piątek, 19 lutego 2016

Rozdział VIII- Dobrze jest być Kurosaki!


Parę dni później…

Po powrocie ze szkoły Karin  była zmęczona. Nie czuła się tak od dawna. Już w trakcie lekcji walczyła z sennością.
Zeszłej nocy nie mogła zasnąć. Kręciła się w łóżku, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Wokół łóżka latał jakiś duch. Był cały pomarszczony, tak bardzo, że nie była w stanie  stwierdzić, czy to on czy ona. Dźwięki, które wydawał, przypominały jej Godzillę.
- Błagam Cię ucisz się…
- Łeeejckshie  jaaaaaaaaa dum dum dum.
- Ciszej, pobudzisz resztę- powiedziała głośnym szeptem.
- Właaaaaaaaaaaa trum trum.
- Łazisz za mną od rana. Czego chcesz?
- Kik, łik…. Szaaaaaank.
Duch popatrzył na nią. Miał czarne oczy, które były puste. Nagle zaczął wyć.
- Czego chcesz ode mnie? I bądź ciszej!
- Nuruw haji  met.
-…
Postanowiła go zignorować. Równie dobrze mogła iść pobiegać. Duch nie umilkł ani na chwilę.


Kiedy rano się zbudziła, już go nie było.
„I niech nie wraca. Ledwo wytrzymałam.”- Pomyślała.
Później już nie myślała. Senność ogarnęła ją całkowicie. Śniadanie, droga do szkoły i lekcje minęły błyskawicznie. Po powrocie do domu nawet nie przywitała się z ojcem, tylko od razy udała się do swojego/nieswojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i wcisnęła głowę w poduszkę. Chciała krzyczeć. Tylko dlaczego? Nie wiedziała. Poczuła pieczenie w płucach. Podniosła głowę i gwałtownie wciągnęła powietrze. Przerzuciła się na plecy i założyła ręce za głowę. Patrzyła w biały sufit.

„Ostatnie miesiące jestem jak w letargu. Nie mogę się przyzwyczaić do tych wszystkich zmian. Ichigo odszedł, a w domu już nie jest tak jak kiedyś. Nawet ojciec jest jakiś przygaszony, choć stara się jak może to ukrywać. Yuzu jest cały czas podłamana. Rzuciła się w wir nauki, żeby nie myśleć o Ichi-nii. Ale i tak ryczy ciągle po nocach. Rano wstaje uśmiechnięta, przygotowuje śniadanie, ale oczy ma napuchnięte. A ja…
Ja jestem głupia. Zamiast ich wspierać, siedzę ciągle w pokoju, sama. Yuzu tutaj nawet nie przychodzi. Po tym jak ostatni raz na nią nawrzeszczałam, zaraz po przeprowadzce do tego pokoju. Ojciec się uparł, że jesteśmy już za duże na mieszkanie razem w jednym pokoju, a skoro ten się zwolnił… Eh.
Przyszła do mnie, chciała pogadać i trochę podnieść na duchu. Niestety trafiła w najgorszy z możliwych momentów. Akurat kiedy płakałam. Nieczęsto mi się zdarza płakać. Ostatnio to było jakieś 3 lata temu, kiedy spotkałam chłopca, którego dusza była ukryta w papudze. Ale to inna historia. Właśnie wtedy, w najbardziej krytycznym momencie mojego życia od śmierci mamy, wpadła Yuzu chcąc mnie podnieść na duchu. Wiedziała, jak mocno się to na mnie odbiło, mimo, iż o niczym nie wspominałam. Ach, ta bliźniacza więź. Coś we mnie pękło. Jeszcze nigdy nie widziałam tak przerażonej Yuzu. Słyszałam w nocy, jak szlochała w poduszkę, ale nic nie zrobiłam. Chciałam być sama.  To był jedyny moment w naszym życiu, kiedy ja i Yuzu byłyśmy pokłócone. Choć obie tego nie chciałyśmy tak wyszło. Z mojej winy…
Teraz jest niby ok. Ale wiem, że między nami pojawiła się jakaś minimalna rysa. Nie psuje obrazu, ale nie można o niej zapomnieć. Może powrót Ichi-nii… gdybyśmy znów byli rodziną.”

-Koniec głupich rozmyślań! On nie wróci!- powiedziała sama do siebie.
Podniosła się z łóżka i rozejrzała po pokoju. „Trzeba by tu coś zmienić”. Błyskawicznym krokiem znalazła się przy swoim tajnym pudełku (o którym oczywiście wie Yuzu- sama ja zrobiła, a jaka miała radochę, że to  właśnie w nim Karin trzyma swoje skarby). W środku były stare fotografie rodziców z 3 radosnych dzieci, zdjęcie matki, zdjęcie zachwyconego Ichigo, który leżał między bliźniaczkami w ich łóżeczku, oraz parę innych fotografii zrobionych już dużo później. Wzięła zdjęcie całej swojej rodziny i przypięła na korkowej tablicy, która wisiała nad biurkiem. Po chwili namysły dopięła zdjęcie zrobione kilka dni po tym jaki Ichigo wrócił z Soul Sociaty zaraz po odzyskaniu mocy shinigami.
Poprzekładała jeszcze parę rzeczy, powiesiła dwa plakaty nad łóżkiem. Po chwili krótkiej obserwacji kiwnęła z zadowoleniem głową. Tak, teraz pokój wygląda bardziej w jej stylu. Zegarek stojący koło łóżka wskazywał już na godzinę 18.00. Zajrzała pod biurko, gdzie znajdowała się jej piłka do nogi. Dostała ją od Ichigo na ostatnie urodziny. Złapała swój prezent i wybiegła z pokoju. W locie złapała swoją kurtkę i przemieszczając się z zawrotną prędkością, wykrzyczała:
- Lecę na boisko! Umówiłam się z chłopakami na trening! Będę później!
Drzwi wejściowe, które właśnie były otwierane przez ojca, jako jedyne nie odniosły żadnego uszczerbku. Karin z całym impetem wpadła w Ishina, odbiła się od niego, rypnęła w ścianę i przebiegła dosłownie po mężczyźnie, który w wyniku tego wypadku zaliczył najzwyczajniej glebę.
- Cukiereczku, przeszłaś samą siebie. Zaatakować własnego tatusieńka. Co on, biedaczysko, ci zrobił? Jak możesz tak nim poniewierać? – Usłyszała jego przyduszony głos. Nagle podniósł głowę.-Wspaniałe! Jesteś niesamowicie pojętna w dziedzinie ataku z zaskoczenia! Moja córcia. Moja maleńka córeńka. Jestem dumny! Masaki też jest pewnie dumna z córci!- Darł się wniebogłosy, dalej leżąc na ziemi.
Karin uśmiechnęła się pod nosem, rozcierając obolałe ramię. Ściana była twarda. Siniak pewnie z tego zostanie. Ale co tam. Miała piłkę, czas wolny i kumpli, którzy z niecierpliwością czekali na jej przybycie. Miała wspaniałą siostrę, zwariowanego ojca i brata bohatera. Postanowiła, że jednak pojedzie z Yuzu w odwiedziny do brata. Zbyt się stęskniła. Pogadają, spędzą czas wspólnie i będzie prawie jak dawniej.
Każdy, kto w tym momencie mijał biegnącą Karin, zdziwiłby się bardzo. Od tak dawna chodziła poważna, zachmurzona. Tylko czasami na jej twarzy gościł wymuszony lub pełen pilotowania uśmiech. A teraz naprawdę coś się zmieniło w jej twarzy. Zniknął stres, a zagościł jakiś spokój i pogodzenie się z losem.
„ Wbrew wszelkim trudnościom, jakie mnie czekają w przyszłości… Dobrze jest być Kurosaki!”