Parę dni później…
Po powrocie ze szkoły Karin była zmęczona. Nie czuła się tak od dawna.
Już w trakcie lekcji walczyła z sennością.
Zeszłej
nocy nie mogła zasnąć. Kręciła się w łóżku, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji.
Wokół łóżka latał jakiś duch. Był cały pomarszczony, tak bardzo, że nie była w
stanie stwierdzić, czy to on czy ona.
Dźwięki, które wydawał, przypominały jej Godzillę.
- Błagam Cię ucisz się…
- Łeeejckshie
jaaaaaaaaa dum dum dum.
- Ciszej, pobudzisz resztę- powiedziała głośnym
szeptem.
- Właaaaaaaaaaaa trum trum.
- Łazisz za mną od rana. Czego chcesz?
- Kik, łik…. Szaaaaaank.
Duch popatrzył na nią. Miał czarne oczy, które były
puste. Nagle zaczął wyć.
- Czego chcesz ode mnie? I bądź ciszej!
- Nuruw haji
met.
-…Postanowiła go zignorować. Równie dobrze mogła iść pobiegać. Duch nie umilkł ani na chwilę.
Kiedy rano się zbudziła, już go nie było.
„I niech nie wraca. Ledwo wytrzymałam.”- Pomyślała.
Później już nie myślała. Senność ogarnęła ją
całkowicie. Śniadanie, droga do szkoły i lekcje minęły błyskawicznie. Po
powrocie do domu nawet nie przywitała się z ojcem, tylko od razy udała się do
swojego/nieswojego pokoju. Rzuciła się na łóżko i wcisnęła głowę w poduszkę.
Chciała krzyczeć. Tylko dlaczego? Nie wiedziała. Poczuła pieczenie w płucach. Podniosła
głowę i gwałtownie wciągnęła powietrze. Przerzuciła się na plecy i założyła
ręce za głowę. Patrzyła w biały sufit.
„Ostatnie
miesiące jestem jak w letargu. Nie mogę się przyzwyczaić do tych wszystkich
zmian. Ichigo odszedł, a w domu już nie jest tak jak kiedyś. Nawet ojciec jest
jakiś przygaszony, choć stara się jak może to ukrywać. Yuzu jest cały czas
podłamana. Rzuciła się w wir nauki, żeby nie myśleć o Ichi-nii. Ale i tak ryczy
ciągle po nocach. Rano wstaje uśmiechnięta, przygotowuje śniadanie, ale oczy ma
napuchnięte. A ja…
Ja jestem
głupia. Zamiast ich wspierać, siedzę ciągle w pokoju, sama. Yuzu tutaj nawet
nie przychodzi. Po tym jak ostatni raz na nią nawrzeszczałam, zaraz po
przeprowadzce do tego pokoju. Ojciec się uparł, że jesteśmy już za duże na
mieszkanie razem w jednym pokoju, a skoro ten się zwolnił… Eh.
Przyszła
do mnie, chciała pogadać i trochę podnieść na duchu. Niestety trafiła w
najgorszy z możliwych momentów. Akurat kiedy płakałam. Nieczęsto mi się zdarza
płakać. Ostatnio to było jakieś 3 lata temu, kiedy spotkałam chłopca, którego
dusza była ukryta w papudze. Ale to inna historia. Właśnie wtedy, w najbardziej
krytycznym momencie mojego życia od śmierci mamy, wpadła Yuzu chcąc mnie
podnieść na duchu. Wiedziała, jak mocno się to na mnie odbiło, mimo, iż o
niczym nie wspominałam. Ach, ta bliźniacza więź. Coś we mnie pękło. Jeszcze
nigdy nie widziałam tak przerażonej Yuzu. Słyszałam w nocy, jak szlochała w
poduszkę, ale nic nie zrobiłam. Chciałam być sama. To był jedyny moment w naszym życiu, kiedy ja
i Yuzu byłyśmy pokłócone. Choć obie tego nie chciałyśmy tak wyszło. Z mojej
winy…
Teraz
jest niby ok. Ale wiem, że między nami pojawiła się jakaś minimalna rysa. Nie
psuje obrazu, ale nie można o niej zapomnieć. Może powrót Ichi-nii… gdybyśmy
znów byli rodziną.”
-Koniec głupich rozmyślań! On nie wróci!-
powiedziała sama do siebie.
Podniosła się z łóżka i rozejrzała po pokoju.
„Trzeba by tu coś zmienić”. Błyskawicznym krokiem znalazła się przy swoim
tajnym pudełku (o którym oczywiście wie Yuzu- sama ja zrobiła, a jaka miała
radochę, że to właśnie w nim Karin
trzyma swoje skarby). W środku były stare fotografie rodziców z 3 radosnych
dzieci, zdjęcie matki, zdjęcie zachwyconego Ichigo, który leżał między
bliźniaczkami w ich łóżeczku, oraz parę innych fotografii zrobionych już dużo
później. Wzięła zdjęcie całej swojej rodziny i przypięła na korkowej tablicy,
która wisiała nad biurkiem. Po chwili namysły dopięła zdjęcie zrobione kilka
dni po tym jaki Ichigo wrócił z Soul Sociaty zaraz po odzyskaniu mocy
shinigami.
Poprzekładała jeszcze parę rzeczy, powiesiła
dwa plakaty nad łóżkiem. Po chwili krótkiej obserwacji kiwnęła z zadowoleniem
głową. Tak, teraz pokój wygląda bardziej w jej stylu. Zegarek stojący koło
łóżka wskazywał już na godzinę 18.00. Zajrzała pod biurko, gdzie znajdowała się
jej piłka do nogi. Dostała ją od Ichigo na ostatnie urodziny. Złapała swój
prezent i wybiegła z pokoju. W locie złapała swoją kurtkę i przemieszczając się
z zawrotną prędkością, wykrzyczała:
- Lecę na boisko! Umówiłam się z chłopakami na
trening! Będę później!
Drzwi wejściowe, które właśnie były otwierane
przez ojca, jako jedyne nie odniosły żadnego uszczerbku. Karin z całym impetem
wpadła w Ishina, odbiła się od niego, rypnęła w ścianę i przebiegła dosłownie
po mężczyźnie, który w wyniku tego wypadku zaliczył najzwyczajniej glebę.
- Cukiereczku, przeszłaś samą siebie.
Zaatakować własnego tatusieńka. Co on, biedaczysko, ci zrobił? Jak możesz tak
nim poniewierać? – Usłyszała jego przyduszony głos. Nagle podniósł
głowę.-Wspaniałe! Jesteś niesamowicie pojętna w dziedzinie ataku z zaskoczenia!
Moja córcia. Moja maleńka córeńka. Jestem dumny! Masaki też jest pewnie dumna z
córci!- Darł się wniebogłosy, dalej leżąc na ziemi.
Karin uśmiechnęła się pod nosem, rozcierając
obolałe ramię. Ściana była twarda. Siniak pewnie z tego zostanie. Ale co tam.
Miała piłkę, czas wolny i kumpli, którzy z niecierpliwością czekali na jej
przybycie. Miała wspaniałą siostrę, zwariowanego ojca i brata bohatera.
Postanowiła, że jednak pojedzie z Yuzu w odwiedziny do brata. Zbyt się
stęskniła. Pogadają, spędzą czas wspólnie i będzie prawie jak dawniej.
Każdy, kto w tym momencie mijał biegnącą Karin,
zdziwiłby się bardzo. Od tak dawna chodziła poważna, zachmurzona. Tylko czasami na jej
twarzy gościł wymuszony lub pełen pilotowania uśmiech. A teraz naprawdę
coś się zmieniło w jej twarzy. Zniknął stres, a zagościł jakiś spokój i
pogodzenie się z losem.
„ Wbrew wszelkim trudnościom, jakie mnie
czekają w przyszłości… Dobrze jest być Kurosaki!”