poniedziałek, 25 stycznia 2016

Rozdział VII- Szkoła jest jak WC- chodzisz, bo musisz...



„Co dzień przestrzegam, jak młódź cierpi na tem,                       
Że nie ma szkół uczących żyć z ludźmi i światem.”


Po przeczytaniu tego cytatu Karin roześmiała się głośno. Kilka sekund później ciężka dłoń nauczycielki spoczęła na jej ramieniu. Dziewczyna spojrzała hardo we wściekłe oczy profesorki, które ciskały piorunami. Ich spojrzenia walczyły ze sobą. Czarnowłosa ustąpiła. Wolała spędzić dzisiejsze popołudnie na ćwiczeniach w dojo, niż siedząc karnie po lekcjach. Zwłaszcza, że to ta kobieta by ją pilnowała.
- Jakiś problem, drogie dziecko?- Zapytała nauczycielka.
- Nie. Po prostu przypomniała mi się pewna historia. Miała dosyć zabawny koniec.
- Na pewno?- Odparła nauczycielka literatury z oburzeniem.- A może rozbawił Cię tekst, którym się dzisiaj zajmujemy?
- Nie, to naprawdę nie to.- Odparła szybko.
Każdy wiedział, że nauczycielka ma lekkiego bzika na punkcie literatury. „Lekkiego” to mało powiedziane. Monstrualny, gigantyczny, kolosalny- te słowa lepiej oddają jej obłęd. Była całkowicie przeciwna okazywaniu takich rzeczy jak radość czy śmiech. Zwłaszcza na swoich lekcjach, gdzie wygłaszała tym młodym, niewyrobionym umysłom, całe piękno sztuki pisania. Niestety co kilka lat zdarzał jej się uczeń, który nie doceniał jej pracy i miłości do książek. Po kilku tygodniach uczeń zmieniał szkołę. Legenda głosi, że istniał taki jeden, który potrafił się jej postawić i przeżyć. Lecz niestety to tylko legenda.
Reszta uczniów podporządkowywała się jej zachciankom, mając na celu skończyć szkołę szybko i bezboleśnie. Tak więc po nocach czytali grube tomiska, mając nadzieję na dobrą ocenę. Karin nie przepadała za nią. I wzajemnie. Oczywiście lubiła czytać, nawet bardzo, ale tysięczny tom czy ballada o złamanym sercu jakiejś panny, wykańczało ją psychicznie. Karin nie cierpiała tego typu książek. Wolała, jak postacie żeńskie walczą o swoje, nigdy się nie poddają, a nawet w ciężkich chwilach zachowują hart ducha. Tak więc nie przykładała zbyt wielkiej wagi do przedmiotu, co prowadziło do spięć i ciągłego wypominania typu:
„Twój brat był tak utalentowny, wspaniały uczeń, nigdy mnie nie zawiódł. Same świetne oceny, bogata wiedza. Twoja siostra posiada ten sam gen. Jest również niesamowita, taka niewinna, niczym postaci z tych książek. Jesteś zakałą tej rodziny, Kurosaki Karin. Twój brat pewnie jest cały czerwony jak ktoś o tobie przy nim wspomina.”


Żyć w cieniu Ichigo nie było łatwo. Karin nie uczyła się źle. I nie była głupia. Nie interesowały ją ani romanse, ani fikcja, ani tym bardzie ciągłe przyrównywanie do rodzeństwa. Nauczyciele uwielbiali obie siostry stawiać pod tablicą i porównywać. Były dla nich ciekawym  zjawiskiem. Mimo bycia bliźniaczkami, różniły się całkowicie. Karin była silna, wyznaczała sobie cel i go osiągała. Nie każdy to potrafił. Nie była wylewna w uczuciach, zazwyczaj była poważna. Nie dzieliła się swoimi problemami, kiedy nie musiała. Albo raczej prawie nigdy się nie zwierzała, nawet najbliższym. Wolała sama rozwiązywać swoje sprawy. Nie chciała obciążać innych, którym też nie było łatwo. Zwłaszcza po śmierci matki. Cała rodzina była załamana po śmierci Misaki. Ich matka zginęła potrącona przez samochód. Ichigo bardzo się przez to obwiniał, że jej nie pomógł- mimo, iż był tylko dzieckiem. W czasie gdy on znikał codziennie nad rzeką, w pobliżu miejsca jej śmierci, dziewczynki cały czas przebywały pod opieką ojca. Nie wychodziły z pokoju, straciły apetyt. Przez długi czas spały razem, a dokładniej leżały koło siebie rycząc w poduszkę. O tak, Karin potrafiła płakać. Yuzu wzięła się w garść, przejęła obowiązki matki w gotowaniu i sprzątaniu- ojciec był w tym temacie beznadziejnie tragiczny. Karin poszła za siostrą- jako druga, zaraz po Ichigo, najbardziej przeżyła śmierć matki. Ale postanowiła być silna i już nie płakać. Jak dotąd zdarzyło się jej to tylko raz…
W szkole bywało różnie. Jasnowłosa Kurosaki była po prostu uczennicą idealną. Zawsze na czas, schludnie ubrana, punktualna, świetnie przygotowana do lekcji, miła dla uczniów i nauczycieli. Z Karin odwrotnie. Uparta, nie dawała za wygraną, zawsze chciała udowodnić, że ma rację. Nie dbała o naukę w takim stopniu jak Yuzu, ale starała się nie wypaść z pierwszej 30 uczniów w szkole.  Uwielbiała lekcje matematyki czy geografii. Lubiła tez historię. Miała dobre oceny z biologii- w końcu pomagała ojcu w klinice, musiała więc wiedzieć to i owo o ludzkim ciele. No i najbardziej kochała sport- zwłaszcza piłkę nożną. Potrafiła spędzić całe dnie, biegając za piłką i starając się  zdobyć gola.
W porównaniu z Yuzu, która oprócz gotowania, czytania i oglądania romansów, czy też nauki nie miała innego hobby. Nie, żeby była jakimś „No-life”. Uczyła się dużo, bo postanowiła zostać lekarzem. Pójść w ślady ojca. Oczywiście nie wiedziała nic o tym, że tatusiek czasem lata w czarnym komino po dachach i rozwala Hollowy zagrażające jego córciom.
Ostatnio postanowiła  podszkolić się w samoobronie. Niektóre duchy były coraz bardziej upierdliwe. Mimo, że ciągle latał za nią jakiś facet w czarnych ciuchach- niczym Batman- to jednak pozbywał się on tylko tych najbardziej zagrażającym jej życiu. Te duchy, które kręciły się w jej pobliżu, ciągle jej się naprzykrzały. Opowiadały o swoim nieszczęśliwym życiu, rodzinie, których stracili przez śmierć, czy problemach życie po śmierci. Na początku chciała być miła i wysłuchiwała ich, ale nawał informacji, historii, po prostu odbierał jej chęć do tego. Ale nie mogła też ich, ot tak, ignorować. Duchy miały swoje sposoby: zagadywały, jęczały, ciągnęły włosy i ubrania, wyrzucały rzeczy w powietrze. Ostatnio nie wytrzymała i normalnie zaatakowała ducha. Musiało to komicznie wyglądać dla kogoś stojącego z boku, lecz dla niej nie było. Nie pomagały nawet specyfiki od Urahary. Według niego, jej moce były bardzo wysokie i ciągle rosły (mimo, iż Ichigo nie było w pobliżu). A duchy to wyczuwały. Była niczym ludzki magnes na duchy. Kapelusznik doradził jej naukę samoobrony. Była w stanie dotknąć duchy, więc jeśli zrobi im małe kuku- bądźmy szczerzy- od tego nie umrą ponownie.
Tak więc dwa razy w tygodniu po 2 godziny ćwiczyła w dojo, pod kierunkiem przyjaciółki Ichigo- Arisawa Tatsuki. Ta dziewczyna była niczym super bohater dla Karin. Co prawda nie miała takich problemów jak ona, ale również widziała duchy i też czasem nie dawały jej spokoju. Jako jedyna z całej paczki pozostała w Karakurze i prowadzi zajęcia dojo. Z przyjaciółmi z liceum jest w stałym kontakcie. Czasem odwiedzają ją tutaj, czasem ona ich w Tokio. Jest jedną z niewielu osób, która posiada „bilet” upoważniający do odwiedzin Ichigo w Soul Society. Za kilka tygodni cała grupka planuje na mały wypad w odwiedziny do przyjaciela. Ot, taki weekend w Zaświatach…


Nauczycielka powróciła do lekcji. Kontynuowała wygłaszanie piękna poezji romantycznej. „Blee”…- Pomyślała Karin. W sumie nie rozumiała, dlaczego ta kobieta ciągle zadaje im coraz to nowe tomiska do czytania. Dopiero co mieli egzaminy, chyba należy się im chwila odpoczynku. Spojrzała w okno. Powoli zima się kończyła. Robiło się coraz cieplej i bardziej sucho. Niedługo znów będzie biegała z przyjaciółmi za piłką. Musi szybko dopaść listę, żeby wynająć boisko. Zwłaszcza, że miała w planie dołączyć jako pierwsza dziewczyna w historii do reprezentacji piłki nożnej w liceum Karakura. Lecz jak na razie kończył się rok szkolny. Ichigo, nie przepraszam, Kapitan 8 Oddziału Kurosaki Ichigo, zaprosił obie siostry na krótkie wakacje do Soul Society, ale odmówiła.
„Nie chcę na razie spotykać się z Ichi-nii. To, że go tutaj z nami nie ma jest bolesne. Co prawda często przebywał poza domem, ale teraz, gdy odszedł, ciągle jestem niespokojna. Zupełnie jakbym była obserwowana. I nie chodzi mi o tego dziwnego faceta, co niby ma mnie chronić i ciągle za mną łazi. To jest coś innego. Mrocznego… Bardzo niebezpiecznego.”
Dzwonek przerwał jej przemyślenia. I dobrze, bo i tak uchodziła za osobę ponurą i dziwną, a gdy myślała  bracie,  jej humor bywał jeszcze groszy. Zgarnęła książki do torby i szybkim krokiem wyszła z klasy. W końcu pozbyła się ciężkiego spojrzenia nauczycielki. Rozluźniła się nieco i przeszła się po szkole zmierzając do klasy na ostatnią lekcję.
- Karin, Karin!- Biegła za nią Yuzu- Poczekaj!
Bliźniaczka dogoniła ją i złapała mocno za ramię. Dyszała ciężko.
- Mogłabyś czasem zwolnić- powiedziała z wyrzutem. Nagle rozpromieniła się- Albo lepiej nie. Podobno osoby, które szybko chodzą żyją dłużej!
- Taa, jasne. Jeszcze jakieś rewelacje zdrowotne, Pani Doktor?
Yuzu momentalnie spoważniała. Jej oczy z roześmianych stały się większe i jakby zaniepokojone.
- Myślałaś o Braciszku, prawda?
- Niby kiedy- odburknęła czarnowłosa.
- Na lekcji. I nie mów, że tak nie było, bo znam Cię na wylot. Mimo tego, że i tak mi niewiele mówisz. Jesteś strasznie skryta, Karin. Ale ja cię przejrzałam. Tak samo jak przejrzałam Heite. Wiesz, że on się w Tobie podkochuje, siostrzyczko?- Jej oczy znowu błyszczały.
- Że co Heita?- Karin wytrzeszczyła oczy.
- Och, zapomnij, ja nic nie mówiłam. Z resztą, jak będzie się chciał z Tobą umówić, to się umówi. I zmieniasz temat.
- To Ty zmieniasz temat.
-Możliwe, ale przyznaj się. Myślałaś o Ichigo?
- Tak- westchnęła.- Jak Ty to robisz Yuzu? Czytasz mi w myślach?- Uśmiechnęła się z ironią.
- Prawie. Nie zapominaj, że jesteśmy siostrami. Bliźniaczki- coś ci to mówi? I ja też o nim myślę. Często. Cały czas. Rycze po nocach. Ale niedługo się zobaczymy. Ciekawe, jak się zmienił. Minęło już 8 miesięcy! Pewnie znowu go wyciągnęło w górę. Będę musiała go podciąć. Wiesz jak on nie cierpi, jak się czepiają fryzjerzy koloru jego włosów.
Dalej nie rozumiem, dlaczego tak się upierasz zostać tutaj. Będziemy mogły spędzić ten czas z braciszkiem. Powinnaś korzystać ile się da!
- Nie Yuzu. Ja tam nie pojadę. Nie ma mowy i koniec tematu.
- Jesteś okropnie uparta. Zupełnie jak Ichigo. Ale nie będę Cię ciągle namawiać. To twoja decyzja. A teraz chodź, ta lekcja i idziemy zrobić zakupy. Jak sądzisz co mam dzisiaj przyrządzić? Curry, Ramen? A może cos bardziej zachodniego?
- Obojętne. Wiesz, że uwielbiam wszystko, co ugotujesz.- Czarnowłosa uśmiechnęła się. Yuzu miała całkowitą rację. Znała ją na wylot, mimo, iż ta była bardzo skryta. I wiedziała, jak odwrócić jej uwagę od problemów.  Siostra to siostra. A z Yuzu, jako siostrą, jest się naprawdę z czego cieszyć. Podeszła i przytuliła ją.
-Dziękuję- Szepnęła.
- Nie ma za co, Karin. Lekcja się zaraz zacznie. Chodźmy.

Obie siostry ruszyły żwawym krokiem w stronę sali lekcyjnej, nie wiedząc, co czeka je w niedalekiej przyszłości.