
to zobaczę, to będę wiedzieć, że to to.
- Ciekawe podejście. Boisz się
śmierci?
- Już to przerabiałam ostatnio.
- Nie swojej. Swoich bliskich.
Karin przystanęła i spojrzała na
nią.
- Ten człowiek. Ona jest tam... W
Soul Society. Tam jest mój brat i siostra. Oni nic nie wiedzą o nim. Są w
niebezpieczeństwie.
- Twój brat to bohater, Moja Droga
Karin. Poradzi sobie.
- Wiem o tym.- Dziewczyna spojrzała
w dal.- Ale dawno temu obiecałam sobie, że sama będę go chronić. On nie musi ciągle ratować świata sam. Przecież
ma mnie.
- Chcesz mu pomóc, ale nie chcesz
przyjąć swoich umiejętności Shinigami. Nie akceptujesz ich. A przecież są one
teraz twoją częścią... Wiesz dlaczego tak długo tutaj wędrujesz i niczego nie
możesz znaleźć?- Karin spojrzała na nią z pytaniem w oczach.- Bo siebie nie
akceptujesz. Odrzucasz to kim jesteś. Unikasz problemów.
- Wcale nie...!- Przerwała. Kobieta
miała rację. Od ostatnich miesięcy była ona całkowicie wycofana. Zdała sobie
sprawę, że powinna to zmienić.
- Chcesz chronić rodzinę.- Kobieta
ciągnęła wypowiedź.- Posiadłaś moc, która Ci to umożliwia. W końcu Shinigami to
Bogowie Śmierci. Panują nad nią. Mają też władzę nad wieloma duszami. Dlaczego
nie znasz mojej, skoro należy do Ciebie? Dlaczego nie znasz samej siebie?
Teraz dopiero Karin olśniło.
Dosłownie i w przenośni. Świat wokół niej zawirował. Po chwili wysoko nad nią
pojawiła się świetlista kula, która rozjaśniła ten pusty świat. Dopiero teraz
Karin zauważyła, że nie jest pusty. Stała teraz na srebrzystej łące. Tuż obok
zaczynało się czarne jezioro, ciągnące się aż po horyzont. W jego wodnym
lustrze odbijało się tutejsze "Słońce". Spojrzała na kobietę.
- Ty jesteś...
- Usiądźmy tam.
Kobieta poprowadziła ją w stronę
jakiś dziwnych ruin. Składały się one ze zniszczonych filarów, ustawionych na
kamienistych stopniach. Usiadły na stopniach tuż przy wejściu.
- Teraz widzisz?- Wykonała lekki
gest ręką, chcąc objąć całe otoczenie.- To twój świat. Piękny, ale zniszczony.
A może raczej zaniedbany. To Ty tutaj jesteś budowniczym.
- Nie czujesz się tutaj samotna?
- Przecież mam Ciebie i ... -zawahała
się.- Musisz odbudować to miejsce. I odnaleźć równowagę. Tamto- Wskazała ręką
zniszczoną kolumnę, która poleciała na kolejną, również ja niszcząc.- Skupiłaś
się na rzeczach mało ważnych, olewając fundamenty. Szkoda, to bardzo piękne
miejsce... Te kolumny to najważniejsze więzi w twoim życiu.- Kontynuowała.- Są
bardzo mocne. Ale nawet one musiały ulec zniszczeniom, jakim podległa twoja
dusza w trakcie twojej krótkiej historii. Śmierć Twojej matki,... moce,
przez które przyjaciele mogli by Cię odrzucić, odejście brata,...- znów przerwała
na chwilę.- Brak akceptacji dla samej siebie. -Przejechała po wielkim pęknięciu
w jednym z nich.- Twój świat zaczął się budować, ale przez strach bycia
znowu zranionym odrzuciłaś wiele wspaniałych rzeczy. Tak teraz wygląda twoje
życie. Niby coś jest, ale tak naprawdę to zwykła ruina.
- Nie rozumiem.
- Z czasem to pojmiesz. Zaczniesz
budować je na nowo. Osoba, która Cię skrzywdziła, dała Ci również szansę na
zmianę. Wykorzystaj to. Lecz na razie jedyne co musisz wiedzieć, to że kończy
nam się czas. Czy jesteś w stanie teraz mnie usłyszeć? Czy znasz już odpowiedź
na moje pytanie?
- Chyba tak...
- Jak brzmi moje imię?
- Ono...
- Nie wahaj się! Powiedz je!
- Hikari!
Zerwał się mocny wiatr. Karin czuła,
że spycha ja do tyłu, że zaraz ją porwie. Chciała się czegoś złapać. Daremnie.
- Osiągnij równowagę, Moja Droga.
Zdobądź mądrość i doświadczenie. Dąż do swojego celu. Dzierż mnie mądrze. W
przeciwnym wypadku nie ochronisz tego co dla Ciebie cenne.
- Dlaczego wyglądasz jak moja mama?-
Zdołała zapytać.
Kobieta nie odpowiedziała.
Wiatr przybrał na sile i dziewczyna
straciła grunt pod nogami. Ostatnią rzeczą jaką zobaczyła tuż przed
przebudzeniem, była biała postać obejmująca Hikari. Była od niej dużo mniejsza,
ale znacznie nad nią górowała. Było w niej coś znajomego, ale Karin nie była w
stanie skupić na niej swojego wzroku. Kiedy w końcu zdołała się przyglądnąć, poczuła,
jak krew zmroziła się w jej żyłach.
~~~~~~~~~
Przepraszam, że rozdział pojawił się tak późno. Wyszedł troszkę dłuższy niż przypuszczałam. Po sesji musiałam trochę zregenerować siły, na szczęście już po niej i znalazło się trochę czasu na pisanie.
Kolejny pojawi się na pewno wcześniej. :)
Jeśli wystąpiły jakieś błędy (a na pewno mogą się pojawić)
- dajcie znać.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Pozdrawiam!