Następnego dnia Karin wstała wcześniej, niż zazwyczaj. Miała w sobie pełnię energii i postanowiła ją wykorzystać. Zebrała ciuchy rozrzucone po kątach pokoju- w końcu od dzisiaj to ona jest ta jedyną kobietą w domu. Gdy wyszła jedna z pokoju ogarnęło ja poczucie jakiejś pustki. Po chwili zorientowała się, że to brak odgłosów i zapachów, dochodzących zazwyczaj o tej porze z kuchni.
Wzruszyła ramionami i ruszyła pędem po schodach
w dół. Nie miała dzisiaj w planie robić
niczego co mogłoby spowodować odczucie braku dwójki… STOP. Wykręciła na
korytarzu i wpadła do kuchni. Prawie przewróciła się na stojącą przy wejściu
szafkę, jednak odbiła się ręką od ściany wykonała niebezpieczny wślizg i
zatrzymała się po drugiej stronie pomieszczenia.
- Twoja siostra wczoraj wypolerowała podłogi,
więc uważaj przy bieganiu w skarpetkach.
Aż podskoczyła, bo nie spodziewała się tutaj
nikogo. No może ojca… Ale ten głos nie należał do niego.
- Morri Masao.
- Cieszę się bardzo, że pamiętasz kim jestem. Z
tego co wiem, moi poprzednicy nie doczekali się takiego zaszczytu.
- Co poradzić.- Wzruszyła ramionami.- Nie
nadążali, by mi się przedstawić, a co dopiero kontrolować mnie.
- Uznam to za komplement z Panienki strony. I
winszuję sobie 4 miesięczne doświadczenie w pracy powierzonej mi przez
szacownego Kapitana Kurosakiego. To naprawdę wspaniałe, ile przez ten czas się
nauczyłem na temat tego świata i zasad tutaj panujących. To wspaniale i
ciekawe, ile mogłem zobaczyć, zwiedzić i zagłębić z tutejszej wiedzy i
technologii. Poznałem też wiele zwyczajów panujących przy różnych
społecznościach kulturowych, zależnych od wieku, stanu pochodzenia i
zainteresowań. – Karin ziewnęła ostentacyjnie.- Pewna kobieta mieszkająca
niedaleko stąd, codziennie wychodzi o tej samej porze ze swojej kwatery. Cały
jej plan dnia jest wyliczony co do sekundy! Potrafi nawet zasnąć w określonej
minucie. Och, jakżebym chciał potrafić tak świetnie zorganizować swoje życie.
Móc…
- Oprócz mnie śledzisz jakąś inna babkę? Facet,
to zakrawa chyba o jakieś fetysze, albo zobaczenia.
- Proszę tak Panienko nie mówić. To bardzo
niegrzeczne z Panienki strony. Proszę traktować starszych z szacunkiem, z
uśmiechem na ustach. Taka kwaśna mina odtrąca potencjalnych partnerów dla
Panienki, jak również dla Panienki siostry. Kto wie, ile mogłaby osiągnąć Panienka
Yuzu, gdyby nie miała obstawy stworzonej przez Panienki nieuprzejmość i ironię.
- Kto wie, ile bym osiągnęła, gdyby nie ten ogon przyczepiony mi przez
tych „Waszych” szefów.
- O jakim ogonie Panienka mówi? Nic o tym mi nie wiadomo! Czy zagraża
to bezpieczeństwu Panienki?
- Oczywiście, jeśli dbasz o moje zdrowie psychiczne. Nienawidzę, jak
mnie ktoś prześladuje. Chyba nikt by tego nie zniósł.
- Proszę przedstawić sprawę jaśniej.
- Chodzi mi o takiego jednego rzepa. Przyczepił się jakiś czas temu i
nie daje spokoju. Zwą go Morri Masao. Proszę by go odesłano i nie sprowadzano
nikogo nowego na jego miejsce. Tyle mi do szczęścia wystarczy.
- Ależ Panienko! Tu chodzi o Panienki bezpieczeństwo. Panienki Szacowny
Brat, a mój Najdroższy Kapitan zarządził…
- Już to mówiłeś wiele razy. Oszczędź mi tego.-Warknęła. „Tak, znowu
jestem niemiła. Ale ten facet mnie naprawdę irytuje. W ogóle co on robi w
naszej kuchni. Dotąd nie zbliżał się, aż tak bardzo do swoich „ofiar”. Z resztą
po co ja sobie zaprzątam nim myśli?”- Czy masz cos do przekazania, czy też
wbiłeś tutaj tak bez powodu?- Spytała, podchodząc do stołu i nalewając sobie
wody. Kiedy podnosiła szklankę do ust zauważyła, że połowa jej włosów sterczy
do góry. Patrząc na swojego dręczyciela, zaczęła przyklepywać niewdzięczne
kłaki wolną ręką.
- Ależ oczywiście!- Zaczął przeszukiwać swój ubiór, po czy zza pazuchy
wysunął zwinięty rulonik papieru.- Mam tutaj raport z podróży Panienki
Szacownej Siostry, potwierdzenie odbioru oraz bezpośredni list od Pana Kapitana
do Panienki.- Tłumacząc zaczął rozwiązywać rulon. Jego ręce zaczęły drżeć,
przez co kilka kartek poleciało na podłogę. Rzucił się na nią, starając się
zebrać wszystko do kupy.- Och nie, to moje raporty! Muszę je oddać w przyszłym
tygodniu. Oby się nic nie pogniotło.
Mina z jaką zbierał te świstki, świadczyła, jakby przypadkiem upuścił
coś ważniejszego niż jakieś „raporty”, ale Karin nie przejęła się tym zbytnio.
W myślach modliła się, by shinigami jak najszybciej ją zostawił. Ledwo znosiła
jego obecność jako ochroniarza, ale teraz dopiero zrozumiała jak bardzo potrafi
ją wkurzać.
- Te raporty są BAAAAARDZOOOO ważne dla mnie. I dla całego Soul
Society. W końcu, jestem tutejszym reprezentantem mojego oddziału. To wielki
zaszczyt móc dumnie prezentować swoją rodzinę. Bo wie panienka, ja praktycznie
się wychowałem wśród shinigami. Mój wujek nim był, a po śmierci rodziców się
mną zajął, dlatego postanowiłem tak jak on zostać shinigami i pomagać naszemu
wspaniałemu społeczeństwu. Przysięgłem, że zrobię wszystko, by nasze
dziedzictwo pozostało nienaruszone. Nawet Panienka nie wie, jaką radość w sercu
przynosi mi teraz wiedza, że niedługo dołączy do nas wielu nowych wspaniałych
żołnierzy. Nie mogę się doczekać by ich przywitać, zwłaszcza tych którzy
dostąpią zaszczytu dołączenia do mojego Oddziału. To prawdziwa rozkosz
przyjmować rozkazy od Szacownego Kapitana Kurosakiego i…
W tym momencie trzasnęły drzwi. Zdenerwowana Karin wybiegła z domu, nie
mogąc już GO słuchać. Biegła, ile miała sił w nogach w tylko sobie znanym
kierunku.
Morri stał na środku pomieszczenia, dalej ściskając swoje drogocenne
raporty. Jego źrenice przez chwilę czujnie przewiercały ściany pomieszczenia.
- Panienka udaje silną, ale ciągle ucieka. Ale niech się Panienka nie
przejmuje tym zbytnio. Przeznaczenie Panienki nie ominie. W końcu nawet Śmierć
się o Panienkę upomni… Ostatecznie, wszyscy tam trafiają…